Olgierd.Kwiatkowski, sport.interia.pl: W ubiegłym roku kajakarki mimo wielu medali mistrzostw świata i Europy, w tym złotych, nie zostały docenione w polskich plebiscytach. Myśli pan, że teraz będzie podobnie? Tomasz Kryk, trener kadry kobiet w kajakarstwie: Przeczytałem właśnie, że podczas inauguracji zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich wystartuje 61 zawodników z 14 państw. A jak jest u nas? W jedynkach kobiet na mistrzostwach świata startowało 70 zawodniczek z 70 krajów, nie licząc dwójek i czwórek. I mówi się, że kajakarstwo jest niszowym sportem. Nie chcę jednak tak podchodzić do tematu. My jako team jesteśmy na takim poziomie, że nie mamy o nic żalu. Nie kwestionujemy wyborów plebiscytów sportowych jak na przykład Paweł Fajdek. Dla nas nagrodą jest medal, a nie miejsce w plebiscycie. Dziewczyny mogą zarabiać pieniądze robiąc to, co lubią. Ciężko pracują, ale też fajnie się bawią, jeżdżą po świecie. Wielu ich rówieśników nie ma takich możliwości. Ich rodzice nie mają pieniędzy, aby takie możliwości im stworzyć. Jako trener mogę powiedzieć, że Karolina Naja jest niedoceniana, bo ma medale igrzysk europejskich, mistrzostw świata i Europy, igrzysk olimpijskich. W ubiegłym roku była dwukrotną mistrzynią świata i Europy, a nie była w dziesiątce najlepszych polskich sportowców. Czy to jest przykre? Nie. Rozumiemy, że media są dziś show-biznesem. Musimy to zaakceptować. Mieć do tego luźne podejście. Wtedy łatwiej jest maszerować przez życie. Iga Świątek o Sabalence: Wiem, że Polacy nie do końca ją lubią Podkreślił pan niedawno to, że nie macie prawa narzekać także dlatego, bo wy bierzecie pieniądze od podatnika i przed nim się rozliczacie za wynik. - Ciągle się mówi, że część sfery publicznej jest niedoinwestowana - szkolnictwo, drogi, służba zdrowia. Często widzę starsze osoby, które stojąc w aptece w kolejce po leki liczą złotówki. Ktoś może powiedzieć, że kajaki to nie jest piłka nożna i pieniądze są dużo mniejsze. Może są mniejsze, ale dla topowych zawodników są dużo większe niż dla pracowników budżetówki. Mam żonę nauczycielkę to wiem, co to znaczy. Dzięki programowi Ministerstwa Sportu i Turystyki Team 100, stypendiom z ministerstwa i samorządów, wsparciu Spółek Skarbu Państwa zawodnicy mają pieniądze. W kadrze olimpijskiej 2/3 sezonu nasi zawodnicy są utrzymywani na koszt podatnika. Zgrupowania, hotele, sprzęt sportowy, bilety lotnicze - za to płaci najpierw ministerstwo sportu, które przekazuje pieniądze do związku sportowego. Nie mówię o wdzięczności, ale odczuwam głębokie poczucie odpowiedzialności, że ktoś stwarza nam warunki, żeby zawodnik miał spokojną głowę. I w naszym wypadku robi to państwo, podatnik. Dlatego mówię zawodniczkom, żeby nie bawiły się na przykład w Fame MMA, bo one są rozliczane za medal olimpijski, a nie zabawę. Będzie złoty medal olimpijski dla Polski w kajakarstwie w Paryżu? W historii igrzysk nigdy go nie było. - Mamy takie marzenie. Jeżeli chciałbym przewidzieć, że tak się stanie, to albo bym panu nakłamał, albo by pan uznał, że odjechałem. Nie można dziś wyrokować co będzie za osiem miesięcy w Paryżu. Mogę obiecać, że będziemy przygotowani, dziewczyny są zmotywowane, świadome, marzą o tym. Nawet dobrze się stało, że w tym roku zdobyły tylko srebro. Już wiemy, że ktoś nas obserwuje. Możemy skorygować błędy. Nie będziemy dmuchać w balonik. Przyjmiemy to, co przyszłość nam da. Wyprzedziły was Nowozelandki. Skąd się one wzięły? - Zbudowały nową czwórkę. My popełniliśmy jeden błąd, ale już porozmawialiśmy o tym. Z tym, że cieszyliśmy się ze srebrnego medalu, z kwalifikacji olimpijskiej, ale wiemy, że mogło być złoto. Kilka miesięcy