Igrzyska olimpijskie przeżywały w swej historii wiele zawirowań, przez które przeszły jakoś suchą stopę. Nazistowska hucpa, w jaką zamieniła się impreza w Berlinie w 1936 roku, kiedy do władze Trzeciej Rzeszy wykorzystały organizację igrzysk (dostali ją w spadku po Republice Weimarskiej i początkowo nawet chciały zrezygnować, żeby nie trwonić pieniędzy potrzebnych na zbrojenia) do propagandy, zrekompensował w pewnym stopniu Jessie Owens i jego sukcesy. Amerykański mistrz sprintu zmusił wtedy dyktatora Adolfa Hitlera do oglądania triumfów zawodnika - jak uważali naziści - gorszej rasy. Zresztą to właśnie igrzyska olimpijskie organizowane po II wojnie światowej stały się kołem napędowym do odbudowy światowych relacji międzynarodowych, a nawet do powrotu do społeczności wykluczanych w ramach sankcji Niemców czy Japończyków. Karygodne kary, jakie spadły na amerykańskich sprinterów Tommie'ego Smitha i Johna Carlosa, którzy na podium biegu na 200 metrów unieśli pięści w czarnych rękawicach w ramach antyrasistowskiego protestu przeciw dyskryminacji czarnoskórych obywateli w USA to także ciemna karta światowego olimpizmu. Kontynuowanie igrzysk w Monachium w 1972 roku mimo zamachu terrorystycznego na sportowców izraelskich, wycofanie się krajów afrykańskich z igrzysk w Montrealu w 1976 roku na skutek protestu przeciw Nowej Zelandii (złamała embargo sportowe wobec RPA targanej polityką dyskryminacji rasowej), wreszcie polityczny bojkot najpierw igrzysk w Moskwie w 1980, a następnie igrzysk w Los Angeles w 1984 roku wydawały się grzebać ruch olimpijski. Nie pogrzebały. CZYTAJ TAKŻE: Zdjęcie z hitlerowskim dyktatorem ratowało życie. Polka je zachowała To zdaje się umocniło we wszystkich przekonanie, że olimpizm jest ostatnim przyczółkiem idealizmu, który może uratować ten skorumpowany, cyniczny i zepsuty świat. Bo to przecież igrzyska kończące olimpiadę raz na cztery lata są momentem, gdy wszyscy niczym na święta rzucają się w sobie w ramiona, aby zapomnieć krzywdy i ból i stanąć do szlachetnej rywalizacji. Nie bacząc na to, jakie tragedie ta olimpiada przed igrzyskami przyniosła. Przecież nawet o Putinie mówi się, że w lutym 2022 roku czekał z agresją na Ukrainę na koniec igrzysk zimowych w Pekinie. Taki szlachetny? Nie, po prostu nie chciał wkurzyć Chińczyków. Kalkulował. Stał się przez to jednym z wielu polityków, którzy skondensowany sport w formie igrzysk olimpijskich wykorzystał do celów politycznych. Użył go jako narzędzia, a my mogliśmy się przekonać jak ostre jest to narzędzie. Rosja poza igrzyskami - wydawało się to oczywiste Spójrzmy bowiem, co działo się przez dwa lata wojny w Ukrainie ze sprawą startu Rosjan na igrzyskach w Paryżu. Coś, co dla opinii międzynarodowej wydawało się zupełnie oczywiste - że Rosja jako krwawy agresor nie ma prawa stawać do rywalizacji sportowej i w ogóle nie ma prawa stawać w jednym szeregu z cywilizowanymi narodami - już dla ruchu olimpijskiego takie oczywiste nie było. Zostawiając na boku kwestie finansowe decyzji o wykluczeniu czy bojkocie igrzysk, na czoło wybiły się właśnie cele polityczne. Międzynarodowy Komitet Olimpijski stał się zakładnikiem własnej idei. Szef MKOl Thomas Bach powiadał, że wykluczenie kogokolwiek z igrzysk to porażka. Że MKOl takich rzeczy nie robi, a sytuacja zasadniczo różni się od tej chociażby z lat osiemdziesiątych. Jako że sam kiedyś ucierpiał na bojkocie igrzysk, postanowił zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. Kontekstem merytorycznym jest to, że medale zdobyte bez rywalizacji ze wszystkimi (czyli także Rosjanami), a zatem zdobyte poniekąd walkowerem już tak nie smakują. Idea olimpijska opierała się wszak właśnie nie na zwycięstwie za wszelką cenę, ale na zwycięstwie szlachetnym. To jest słowo klucz. Sceptycy mówią: to wycieranie sobie gęby olimpijską flagą, bo za decyzjami i wahaniami MKOl stoi po prostu lobbing. Rosja jest mistrzem podskórnego krążenia i zakulisowych gier. Potrafi walczyć o swoje i wpływać na decyzje świata nawet tak, że ten nie wie, iż jest manipulowany. Zwróćmy uwagę, że sprawa igrzysk trochę przypomina wojnę, w każdym razie w rosyjskim ujęciu. Rosja i Putin nie są przecież wcale zainteresowani szybkim zakończeniem wojny ukraińskiej, bo mimo kosztów, jest im ona potrzebna. Podobnie jest z igrzyskami. Afera i dyskusje wobec kwestii tego, czy Rosję wykluczyć, czy nie także są Kremlowi na rękę. Pozwalają jednoczyć kraj w poczuciu krzywdy, wykluczenia i niesprawiedliwości. Są paliwem propagandy. Rosja wykorzysta igrzyska propagandowo W Rosji toczą się cały czas dyskusje jak się zachować wobec decyzji MKOl, jakiekolwiek by one nie były. Czy nie lepiej samemu nie rzucić tego wszystkiego w diabły, wykreować się na prześladowanego kombatanta, któremu nie pozwala się uczestniczyć w najszlachetniejszym święcie sportu na świecie i wokół tego się konsolidować. Rosyjski minister sportu Oleg Małycyn uważa, że należy jechać i startować nawet pod neutralną flagą, co wielu radykalnych Rosjan (głównie tych, którzy uzasadniają agresję na Ukrainę) uważa za hańbę. Jaki bowiem sens ma start na olimpijskiej arenie bez wypiętej piersi z godłem? Bez hymnu za triumf? Rosja chce startować, aby także decyzję MKOl o dopuszczeniu jej do startu pod neutralną flagą wykorzystać propagandowo. Pokazać światu: proszę, oto nas sankcjonują, oto nas wykluczają, oto uważają nas za gorszych. Po czym możemy spodziewać się wielu rosyjskich prowokacji podczas startów, na podium, całego strumienia sączącej się podskórnej propagandy, która wykorzysta igrzyska. Prowokacji, które uderzą także w Ukraińców i ich sojuszników, o ile ci zdecydują się startować. Będą musieli stanąć oko w oko z agresorem i przykleić do twarzy fasadową ideę szlachetnej walki, o której nie ma mowy w świecie poza sportem. To upokorzenie. Ogromne upokorzenie dla każdego, kto do takiej rywalizacji będzie zmuszony. Cokolwiek MKOl ostatecznie postanowi, a z decyzji o dopuszczeniu do startu Rosjan w sportach indywidualnych pod neutralną flagą i bez hymnów raczej się nie wycofa, sprawa jest przegrana. Igrzyska będą klęską. I przykład Jessie Owensa tu już nie zadziała, bo tym razem to Rosjanie bez trudu zagrają rolę swego życia. Rolę ofiar.