Zgodnie z zapowiedziami premiera Emanuela Macrona, reforma emerytalna ma być wprowadzana we Francji stopniowo, począwszy od jesieni. Zakłada ona podwyższenie wieku emerytalnego z 62 do 64 lat. Decyzja ta spotkała się ze wyraźnym sprzeciwem francuskich obywateli. Jak informuje serwis "franceinfo" wśród niektórych środowisk aktywistów działających na terenie kraju pojawiło się nawet hasło "brak odwrotu, brak igrzysk". Wiąże się to z groźbą zakłócania zarówno przygotowań, jak i samego przebiegu igrzysk olimpijskich, które w 2024 roku odbędą się w Paryżu, w wypadku gdy rząd nie zmieni swoich planów. Świadomość rozprzestrzeniania się takiego hasła mają też osoby odpowiedzialne za organizację wydarzenia. W poniedziałek nastroje starała się nawet uspokajać sama minister sportu, która cytowana przez portal mówiła o tym, by pamiętać, że "igrzyska są dla Francuzów, sportowców, a nie dla państwa, czy rządu". Mer Paryża apeluje o niezakłócanie przygotowań do igrzysk Jak podkreśla "franceinfo", mimo że większość prac jest już na wykończeniu, obecna sytuacja wprowadza lekki niepokój wśród organizatorów. Panuje bowiem obawa, że zagrożenie igrzyskom rzeczywiście może stać się istotną dźwignią dla najbardziej zagorzałych przeciwników rządu. Jednak na ten moment, na najwyższym szczeblu mało kto spodziewa się, by tego typu groźby przybrały na sile, a jeśli już to głównie w wyniku spontanicznych działań nielicznych, autonomicznych grup, a nie organizacji, dla których nie byłoby to opłacalne z przyczyn politycznych. Od głosów i wezwań do zakłócania igrzysk dystansują się również ci politycy, którzy wcześniej popierali strajki i wszelkie ruchy społeczne. Opowiedzieć się przeciwko traktowaniu igrzysk jako "zakładnika" miała m.in. mer Paryża Anne Hidalgo.