Igrzyska Europejskie Kraków-Małopolska 2023 były trzecimi w historii i pierwszym organizowanymi w Unii Europejskiej. Pierwsza edycja odbyła się w Baku w 2015 roku, a kolejna cztery lata później w Mińsku. Tym razem gospodarzem była Polska. W organizacji imprezy z pewnością nie pomagała pandemia, ale też wojna tuż za naszą wschodnią granicą, z którą wiązało się wiele problemów. Klasyfikacja medalowa Igrzysk Europejskich Kraków-Małopolska 2023 Odtrąbiony sukces. Polska gotowa na organizację igrzysk olimpijskich - Te igrzyska były wielkim sukcesem. Słyszeliśmy mnóstwo pozytywnych komentarzy, które dotyczyły zarówno jakości obiektów, ale też obsługi tej imprezy. Polska stworzyła projekt klasy światowej. Myślę, że w spokojnie może w przyszłości ubiegać się o organizację tak wielkich imprez. Nigdy wcześniej igrzyska europejskie nie były tak chętnie oglądane w telewizji, ale też w Internecie. Medale zdobywało aż 41 z 48 krajów, jakie brały udział w rywalizacji - podkreślał Spyros Capralos, prezydent Stowarzyszenia Europejskich Komitetów Olimpijskich (EOC). - Zarówno Polska, jak i Małopolska dysponuje już takim potencjałem, by organizować wielkie wydarzenia sportowe. Życie pokaże, czy uda się zorganizować igrzyska olimpijskie. Na pewno jesteśmy gotowi do takich wyzwań - wtórował mu Witold Kozłowski, marszałek województwa małopolskiego. - Stworzyliśmy największą imprezę sportową w historii Polski, a także najlepiej zorganizowaną w Europie. Byliśmy pewni, że igrzyska będą wielkim świętem. Była to impreza, która pokazała całemu światu, że Polska potrafi organizować spektakle na najwyższym poziomie. Poziomem sportowym i organizacyjnym zawiesiliśmy poprzeczkę bardzo wysoko - mówił Marcin Nowak, prezes komitetu organizacyjnego Igrzysk Europejskich Kraków-Małopolska 2023, który nawet mówił o tym, że to była największa i najlepiej zorganizowana w Europie od czasu igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku. Tegorocznych igrzysk europejskich nie da się porównać do dwóch poprzednich edycji. W Baku i Mińsku niemal wszystko odbywało się w obrębie miasta. Polskie igrzyska rozgrywane były aż w 13 miastach. Wszystko przez brak odpowiedniej infrastruktury w Krakowie i okolicach. Polscy organizatorzy starali się podkreślać właśnie to, że wykorzystane zostały istniejące obiekty, a nie wydawano środków na nowe. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie zgoda EOC na rozstrzelenie igrzysk po wielu miastach. W tym także bardzo oddalonego Wrocławia. Zresztą marszałek województwa dziękował na konferencji za to szczególne potraktowanie naszego kraju. - Cieszę się, że pan prezydent i pan przewodniczący wyrazili zgodę na to, że te igrzyska europejskie mogły być rozgrywane w tak wielu miastach Małopolski. Dzięki temu nasz region żył tą imprezą - mówił. Kibice nie pchali się trybuny. Rynek Główny ratował frekwencję Marszałek województwa małopolskiego podkreślał znakomitą frekwencję, jakby zaklinając rzeczywistość. - Mam poczucie, że wszyscy uczestniczyliśmy w wielkim święcie sportu. Byłem praktycznie na wszystkich arenach sportowych Małopolski. Wbrew temu, co tu i ówdzie się mówiło, widziałem pełne trybuny oraz świetnie bawiących się kibiców - mówił Witold Kozłowski. Od Marcina Nowaka usłyszeliśmy, że sprzedaż biletów wyniosła 70-80 procent, choć są to jeszcze dane niepełne. Owszem, na kilku sportach, jak: muaythai, padel, koszykówka 