Pierwszym w historii mistrzem igrzysk europejskich został Austriak Daniel Tschofenig. Wyprzedził on swojego rodaka Jana Hoerla, a trzeci był Szwajcar Gregor Deschwanden. Ważne decyzje w polskiej kadrze skoczków. Zmiana przed ostatnim konkursem Dawid Kubacki: człowiek już się obył ze strachem Kiedy oddał pan pierwszy skok treningowy po tym, jak wycofał się w marcu z rywalizacji w Pucharze Świata? - Nie miałem pod tym względem opóźnienia w stosunku do całej ekipy. Wróciłem na skocznię razem z drużyną w czasie zgrupowania w Szczyrku. To jest jak jazda na rowerze? - Po tylu latach tak. Głównym czynnikiem jest to, że człowiek nie boi się oddać skoku po takiej przerwie. Pamięta się bowiem wszystko, co trzeba zrobić. Trudno jednak spodziewać się, by skoki wyszły idealnie od razu, choć zdarzały się w przeszłości takie wypadki. Później jednak kolana bolały, bo z belkami się człowiek nie wstrzelił. Skaczę jednak tyle lat, że nawet w środku nocy dałbym radę skoczyć. A kiedykolwiek bał się pan skoczyć po takiej przerwie? - Może jak siadałem na belce, to nie był strach, a raczej konsternacja. I takie skoki zdarzały się po przerwie wiosennej. Zastanawiałem się wówczas czy wszystko, co ma być zapięte, jest rzeczywiście zapięte. Trzeba było sobie po prostu poprzypominać wszystkie rytuały. Wiadomo, że duży respekt jest też na skoczniach mamucich. Zwłaszcza wtedy, kiedy wieje. Wtedy trzeba utrzymać koncentrację. Samego strachu nie ma. Człowiek już się chyba z nim obył. Wymuszona przerwa wpłynęła na pana fizycznie? - Nie miałem czasu odpocząć po sezonie zimowym i to czuję. Akurat teraz mamy mocne siłowe treningi, więc trudno powiedzieć, na ile wpływ mają właśnie ciężkie zajęcia, a na ile to, że nie miałem przerwy po sezonie. Mimo wszystko fajnie było się sprawdzić na skoczni i znowu poczuć atmosferę zawodów. Nietypowa sytuacja. Nigdy tak wcześnie nie było konkursu Kręci to pana dalej? - To kręci zawsze tak samo. Może była różnica między zawodami w igrzyskach europejskich a Pucharze Świata zimą w Zakopanem, kiedy to trybuny słychać już z hotelu. Mimo wszystko jednak emocje są. Tym bardziej w moim przypadku, kiedy po takiej przerwie mogłem znowu poczuć atmosferę zawodów. Choć w minimalnym stopniu szykowaliście formę na igrzyska europejskie? - Trzeba o to pytać trenerów, czy maksymalnie ustawili treningi, czy jednak nam trochę odpuścili w związku z zawodami. Z tego, co zaobserwowałem, to jednak główna koncentracja jest na tym, by jak najlepiej przygotować się do sezonu zimowego. To jest bowiem czas na budowanie bazy. Wydaje mi się jednak, że inne ekipy idą tym samym tropem. Chyba nigdy tak wcześnie nie skakaliście w zawodach latem? - To rzeczywiście dość nietypowa sytuacja, bo nie przypominam sobie nawet mistrzostw Polski w takim okresie. Fajnie jednak było się sprawdzić na taki etapie przygotowań. Jak pan czuł swoje skoki w czwartkowym konkursie? - Mam poczucie, że stać mnie było na lepsze skakanie. Noga nie do końca chciała współpracować. Oba skoki były spóźnione i przez to brakowało mi prędkości na dole, żeby odlecieć, a to na małej skoczni jest istotne. W Zakopanem - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport Kosmiczne zagranie polskiego tenisisty stołowego. Jak on to zrobił?