Kamil Bortniczuk: Jestem pewny, że sportowcy z Rosji i Białorusi nie zostaną dopuszczeni do igrzysk olimpijskich w Paryżu We wtorek MKOl wydał oświadczenie, w którym poinformował o przywróceniu do rywalizacji sportowców z Rosji i Białorusi. Rada Zarządzająca Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego przekazała wszystkim międzynarodowym federacjom i organizatorom międzynarodowych imprez sportowych zalecenie, które stanowi o dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów do rywalizacji indywidualnej pod neutralną flagą. Zgody na start udzielono w ograniczonym zakresie, ale rozstrzygnięcie spowodowało w naszym kraju ogromny sprzeciw. Na polecenie premiera Mateusza Morawieckiego minister sportu Kamil Bortniczuk miał przekazać władzom MKOL zdecydowane stanowisko Polski w tej sprawie, które oczywiście sprzeciwia się takowej decyzji. Kwestią najważniejszą w tym temacie jest bowiem ewentualny udział sportowców z tych krajów w przyszłorocznych Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. - Jestem pewny, że Rosjanie i Białorusini nie zostaną dopuszczeni do udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Dopóki jednak istnieje takie zagrożenie musimy być gotowi, by mówić o bojkocie, bo w skrajnym scenariuszu być może trzeba będzie postawić MKOl pod ścianą - powiedział Bortniczuk w programie "Fakty po Faktach". Jego zdaniem MKOl jak na razie wypuszcza bardzo mglisty przekaz, któremu brakuje konkretnego stanowiska. W sytuacji skrajnej, czyli przy ewentualnym dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów do udziału w igrzyskach, pozostałe kraje powinny działać wspólnie, by postawić władze przed dokonaniem wyboru między jedną albo drugą stroną. - MKOl musiałby zostać postawiony przed sytuacją, cały czas mówię o skrajnym przypadku, gdzie będzie musiał wybrać między Rosją i Białorusią, a państwami cywilizowanego świata. Cały czas pracujemy nad tym, by ewentualny postulat o bojkocie był zbiorowy. Robimy to od pierwszego dnia wojny. W Polsce ukłuwane są narracje, którymi później mówi wiele państw świata. Ja z moim brytyjskim odpowiednikiem odpowiadamy w większości za budowę koalicji dzisiaj już 36 państw, które wspólnie publikują swoje postulaty. Z różnych powodów, także politycznych, w tym momencie nie decydują się na twarde stanowisko mówiące o bojkocie, ale też nie chcą udziału sportowców z Rosji i Białorusi w igrzyskach - tłumaczył. Jeśli sportowcy z Rosji i Białorusi chcą pojechać na IO, to muszą na piśmie sprzeciwić się reżimowi Ewentualny występ sportowców z tych krajów jest jego zdaniem możliwy tylko jeśli zostaną spełnione dwa kluczowe warunki. Jeden to oczywiście występowanie pod neutralną flagą, a drugim jest podpisanie specjalnego oświadczenia, w którym sportowcy zadeklarowaliby sprzeciw przeciwko działaniom wojennym, a także reżimowi panującemu w ich krajach. W tym przypadku władze MKOL podawały się na ONZ, mówiąc, że sporo zawodników i zawodniczek mimo posiadania takie zdania w tym temacie, po prostu boi się podpisać takowe oświadczenie, ze względu na strach o swoje bezpieczeństwo i bezpieczeństwo bliskich. Zdaniem Bortniczuka jest to pewna zasłona dymna, która może być wykorzystywana także w przyszłości. - Nie wyobrażam sobie by MKOl czy jakikolwiek cywilizowany kraj był za tym, by w IO startowali zawodnicy, którzy nie są w stanie sprzeciwić się zbrodniarzom wojennym, a za takiego został uznany Władimir Putin. Samo to czy ktoś startuje jako neutralny zawodnik nie gwarantuje nam niczego. Mówi się, że ci sportowcy nie są w stanie podpisać oświadczenia bo obawiają się o zdrowie swoje i swojej rodziny w Rosji. To ma być argumentem za neutralnością, tylko byłaby to neutralność pozorna, jak na poprzednich igrzyskach, gdzie Rosjanie mieli odbywać karę za przestępstwa dopingowe, a sobie z tego kpili i wszędzie gdzie się dało pokazywali swoją flagę, mimo wyraźnego zakazu. Później te osoby z tego samego powodu nie będą mogły odmówić sobie herbaty, zdjęcia czy uścisku z Władimirem Putinem i niechybnie zhańbią kółka olimpijskie pojawiając się na jakimś prowojennym wiecu - stwierdził.