Michał Siess od pewnego momentu fazy pucharowej walczył z wielką gracją i swobodą. W finale pokonał Duńczyka Jonasa Winterberga-Poulsena 15:13 i tym samym mógł się cieszyć ze złotego medalu igrzysk europejskich. To pierwotnie miały być zawody w randze mistrzostw Europy, ale ze względu na politykę tak się nie stało. Świetne wieści. Polski wojownik wywalczył medal na igrzyskach europejskich Pandemia zatrzymała rozwój Michała Siessa, pandemia wpłynęła na jego decyzję Tomasz Kalemba, Interia Sport: Kiedy pojawił się pomysł na treningi we Włoszech? Michał Siess: - Tak naprawdę ten pomysł zrodził się trzy-cztery lata temu. Tyle że daleko było mi do tego, by go zrealizować. Udało się to dopiero w momencie, kiedy wiadomo było, że przez prawie rok nie będziemy mieli zawodów w związku z pandemią. Wtedy podjąłem decyzję o wyjeździe do Włoch. W sezonie 2020/2021 spędziłem w tym kraju około pół roku bez przerwy. Teraz w ciągu roku w różnych przedziałach czasowym spędzam we Włoszech około 2-2,5 miesiąca. To był pana pomysł? - Rozmawialiśmy z tatą (Cezary Siess - medalista olimpijski i mistrzostw świata we florecie - przyp. TK) o tym, że przydałoby się urozmaicić sparingi. Zarówno jeśli chodzi o ilość, jak i jakość. Chodziło o to, że mogłem robić szóstą walkę dnia, a rywal wciąż był na wysokim poziomie. W Polsce miałem trzy-cztery walki i kończyli się lepsi sparingpartnerzy. Ten złoty medal igrzysk europejskich to chyba najlepszy dowód na to, że to był potrzebny krok, bo rozwinął pan skrzydła. - Tak. Nie trenuję tam byle z kim. W grupie jest mistrz olimpijski z Rio de Janeiro. Nawet zwykła obserwacja go w czasie treningów wiele daje, nie wspominając o sparingach. Przebywam tam w zwycięskiej atmosferze, bo trenują tam nie tylko Włosi. Nadchodzi pana czas, bo patrząc na wiek - a ma pan 29 lat - niewiele czasu chyba w sporcie pozostało? - No tak. Odczuwam już swój wiek i widzę, że regeneracja nie jest już taka sama, jak kilka lat temu. Było mi przykro, bo akurat pandemia pojawiła się w czasie, kiedy mocno szedłem w górę. Teraz wróciłem na dobre tory, a jak będzie, to się przekonamy. Sam robię wszystko, by było jak najlepiej. Skazany na szermierkę Wydawać by się mogło, że jak ojciec odnosił sukcesy, to syn jest też skazany na nie, a to wcale nie jest takie proste. - Nie jest. To prawda. Teraz jest o tyle ciężej, że szermierka stała się sportem globalnym. W każdym kraju jest zawodnik, z którym porażka nie będzie żadną ujmą. Był pan skazany na szermierkę? - Mieszkaliśmy dosłownie pięć minut na piechotę od szkoły szermierczej, w której wychowało się wielu medalistów największych imprez. Wiadomo, że ze względu na tatę poszedłem do tej szkoły, ale z drugiej strony szermierka też zawsze mi się podobała. Tata nie musiał mnie do niej zmuszać. Uprawiałem też różne inne sporty, ale jednak zostałem przy szermierce. Michał Siess: jesteśmy przeciwni startom Rosjan Szermierka była jedną z pierwszych dyscyplin, która otworzyła drzwi Rosjanom. Jak pan to widzi? - Oczywiście jesteśmy przeciwni startom Rosjan na arenie międzynarodowej. Przecież ten kraj niszczy wiele obiektów cywilnych w Ukrainie. To nie jest typowa wojna pomiędzy żołnierzami. Poza tym najlepsi Rosjanie i to nie tylko w szermierce są w jednostkach wojskowych. Dlatego tym bardziej jesteśmy przeciwni ich udziałowi w rywalizacji sportowej. Jeśli na zawodach pojawią się Rosjanie i wylosuje pan Rosjanina, to pojawi się dylemat? - Rozmawialiśmy o tym i w naszej reprezentacji każdy zawodnik może indywidualnie podejść do tego tematu. Związek nie będzie nas karał za to, jeśli nie staniemy do walki z Rosjaninem. Natomiast indywidualne bojkotowanie walk, a nie w skali całej Europy, nie ma sensu. Bo tylko my bylibyśmy na tym stratni. Gdyby cała Europa zdecydowała się na taki krok, to moglibyśmy to rozważyć. Rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport Wielki problem z igrzyskami europejskimi. Obietnica wciąż niespełniona