Najnowszym, ale też jednym z najgłośniejszych przykładów, jest skandal, jaki wybuchł na mistrzostwach świata w szermierce, po którym zdyskwalifikowana została ukraińska szablistka Olha Charłan, która nie podała ręki swojej rywalce Annie Smirnowej. Pokłosiem tej afery były kolejne ruchy MKOl, który ostatecznie postanowił, że Charłan, niezależnie od tego, czy zdoła wywalczyć kwalifikację olimpijską, czy też nie, będzie mogła wystartować w Paryżu. Ukraińcy zestawieni z ofiarami Holokaustu. Amerykanie nie gryzą się w język "Neutralna flaga nie sprawia, że przestają być agresorami" To wszystko sprawia, że rosyjscy sportowcy, choć w zdecydowanej większości, o ile w ogóle, startują pod neutralną flagą, cały czas budzą kontrowersje i spore emocje. Zdecydowana większość państw pozostaje przeciwna ich startom, nawet mimo rekomendacji MKOl, by wracali jako neutralni sportowcy, po spełnieniu odpowiednich warunków. Jednym z przedstawicieli tej grupy krajów jest Łotwa. Nowo wybrany szef tamtejszego komitetu olimpijskiego Jānis Buks bardzo rozsądnie uargumentował, dlaczego Rosjan i Białorusinów nie powinno być na igrzyskach w Paryżu. Nawet pod neutralną flagą. "Jak długo rosyjskie oddziały pozostaną na Ukrainie, sportowcy z tego nie powinni występować na igrzyskach olimpijskich. To byłby brak szacunku dla tych, którzy zginęli, albo tych, którzy zostali pozbawieni swoich domów. Neutralna flaga nie sprawia, że przestają reprezentować kraj agresora. Przecież żaden sportowiec nie przygotowuje się do igrzysk bez wsparcia swojego kraju" - mówi Buks. I trudno się z tą logiką nie zgodzić. Choć w Rosji zapewne takie podejście może wywołać furię.