3x3, teqball, breaking, wspinaczka sportowa, trybuny pękały w szwach. Padel i teqball to był prawdziwy samograj, bo arena znajdowała się na krakowskim Rynku Głównym, a do tego wstęp był bezpłatny. To musiało przyciągnąć ludzi, choćby tylko na chwilę. Podobno przez kilka dni rozgrywania teqballa przez trybuny, mogące pomieścić jednorazowo ponad 700 kibiców, przewinęło się ponad 50 tysięcy osób, które były wpuszczane na obiekt rotacyjnie. Bez dwóch zdań, zrobienie czegoś takiego w tak cudownym miejscu, było strzałem w "10". Tak samo jak zorganizowanie wioski zawodniczek na terenach akademików. Panowała tam naprawdę znakomita atmosfera. Muaythai, breaking i wspinaczka sportowa rozgrywane były z kolei poza Krakowem, a zatem w mniejszych miastach, w których takie wydarzenia są rarytasem. Przed rokiem w Monachium rozgrywane były multidyscyplinarne mistrzostwa Europy. I tam była naprawdę znakomita frekwencja. Właściwie nie było chyba areny, która świeciłaby pustkami, jak w przypadku wielu aren igrzysk europejskich. Nawet skoki narciarskie, na które tak liczono, nie przyciągnęły kibiców do Zakopanego. Można powiedzieć, że - wobec oczekiwań - na trybunach pojawiła się garstka fanów. Zdecydowanie lepiej było na Wielkiej Krokwi. Dla lepszego obrazu kibiców zgromadzono tylko na jednej trybunie. Lekkoatletyczny koszmar na Stadionie Śląskim Wydaje się, że właśnie frekwencja i chyba największą bolączką tych igrzysk europejskich. Szczególnie zły obraz zostawiła po sobie lekkoatletyka, która rozgrywana była na Stadionie Śląskim w Chorzowie. - Oczywiście nie było się bez drobnych wpadek, ale to jest wkalkulowane w tak dużą imprezę. To jest zatem świetna okazja do tego, by wyciągnąć wnioski na przyszłość. Igrzyska europejskie to impreza typowo telewizyjna. Jesteśmy jednak zadowoleni z frekwencji, ale z jednym wyjątkiem. Tym jest lekkoatletyka. Na trybunach były pustki, ale przed telewizorami gromadziła ona milionową publiczność. Mamy swoje przemyślenia. Częściowo to się wiąże z organizacją imprezy, a częściowo z porą rozgrywania zawodów - tłumaczył Bortniczuk. Absurdy igrzysk europejskich. "Korespondencyjna" walka o medale Skoro jesteśmy przy lekkoatletyce, to jednym z większych absurdów tych igrzysk europejskich była "korespondencyjna" walka o medale. Zawodnicy rywalizowali przez sześć dni podzieleni na różne dywizje w zależności od siły danego kraju. To znaczy tyle, że np. bieg panów na 100 m odbywał się w trzy różne dni, w różnych warunkach, ale mimo tego robiono klasyfikację najlepszych wyników i na tej podstawie przyznawano medale. Bez względu na to, czy komuś wiało w plecy, czy w twarz. W skoku wzwyż zawodnicy, startujący w różnych dywizjach, nie skakali tych samych wysokości, a zupełnie inne. - Nikt sobie nie wyobraża tej rangi imprezy bez lekkoatletyki. Jest jednak jeszcze za wcześniej, by ten sport był rozgrywany tak, jak w igrzyskach olimpijskich. Sportowcy mają tak dopchane kalendarze startami, że występ w takiej imprezie nie byłby dla nich łakomym kąskiem. W organizacji zawodów lekkoatletycznych nie uczestniczyliśmy - przyznał Nowak. To brzmi też trochę absurdalnie, bo jednak dyscyplina ta była rozgrywana pod egidą igrzysk europejskich i wręczane były medale tej imprezy. - EOC i European Athletics nakreśliły zasady. Doszli do kompromisu. Stanęło na tym, że zawody będą jednocześnie drużynowymi mistrzostwami Europy. Poziom