temu udzielił pan kontrowersyjnej wypowiedzi, że nie przeszkadza panu udział Rosji i Białorusi w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Potem skorygował pan tę wypowiedź i czy liczy się pan ze startem zawodniczek z tych krajów na igrzyskach? - Możliwe, że wystartują w kwalifikacjach kontynentalnych w Szeged. Węgrzy pewnie je wpuszczą, czy Francuzi? Tego nie wiem. Na pewno nie będzie ich w czwórce kobiecej. Mogą się zakwalifikować w jedynce albo dwójce. Wracając do tamtej wypowiedzi, ona została wyjęta z kontekstu. Powiedziałem, że osobiście nie miałbym z tym problemu. Podchodzę do tego z ludzkiego punktu widzenia i odnoszę się do Białorusinek. Znałem te zawodniczki. Dzieliliśmy z nimi hangar w Tokio. Widziałem jak się modliły, bo zawody im nie poszły. Potem byliśmy z nimi na zgrupowaniu w Portugalii, gdy wybuchła wojna. Jak się dowiedziały, że zostaną wykluczone - płakały. Widziałem dziewczyny, które przeżyły ludzki dramat na moich oczach. Nie miały nic wspólnego z wojną. Dziś widzę jak Białorusinka Aryna Sabalenka wygrywa turnieje tenisowe, jak Rosjanin Daniił Miedwiediew też wygrywa. I oni pojadą na igrzyska. Ktoś powie, że Sabalenka mieszka w USA, Miedwiediew we Francji, ale białoruskie kajakarki nie mają takich możliwości, żeby zamieszkać za granicą i sprowadzić tam rodziny. Nie zarabiają milionów. Wróćmy do igrzysk w Paryżu. Jak sobie pan poradzi z tym, że w wiosce olimpijskiej i na zawodach sportowcy nie będą mogli korzystać z wody butelkowanej? - Szef misji olimpijskiej Tomasz Majewski zastanawiał się jak sobie z tym poradzi jeden z większych sponsorów olimpijskich - Coca-Cola. My sobie poradzimy. Markety będą otwarte i tam woda butelkowana będzie, najwyżej przywieziemy wodę z Polski. To bardzo ważna sprawa. Chodzi po pierwsze o sprawy dopingowe. Czy woda dostępna w źródełkach, jak proponują organizatorzy, będzie "czysta". Po drugie, to kwestia adaptacji. Nie wszyscy tolerują miejscową wodę z wodociągów. Mogą wystąpić problemy. W Tokio my też korzystaliśmy z własnej wody, z pieczywa bezglutenowego, przywieźliśmy z Polski nawet ogórki kiszone. Podcast olimpijski. Katarzyna Zilmann - na sportowo i życiowo Zapowiedział pan, że dwa tygodnie przed igrzyskami zawodniczki wyjmują karty z telefonu i urywają kontakty ze światem. - Taką regułę wprowadziła Beata Mikołajczyk - Rosolska, wicemistrzyni olimpijska z Pekinu. Powiedziała, że od tych igrzysk wie jak ważne dla sportowca olimpijskiego jest ograniczenie kontaktów ze światem zewnętrznym w czasie najważniejszych zawodów a karierze. Będą miały telefon dostępny tylko dla siebie i najbliższej rodziny. Żadnych mediów społecznościowych, żadnych zbędnych rozmów. Nie ma co ścigać się w wyścigu o popularność na lądzie, ale trzeba skupić na wyścigu o medal na wodzie. Za to dziewczyny będą rozliczane. Wiem, że jest pan aż tak wymagającym trenerem, że powtarza zawodniczkom, że ważniejsze od tego czy pomalują sobie paznokcie na spotkanie na przykład z prezydentem jest trening. - Wszystko jest ważne, tylko wszystko musi mieć swój czas i miejsce. Uwielbiam jak dziewczyny są umalowane, z pięknymi fryzurami, barwnymi paznokciami. Ale powtarzam im, że najpierw muszą zaplanować trening, a potem dołożyć fryzjera i kosmetyczkę. Z najwyższą dbałością muszą traktować zawód, który wykonują, bo wyniki, które osiągną wpłyną na ich przyszłość. One nadal nawet podczas treningu są młodymi i pięknymi kobietami. Tyle, że sport jest strasznie o nie zazdrosny. Jak nie będą przygotowane w godzinie walki, to zweryfikują je rywalki, wygrają te szybsze i kolor paznokci nie będzie miał znaczenia. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski