Weekend kończący igrzyska europejskie okazał się pełnym emocji dla Klaudii Zwolińskiej. W sobotę wywalczyła bowiem srebrny medal w rywalizacji kajakarek, a już w niedzielę stanęła przed szansą walki o jak najlepszy wynik w "kanadyjkach". Najpierw przed południem miały miejsce półfinały, gdzie zajęła przedostatnie miejsce dające prawo udziału w finale. To już odbierano za bardzo dobry wynik, ale prawdziwe show Polki przyszło w finale. Historyczny moment. Polka w końcu to zrobiła. I to mimo walki z chorobą Igrzyska europejskie. Klaudia Zwolińska z drugim medalem Tam Zwolińska popłynęła fantastycznie, nie zaliczyła żadnego błędu, dzięki czemu zakończyła trasę bez żadnego punktu karnego. Dodatkowo jej wynik (110,29) był na tyle wyśrubowany, że kolejne rywalki nie były sobie w stanie z nim poradzić, bo albo łapały jakieś kary, albo płynęły w słabszym tempie. Wydawało się, że Polkę wyprzedzi reprezentantka Andory, Monica Doria Vilarrubla, ale w końcówce trasy przydarzył jej się kardynalny błąd - ominięcie bramki. W efekcie dostało aż 50 punktów karnych i spadła na sam koniec stawki. Nerwowe chwile i protesty. Sędziowie bezwzględni dla Polaka Na trasie pozostała więc jedynie Elena Lilik z Niemiec i tylko ona mogła jeszcze wyprzedzić naszą reprezentantkę. Na każdym z pomiarów jej czas był zbliżony do wyniku Polki, a dodatkowo dotknęła ostatniej bramki, przez co do jej rezultatu trzeba było doliczyć dwie sekundy. Ostatecznie jednak uratowało ją tempo, bo wyprzedziła Zwolińską o zaledwie 0,62 sekundy i jej reakcja mówiła najlepiej, jak dużo to dla niej znaczyło. Zwolińska swoimi wynikami przeszła do historii polskiego kajakarstwa, jako pierwsza indywidualna medalistka obu konkurencji. Oprócz dwóch medali Zwolińskiej Polacy wywalczyli również srebrny medal w kajakowej rywalizacji mężczyzn. W tej konkurencji miejsce miało jednak ogromne zamieszanie związane z decyzjami sędziów, którzy kilkukrotnie zmieniali końcowego zwycięzcę zawodów.