Dominik Kopeć od lat pozostaje czołowym, polskim sprinterem, jednak dopiero ten sezon pokazał, na co tak naprawdę stać Polaka. Podczas Halowych Mistrzostw Europy w Istambule polski zawodnik otarł się o brązowy medal podczas rywalizacji na 60 metrów. Ostatecznie przegrał go o tysięczne sekundy. Sezon letni rozpoczął niemrawo, bo od wyniku 10.62. Następny bieg już był znacznie lepszy i w nim zbliżył się do swojej życiówki, wykręcając 10.24. Tydzień później uzyskał 10.21, co było o jedną setną sekundy gorszym wynikiem od rekordu życiowego. Jednak apogeum formy przyszło podczas mityngu w niemieckim Dessau. Polak eliminacje ukończył z czasem 10.06, co było jego nową życiówka. Takowa nie ostała się długo. Już w finale Dominik Kopeć poprawił ją na 10.05, co jest drugim wynikiem w polskiej historii. Dominik Kopeć zaczął świetnie. Potem był problem Bardzo dobre wyniki spowodowały, że oczy polskich kibiców skierowane były na reprezentanta Polski, którego czekała ciężka przeprawa w swoim biegu. Jego głównymi rywalami był Holender Raphael Bouju (10.02) oraz były rekordzista Europy Jimmy Vicaut. Polak dobrze wyszedł z bloków i do połowy dystansu prowadził razem z Raphaelem Bouju z Holandii. Od siedemdziesiątego metra Dominik Kopeć zaczął słabnąć i przed metą dał się jeszcze wyprzedzić dwóm rywalom. Ostatecznie zakończył bieg na czwartym miejscu z czasem 10.21. Wygrał Samuele Ceccarelli, który uzyskał 10.13. Drugi był Raphael Bouju (10.14). Trzecie miejsce dla Brytyjczyka Jeremiaha Azu (10.16).