rywalizacji był naprawdę bardzo wysoki. Szukano formuły, jak uhonorować sportowców medalami igrzysk europejskich za indywidualne występy. Nie było to jednak czytelne, a nie będę już wnikał w to, czy sprawiedliwe - powiedział Nowak. Jakby tego było mało, to medale za indywidualne występy nie były wręczane na stadionie. Otrzymali je przedstawiciele poszczególnych związków narodowych i one dokonają ceremonii dekoracji. W przypadku naszych lekkoatletów odbędzie się to przy okazji mistrzostw Polski w Gorzowie Wielkopolskim (27-29 lipca). Padel na arenie, której nie było Jedna z największych wpadek organizacyjnych miała miejsce jeszcze przed oficjalną ceremonią otwarcia igrzysk europejskich. Okazało się bowiem, że eliminacje w padlu zamiast na awizowanym wcześniej krakowskim Rynku Głównym, odbywały się w miejscu, którego w ogóle nie było w spisie obiektów. Organizatorzy zorientowali się jeszcze tego samego dnia i wysłali przeprosiny dla dziennikarzy. - Bardzo długo nie było informacji, czy padel w całości będzie mógł odbyć się na Rynku Głównym. W momencie kiedy zapadła decyzja, że pierwsza faza będzie rozgrywana na obiektach Krakowskiego Szkolnego Ośrodka Sportu tyle się działo, że uciekło nam przekazanie tej informacji mediom. To był nasz błąd, ale mamy nadzieję, że faza finałowa rozgrywana na Rynku Głównym, zrekompensowały to - tłumaczył Kajetan Cyganik, pełniący funkcję menedżera mediów w czasie Igrzysk Europejskich Kraków-Małopolska 2023. Trzeba przyznać, że na wysokim poziomie było biuro prasowe. W tak komfortowych warunkach aż przyjemnie było pracować. - Biuro prasowe było chyba na olimpijskim poziomie, bo takie sygnały otrzymywaliśmy. Bardzo się cieszę z tego, że udało nam się znaleźć taką przestrzeń. Było bardzo duże zainteresowanie mediów. Biuro prasowe nie stało puste, a na arenach zdarzało się, że trzeba było dostawiać miejsca dla dziennikarzy - podkreślał Cyganik. Tradycyjnie już, co jest zmorą największych imprez, nie można było liczyć na rzeczową pomoc wolontariuszy i stewardów. Oczywiście warto tutaj podkreślić, że choć niewiele wiedzieli, to jednak bez nich zorganizowanie takiej imprezy nie byłoby możliwe. Nie było święta sportu. Kulała promocja imprezy Wydaje się, że kulała też promocja imprezy. W wielu miastach, a nawet w sercu zawodów - Krakowie, trudno było zauważyć - poza arenami - że dzieje się coś wyjątkowego. Nie czuć było na ulicach - a przynajmniej ja tego nie czułem - atmosfery wielkiego sportowego święta. Nawet w Zakopanem, które przecież z tego słynie w czasie Pucharu Świata w skokach narciarskich. Można było odnieść wrażenie, patrząc na frekwencję i na to, co działo się na ulicach miast-gospodarzy, że Polacy kompletnie nie żyją sportem. I nie jest to tylko moje spostrzeżenie, ale też zagranicznych dziennikarzy. Wydaje się, że nie wykorzystano w pełni potencjału Krakowa. Tu naprawdę można było zrobić wspaniałą imprezę sportową. Pewnie nawet lepszą niż ubiegłoroczne multidyscyplinarne mistrzostwa Europy w Monachium, które wszyscy niesamowicie wspominają i do tej właśnie imprezy porównują tegoroczne igrzyska europejskie. Tam było czuć ducha sportu i wielkiego sportowego święta. Za cztery lata mają się odbyć kolejne igrzyska europejskie. Na razie nie wiadomo, kto będzie ich gospodarzem. Podobno w grze są dwie poważne kandydatury. Skandal w Chorzowie. Kardasz nie owija w bawełnę. "Zostałam oszukana"