Dramatem Igi Świątek kilka tygodni temu żyło dosłownie całe środowisko sportowe. Kariera Polki na moment znalazła się nad przepaścią ze względu na pozytywny wynik testu antydopingowego, który wykonano jej w sierpniu. Wykazał on obecność zakazanej trimetazydyny. Na szczęście raszynianka wraz z teamem szybko udowodniła, że wina leży po stronie producenta leku z melatoniną. Partia przyjęta przez podopieczną Wima Fissetta została fabrycznie zanieczyszczona. Efekt? "Tylko" miesięczne zawieszenie. 23-latka normalnie rozpoczęła kolejny sezon i już ma za sobą pierwszy sukces w postaci awansu do finału United Cup. Niestety co niektórzy gracze oraz eksperci nie dają zawodniczce spokoju. Mowa choćby o Nicku Kyrgiosie. Australijczyk stale szuka pretekstu, by odezwać się w mediach społecznościowych w sprawie Polki lub Jannika Sinnera. Włoch również nie przeszedł jednego z testów, ale w początkowej fazie współzawodnictwa przeprowadzonego w 2024 roku. Tenisiście z Antypodów wtóruje Simona Halep. "Siedzę i próbuję to zrozumieć, ale naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć czegoś takiego" - pisała swego czasu w mediach społecznościowych. Alexander Bublik znalazł się w trudnej sytuacji. Dalsza kariera wisiała na włosku Ze sprawą dopiero w styczniu skonfrontowano innego z czołowych zawodników, Aleksandra Bublika. Kazach zapytany o przypadek Włocha oraz Polki delikatnie zmienił temat i zaczął opowiadać o sobie, ujawniając zaskakujące kulisy ostatnich kilkunastu miesięcy. Okazało się, że nie współpracował on wzorowo z organami odpowiedzialnymi za pilnowanie czystości w tenisie. Sportowiec rosyjskiego pochodzenia ominął aż dwie kontrole. Za trzecie naruszenie groziło mu długie zawieszenie. "Kiedyś nie zmieniłem adresu mojego domu w Monako na Sankt Petersburg i ludzie przyjechali do Monako" - opowiedział o pierwszej sytuacji (cytat za: "ubitennis.net"). "Przyjąłem to ze spokojem - tak, popełniłem błąd. Potem tak się złożyło, że 20 kwietnia zgłosiłem się na turniej w Genewie, który rozpoczął się 25 maja. Otrzymałem informację, że dostałem drugi (opuszczony test), bo nie powiadomiłem ich (oficerów antydopingowych) o udziale w turnieju w Genewie" - dodał na temat drugiego wykroczenia na łamach "Match TV". Powyższe wpadki długo siedziały w jego głowie i mogły spowodować obniżenie poziomu sportowego. "W ciągu roku miałem poważny atak paniki, ponieważ dwie nieobecności to dużo. Kolejna to trzy lata dyskwalifikacji i właściwie koniec mojej kariery" - wyznał całkowicie szczerze. Na szczęście nie doszło do dramatu. 27-latek wciąż znajduje się w szerokiej czołówce. W najnowszym zestawieniu ATP dzierży 33 pozycję.