Aleksander Kwaśniewski to nie tylko dobrze zorientowany polityk z potężnym doświadczeniem na koncie, ale też - co być może niektórych może zaskoczyć - pasjonat sportu. Ciekawostką jest, że za młodzieńczych lat trenował lekkoatletykę w pierwszoligowym klubie BKS Iskra Białogard, szkoląc się pod okiem brązowego medalisty mistrzostw Polski seniorów w biegu rozstawnym 4 × 100 metrów, Henryka Młynarczyka. Choć ostatecznie profesjonalnym sportowcem nie został, do dziś docenia zalety regularnej aktywności fizycznej, co sygnalizuje w najnowszym obszernym wywiadzie dla Interii Sport. "Sport jest w ogóle pomocny w życiu" - przekonuje. Jego zdaniem uprawianie sportu od dziecka (nawet na poziomie amatorskim) pozwala na "wdrożenie do wysiłku, zdrowej konkurencji, respektowania zasad". Jest także ważne pod innym względem. On sam do dziś interesuje się różnymi dyscyplinami, śledzi najważniejsze wydarzenia sportowe. A przy okazji dzieli się brutalną diagnozą dotyczącą ruchu olimpijskiego, który - wedle jego oceny - "jest w wielkim kłopocie, żeby nie powiedzieć kryzysie". O co konkretnie chodzi? Bezlitosna wypowiedź Aleksandra Kwaśniewskiego. "Będzie coraz trudniej" Z słów Aleksandra Kwaśniewskiego wynika, że istnieje znaczący problem dotyczący zwłaszcza zimowych igrzysk olimpijskich. Wyzwaniem są zmiany klimatyczne, które mają ograniczać liczbę miejsc, w których można przeprowadzić tego typu zawody. Utrudniają też one sportowcom przygotowania do rywalizacji. "Przy obecnie zachodzących zmianach w pogodzie nie bardzo wiadomo, na jaki lodowiec jeździć, żeby móc trenować" - zaznacza były prezydent Polski. To nie wszystko. Polityk dostrzega jeszcze jedno zagrożenie, a mianowicie coraz mniejszą uniwersalność sportów zimowych, co niejako stoi w kontrze do fundamentów ruchu olimpijskiego, które zakładają globalność dyscyplin i uprawianie ich na różnych kontynentach. "W przypadku sportów zimowych to jest coraz trudniejsze i dodatkowo mamy zmniejszającą się liczbę krajów, które angażują się w niektóre dyscypliny" - mówi. Za przykłady podaje saneczkarstwo oraz popularne w Polsce skoki narciarskie. "Bądźmy szczerzy, dzisiaj skoki są uprawiane może w dwunastu krajach, a oglądane w czterech. Publiczność skoków narciarskich jest w Niemczech, Austrii, Polsce i w Słowenii. Już nawet Norwegia, która do tej pory była pewniakiem co do tego, że ludzie przyjdą oglądać skoki narciarskie, wyłamuje się z tej reguły" - tłumaczy. Niesie to ze sobą poważne konsekwencje i problemy. Zdaniem Kwaśniewskiego "będzie coraz trudniej znajdować chętnych do organizacji" ZIO, przez co za gospodarowanie zawodami mogą brać się "kraje dalekie od wzorców demokracji", które "mogą dowolnie kierować strumienie dużych środków finansowych". W 2022 roku zimowe igrzyska olimpijskie odbyły się w Chinach, a w 2014 roku w Rosji. "I to jest właśnie efekt tego kłopotu, żeby nie powiedzieć kryzysu, w jakim są już igrzyska zimowe. Jeśli chodzi o igrzyska letnie sytuacja może nie jest aż tak dramatyczna, ale podobna, ponieważ koszty organizacji tych imprez są coraz większe. Zapewnienie bezpieczeństwa zarówno sportowcom, jak i publiczności, będzie dramatycznie obciążało budżety. Zobaczymy, jak Francuzi dadzą sobie z tym radę. Ja mogę tylko powiedzieć, że jeżeli oni to zrobią bezpiecznie od początku do końca, to trzeba będzie im pogratulować, bo podejrzewam, że w przypadku igrzysk w Paryżu lista potencjalnych zagrożeń jest największa w historii" - opowiada polityk. To już koniec, decyzja zapadła. Wstrząs w polskich skokach. Trener kadry B dowiedział się o tym z mediów Aleksander Kwaśniewski o szansach Polaków na igrzyskach i Euro. Szczere słowa Aleksander Kwaśniewski stara się patrzeć realnie także na medalowe szanse Polaków na zbliżających się igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Twierdzi, że z krążkami do kraju mogą wrócić Anita Włodarczyk, Paweł Fajdek, Wojciech Nowicki, Natalia Kaczmarek i sztafeta 4 x 400 kobiet. Wielkiego sukcesu nie wróży także piłkarskiej reprezentacji Polski na Euro 2024. Na ten moment uważa, że podopieczni Michała Probierza rywalizację zakończą na fazie grupowej, choć dopuszcza do siebie myśl, że mimo wszystko kadrowicze "mogą powalczyć". Kluczowy może okazać się pierwszy mecz, z Holandią (16 czerwca, godzina 15.00). "Jeżeli wyjdzie im pierwszy mecz, a gramy z Holendrami, jeżeli będzie skompletowany skład bez ubytków ze względu na kontuzje, a piłkarze zagrają bez presji, dlatego że nikt nie będzie oczekiwał sukcesu, to może coś się uda. (...) Kiedy patrzę na cztery drużyny w naszej grupie, Polska, Holandia, Francja i Austria, no to dzisiaj w tym gronie my niewątpliwie jesteśmy najsłabsi. To się może zmienić, nie drastycznie, jednak nieco poprawić. Natomiast uważam, że kandydatem na czarnego konia tych mistrzostw są Austriacy" - podsumowuje prezydent Polski z lat 1995-2005. Sensacyjnie skreślony przez Probierza piłkarz przerywa milczenie. "Czułem, że mogę pomóc"