Jakub Żelepień, Interia: Pamięta pani dokładnie 4 kwietnia 2022 roku? Daria Abramowicz, psycholożka Igi Świątek: Przyznam szczerze, że nie pamiętam, co dokładnie się wtedy działo, ale z kontekstu tej rozmowy domyślam się, że ma pan na myśli aktualizację rankingu WTA, po której Iga Świątek oficjalnie została liderką listy. Tak, to był poniedziałek. Pamięta pani, jak zareagowała na tę informację? Oczywiście od pewnego czasu było wiadomo, że do tego dojdzie, ale bycie gotowym na coś a zderzenie się z tym to jednak zupełnie dwie różne rzeczy. - Myślę, że bardziej znamienny był wieczór, podczas którego dowiedzieliśmy się, że Ash kończy karierę. Były wówczas dwie opcje - pierwsza zakładała, że Australijka traci konsekwentnie punkty i osuwa się w rankingu, a druga - że po prostu zostaje usunięta z zestawienia przez WTA. Ona wybrała drugą możliwość i my wiedzieliśmy o tym stosunkowo wcześnie. Drugim ważnym momentem w kontekście tamtych wydarzeń był wygrany mecz z Viktoriją Golubic. To był ostateczny warunek, który decydował o tym, że Iga wskoczyła na pozycję liderki. Awans Świątek na pozycję liderki. "Emocje narastały stopniowo" Potrzebowała wówczas konkretnej liczby punktów, aby oficjalnie zostać numerem jeden. - I po tym, gdy to się stało, nadszedł moment małej celebracji zorganizowanej przez turniej. Iga została uhonorowana przez dyrektora turnieju w Miami. Emocje narastały więc stopniowo, dzięki czemu sama publikacja rankingu nie była tak dużym przeżyciem. Natomiast czy sama zmiana z goniącego na uciekającego jest dużym wydarzeniem dla psychiki sportowca? - Oczywiście, to duża zmiana. Ja często mówię o tym, że w sporcie skupiamy się przede wszystkim na przepracowywaniu porażek i zarządzaniu nimi. Trochę rzadziej przygotowujemy się natomiast na sukces. A przecież jeśli sportowiec pracuje całe życie po to, aby spełniać swoje marzenia i realizować cele, logicznie byłoby uczyć się z nimi obchodzić. Nad tym pracowaliśmy z Igą od jakiegoś czasu. Czy zrobiliśmy to w 100 procentach? Trudno powiedzieć, ale śmiem twierdzić, że efekt był co najmniej niezły. Zarządzanie sukcesem jest - od strony mentalnej - trudniejsze niż radzenie sobie z porażką? - To zależy od bardzo wielu czynników, które są silnie skorelowane z osobowością, temperamentem i umiejętnościami konkretnej osoby. Znaczenie ma także specyfika dyscypliny. Inaczej pracuje się z zawodnikami, którzy uprawiają sporty globalne, a inaczej z tymi, którzy wybrali te niszowe. Mówiąc natomiast konkretnie o zespole, którego częścią mam przyjemność być, trzeba dodać także aspekt odnajdywania się w różnych rolach społecznych. Mam tu na myśli nagły wzrost popularności i rozpoznawalności, stawanie się twarzą dyscypliny lub jej głosem. Iga, będąc numerem jeden, głośno mówiła na temat wojny w Ukrainie, a także zdrowia psychicznego. Jej słowa wybrzmiewały bardzo mocno. Wraz z sukcesem sportowym w życiu zawodnika zmienia się więc naprawdę wiele. Daria Abramowicz: Presja bez wątpienia była duża Każdy chce wygrać z mistrzem. - Dlatego jako "jedynka" każdy mecz zaczyna się z zupełnie innej pozycji. Zmienia się także postrzeganie zasobów w kontekście czysto sportowym. Ważne jest, aby odpowiednio to przepracować i umieć sobie z tym poradzić. Bycie numerem jeden zmieniło Igę Świątek poza kortem? - Moje obserwacje, i to nie tylko w kontekście Igi, ale również innych sportowców, z którymi pracuję, pozwalają mi stwierdzić, że największego wpływu na zawodnika nie wywiera stanie się numerem jeden, ale zyskanie dużej rozpoznawalności. Żyjemy w świecie, w którym coraz trudniej jest zachować swoje granice prywatności. Szybko zmieniający się status społeczny, ale także ekonomiczny wymuszają odpowiednie podejście. Wyjście na ulicę nie wygląda już tak, jak wcześniej, do tego trzeba pamiętać o wszechobecnych opiniach i komentarzach w mediach i niestety hejcie w internecie. Moja praca często polega na tym, aby pomóc sportowcom znaleźć przestrzenie, w których mogą być wolni od tych zmiennych. Każdy z nas tego potrzebuje, niezależnie od wykonywanego zawodu. Podczas ostatniego roku, spędzonego na czele rankingu, Iga zaliczyła też imponującą serię 37 kolejnych zwycięstw. Czy wszechobecne przypominanie o tej passie było dla niej obciążające psychicznie? - Takie odliczanie na każdej konferencji, przy każdym wywiadzie powoduje, że nasz mózg mimowolnie rejestruje te informacje. Nie da się od tego odciąć, tak po prostu działamy. Taką informację trudno zapomnieć, budujemy w oparciu o nią myśli i przekonania, a im towarzyszą emocje. Presja bez wątpienia była duża. - Kulminacyjny moment, paradoksalnie, nadszedł jednak wtedy, kiedy seria się skończyła. Pamiętam, że podczas konferencji prasowej w Toronto dziennikarz zapytał, co stało się z Igą, która właśnie przegrała dwa mecze. Dla mnie to było bardzo uderzające. Zrozumiałam, jak zmieniło się jej społeczne postrzeganie, jak ludzie definiują mistrzostwo i grę na najwyższym poziomie w kontekście Igi. Gdybyśmy tak zaczęli podchodzić do sprawy, byłby to ogromny błąd Iga jest obecnie wyłączona z gry, musi wyleczyć kontuzję. Jak radzi sobie mentalnie z faktem, że nie może rywalizować na kortach, przez co rywalki niwelują stratę w rankingu? - Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, że kontuzje są nieodłącznym elementem życia sportowca, Iga także miała już z nimi kilkukrotnie do czynienia. Ma doświadczenie w powrotach do formy po urazach. Odwołując się do treści pytania, chcę powiedzieć, że absolutnie nie patrzymy na obecny okres przez pryzmat straconych punktów rankingowych. Gdybyśmy tak zaczęli podchodzić do sprawy, byłby to ogromny błąd. Zaciągnęlibyśmy hamulec ręczny, przez który zawodniczka, zamiast skupiać się na grze, zaczęłaby martwić się, że coś jej ucieknie przez sam fakt odniesienia kontuzji. W naszej narracji takie pojęcie po prostu nie istnieje. Czas na pytanie otwarte. Co chciałaby pani przekazać Idze Świątek lub jej kibicom w pierwszą rocznicę liderowania Polki w rankingu WTA? - Iga raczej nie czyta tekstów na swój temat. Kibicom chciałabym natomiast przekazać, że warto doceniać sportowców, którzy każdego dnia wychodzą na areny i treningi i po prostu dają z siebie wszystko. Czasami warto powstrzymać się przed pochopnymi ocenami. Pamiętajmy, że oprócz tego, że zawodnicy robią to dla siebie i swoich bliskich, zapewniają też nam wszystkim świetną rozrywkę. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia