Rywalizacja we wspinaczce sportowej na czas kobiet w Tarnowie, to były dziwne zawody. Wystąpiło tylko dziewięć zawodniczek. Po eliminacjach odpadła jedna. Tak naprawdę poza Polkami, nie pojawiła się na starcie żadna ze znanych sportsmenek. Od początku było zatem wiadomo, że walka o złoto rozstrzygnie się pomiędzy rekordzistką świata i mistrzynią Europy Aleksandrą Mirosław oraz mistrzynią świata Natalią Kałucką. Co za dramaturgia. Polska miała piłkę na zwycięstwo, lecz przegrała Nie było siary. Polki wytrzymały presję Tak naprawdę jedynym ciekawym wyścigiem tego dnia był właśnie ten finałowy. - I pod tym względem to były bardzo trudne zawody. System kwalifikacyjny do tych zawodów był jednak, jaki był. Część reprezentacji wystawiła drugie składy, bo to nie były zawody w randze mistrzostw Europy czy kwalifikacji olimpijskich. Przede wszystkim nie można było przegrać tych zawodów, co już na samym początku było bardzo obciążające dla naszych zawodniczek. Kolokwialnie mówiąc, byłaby siara - tłumaczył Tomasz Mazur, trener polskiej kadry we wspinaczce, który na co dzień prowadzi też m.in. Natalię Kałucką. Okazało się, że można być najszybszą zawodniczką na świecie i wielką dominatorką, bo Mirosław ostatnio wygrywała wszystko, co się dało, a jednak przegrać zawody. - Nienawidzę tego uczucia. Nie znoszę być druga - mruczała pod nosem nasza wielka gwiazda tego sportu. Polki były jak bokserzy, tylko nie okładały się Obie wyszły do finału mocno skoncentrowane. Każda rozgrywała swój wyścig. To była walka z własną głową i z samym sobą. Lepiej poradziła sobie w takich warunkach Kałucka. Sięgnęła po złoto przed własną publicznością, co zawsze jest dodatkowym wyzwaniem. Nie dziwiły zatem łzy radości. Zaraz po tym sukcesie z gratulacjami rzuciła się na nią siostra-bliźniaczka Aleksandra. Ona nie wystąpiła w Tarnowie, bo Polski Związek Alpinizmu zdecydował, że nasz kraj reprezentować będą dwie najwyżej sklasyfikowane zawodniczki w rankingu światowym. - W tej konkurencji walczy się nie tylko z czasem, ale też przeciw konkretnej osobie. Wychodzą jak bokserzy do ringu, tylko nie okładają się ciosami. Natalia przecież nie mogła udawać, że nie wie, z kim rywalizuje. Razem z nią na ściankę ruszała przecież rekordzistka świata. Tutaj nie ma przelewek. Trzeba było iść na maksa - mówił trener Mazur. I Natalia Kałucka poszła. Przed finałem relaksowała się, słuchając imprezowej muzyki, jaką podrzuciła jej siostra. Wykorzystała drobny błąd Mirosław i popędziła po rekord życiowy. Ten od teraz wynosi 6,573 sek. Ważne złoto. Długo na nie czekała Dla niej ten sukces w igrzyskach ma ogromne znaczenie. Wygrała bowiem pierwsze złoto na międzynarodowej arenie od triumfu w mistrzostwach świata w Moskwie w 2021 roku. Za kilka tygodni w szwajcarskim Bernie bronić będzie tytułu najlepszej zawodniczki globu. - Jestem osobą, która mocno skupia się na sobie i na swoich występach. Nie było dla mnie zatem ważne to, z kim wygrałam, a bardziej to, że wywalczyłam złoto i że pobiłam rekord życiowy - tłumaczyła. Kałucka przyznała, że chyba ten medal igrzysk europejskich smakuje lepiej niż złoto mistrzostw świata. - W ciągu tych dwóch lat bardzo się zmieniłam fizycznie i mentalnie. Oba medale bardzo doceniam, ale w tym momencie, ten z Tarnowa ma dla mnie większe znaczenie - przyznała. W czwartek, 22 czerwca, Kałucka sięgała na terenie Akademii Tarnowskiej po złoto igrzysk europejskich. Za kilka dni w sali, w której odbywała się konferencja prasowa, zaczynać będzie sesję egzaminacyjną na uczelni. - Nie jestem wybitnym studentem. Głównie liczę na drugi lub trzeci termin. Chcę jednak mieć wyższe wykształcenie i robię wszystko, co mogę, choć jestem dość leniwa, jeśli chodzi o naukę. Bardzo skupiam się na sporcie - przyznała. Natalia Kałucka nie widzi na jedno oko. Jej siostra również Warto przypomnieć też historię Natalii Kałuckiej i jej siostry - Aleksandry. Bliźniaczki urodziły się w siódmym miesiącu ciąży. Były zatem wcześniakami. Kiedyś powiedziały w rozmowie ze mną, ze "miały być warzywkami". Tak było ciężko z ich zdrowiem. Ich mama poświęciła jednak wiele lat swojego życia, by córki żyły normalnie. Lekarze nie dawali szans siostrom na to, że kiedykolwiek będą chodziły, a one sięgają po najwyższe laury w sporcie. Obie mają jednak poważne problemy z oczami. Nie widzą na jedno oko. Natalia na lewe, a Ola na prawe. Na oczy szkodzi duży wysiłek fizyczny, ale siostry są pod stałą kontrolą lekarską i na razie nie mają przeciwwskazań do uprawiania sportu. Najważniejsze, że odkąd trenują, to wada wzroku się nie pogarsza. Z Tarnowa - Tomasz Kalemba, Interia Sport Jest kolejne złoto dla Polski! Wygrana wojna nerwów w finale