Iga Świątek rozgrywa drugi najlepszy sezon w swojej karierze. 22-latka z pewnością nie powtórzy osiągnięć, które udało jej się zdobyć w rekordowym sezonie 2022. Wówczas Iga była praktycznie niepokonana, a seria 37 zwycięstw z rzędu przeszła już na stałe do historii. W tamtym roku Świątek nie miała sobie równych, a do turnieju WTA Finals w USA podchodziła, jako numer jeden. Tego nikt się nie spodziewał. Uwielbiany pisarz odpowiada na krytykę Igi Świątek. Co za słowa! Wiele wskazuje na to, że w tym roku sytuacja będzie nieco inna. Po zakończeniu trwającego US Open pierwszą rakietą świata oficjalnie zostanie bowiem Białorusinka Aryna Sabalenka, która zdetronizuje Polkę 75 tygodniach jej panowania. Bardzo prawdopodobne jest więc, że to Sabalenka w tym roku do turnieju kończącego sezon podejdzie rozstawiona z numerem jeden. WTA kpi z tenisistek. Tam Iga Świątek zakończy sezon Mowa o wspominanych już WTA Finals, które uważane są także za nieoficjalne mistrzostwa świata w tenisie. Ten turniej w przeszłości wygrała Agnieszka Radwańska. Iga Świątek, jak na razie najdalej doszła rok temu, gdy mierzyła się z Aryną Sabalenką w półfinale. Wówczas to Białorusinka okazała się lepsza i awansowała do finału. W tym roku do końca nie było pewne, gdzie zagrają tenisistki. Ostatecznie 5 września WTA oficjalnie poinformowało o wybraniu gospodarza tej prestiżowej imprezy. Tym będzie meksykańskie miasto Cancun, którego zaletą z pewnością jest ponadprzeciętna malowniczość. Wielu ekspertów uważa jednak, że ta decyzja jest zła, żeby nie powiedzieć absurdalna. Wiąże się to przede wszystkim logistycznym nieporozumieniem, które zaprezentowało WTA. Coco Gauff rozgromiła Jelenę Ostapenko. Pogromczyni Igi Świątek odpada Po US Open zawodniczki przeniosą się właśnie do... Meksyku, aby tam wystąpić w turnieju rangi 1000. Zawody w Guadalajarze kończą się 23 września. Z Meksyku tenisistki polecą do Chin, aby tam zagrać w ostatnim "tysięczniku". Ten turniej zakończy się 8 października. WTA uznało, że należy się zawodniczkom jeszcze raz podróż do Meksyku, aby tam od 29 października zagrać o nieoficjalne mistrzostwo świata. Jeśli więc któraś z tenisistek chciałaby zagrać we wszystkich trzech turniejach, to przez nieco ponad miesiąc będzie musiała przemierzyć samolotami około 30 tysięcy kilometrów, a często więcej, bo z US Open większość z nich wróci na krótko do swoich domów. Taka odległość przekłada się na kilka dni w samych podróżach, a pamiętajmy, że po WTA Finals zaplanowany jest jeszcze turniej BJK w Sevilli, co oznacza kolejne tysiące kilometrów do przebycia. Absurd tej decyzji widać gołym okiem.