Złość Sabalenki, ranking WTA nie kłamie. To szansa dla Świątek. Już wkrótce
Gdyby Aryna Sabalenka wygrała WTA Finals, jej 1500 punktów wywalczone w Rijadzie prawdopodobnie na długo zabetonowałoby sytuację na szczycie rankingu WTA. Może nawet na ponad pół roku, mimo że w styczniu będzie musiała bronić aż 2000 punktów w Australian Open. Tak wielką przewagę miałaby już nad Igą, którą czeka jeszcze wielkie wyzwanie wiosną. Białorusinka nie da jednak rady tego uczynić. I mimo, że ona zagrała w półfinale, a Świątek nie, to sytuacja w rankingu aż do 6 stycznia się nie zmieni.
Gdy turniej w Rijadzie startował w sobotę, Aryna Sabalenka miała nad Igą Świątek aż 1046 punktów przewagi. W poniedziałek zaliczka obecnej liderki rankingu WTA wzrosła o kolejnych 200 punktów, a następnego dnia Iga nie dała rady ich odrobić. Przegrała z Coco Gauff, skomplikowała sobie sytuację, bo już nie wszystko w kontekście awansu do półfinału zależało od niej.
Ostatnie trzy dni tych zawodów w stolicy Arabii Saudyjskiej były bardziej dziwne niż rok temu w Cancun. Mimo, że tym razem pogoda nie miała wpływu na grę. Efektowne zwycięstwo Świątek nad Darią Kasatkiną nie dało jej awansu do półfinału, mimo że było najbardziej okazałym w całym WTA Finals. Zarazem Sabalenka nie wykorzystała szansy, by dorzucić kolejnych 200 punktów do rankingu, mimo że grała z pozbawioną już szans na awans Jeleną Rybakiną.
A w piątek w półfinale zawaliła mecz ze skoncentrowaną Coco Gauff, która de facto dwukrotnie zablokowała drogę Polce. Najpierw ją pokonując, a później... przegrywając z Barborą Krejcikovą.
Wielki zwód Aryny Sabalenki. Liczyła na tytuł, który potwierdziłby jej panowanie. Zapewne - na bardzo długo
Gauff zagrała w półfinale z Sabalenką bardzo mądrze, wytrzymywała wymiany z rywalką, która od początku meczu była bardzo denerwowana. Było to już widać w drugim gemie, gdy 26-latka z Mińska pokazywała komuś na trybunach, prawdopodobnie ze swojego boksu, by się nie odzywał. Dla niej ten mecz miał olbrzymie znaczenie, w finale czekała już Qinwen Zheng, z którą wygrywała dotąd zawsze i wszędzie. A jej przewaga w rankingu WTA nad Świątek mogła wzrosnąć do 1946 punktów.
To z kolei prawdopodobnie utrudniłoby Polce powrót na szczyt na długie miesiące.
W Rijadzie Sabalenka i Świątek zdobyły po 400 punktów, za dwa zwycięstwa grupowe. Różnica między nimi nadal będzie wynosić 1046 punktów: Sabalenka ma 9416 pkt, Świątek - 8370. Gauff zapewniła sobie trzecią pozycję, na czwartą może wskoczyć Zheng, jeśli wygra finał.
A kolejne zmiany będą możliwe dopiero w styczniu.
Australian Open kluczem Igi Świątek do powrotu na tron. Wcześniej to się na pewno nie wydarzy
Pięć zawodniczek z czołowej szóstki rozpocznie sezon w United Cup, jedynie Sabalenka zdecydowała się na WTA 500 w Brisbane. Świątek będzie broniła pełnej puli - aż 500 punktów wywalczonych rok temu w Perth i Sydney, Białorusinka zaś - 325 za finał na wschodzie Australii. Różnica może więc wzrosnąć, jeśli obie wygrają. Trzeba też założyć wariant, że Sabalence będzie łatwiej o triumf, bo Iga jest też zależna od wyników Huberta Hurkacza, a i konkurencja wydaje się być mocniejsza.
Później zapewne obie odpuszczą turniej WTA 500 w Adelajdzie, by odpocząć przed Australian Open. Choć kto wie, możliwe, że... zgłoszą się do turnieju, kontrolne zagrają, by... zyskać zabrane punkty przez WTA, bez względu na wynik. W przypadku Polki to aż 195 oczek ze Stuttgartu. To oczywiście założenie teoretyczne.
W praktyce zaś wiadomo, że w drugiej połowie stycznia Świątek ma do obrony zaledwie 130 punktów za trzecią rundę w Melbourne w 2024 roku, a Sabalenka - aż 2000 za tytuł. I to jest ten moment, w którym może dojść do powrotnej roszady na tronie. A jeśli nie nastąpi wtedy, to w pierwszym półroczu z każdym tygodniem będzie o to trudniej. W tym sezonie Iga wygrywała bowiem turnieje w Dosze, Indian Wells, Madrycie, Rzymie, wreszcie Rolland Garros. I na dziś to blisko 70 proc. jej całego dorobku.