Partner merytoryczny: Eleven Sports

W Cancun byłoby już "pozamiatane". Radość Sabalenki chwilowo ograniczona

To, czy Iga Świątek zostanie najlepszą tenisistką świata w 2024 roku, jeszcze przez co najmniej kilka dni nie będzie wiadome. Może - oby nie - rozstrzygnie się już we wtorek, może w środę. A może dopiero w sobotę, gdy turniej w Rijadzie się zakończy. Raszynianka przystępowała do zmagań z ogromną stratą 1046 punktów. I tyle punktów przewagi Aryna Sabalenka ma nadal, po pierwszych spotkaniach w Arabii Saudyjskiej. A rok temu karty zostałyby już rozdane.

Radość Igi Świątek po ograniu Aryny Sabalenki w półfinale w Cancun
Radość Igi Świątek po ograniu Aryny Sabalenki w półfinale w Cancun/Claudio Cruz/AFP

Aryna Sabalenka już rok temu nie ukrywała, że tak samo jak zależy jej na wielkoszlemowych triumfach, tak bardzo pragnie być światową jedynką. Ale nie na chwilę, ale w kluczowym momencie sezonu, na jego końcu. Bo wtedy jest się też najlepszą tenisistką całego sezonu.

Pod koniec października 2023 roku Białorusinka wyraźnie prowadziła w klasyfikacji, gdy w Cancun Iga Świątek wykonała szaleńczy atak na fotel liderki. Najlepiej poradziła sobie z trudnymi warunkami i nietenisową pogodą, wygrała wszystkie mecze w grupie, później zaś rozbiła w półfinale Sabalenkę, a w finale wręcz zdemolowała Jessicę Pegulę. Po raz pierwszy w karierze "odbiła" pozycję światowej jedynki, bo przecież wcześniej została nią po rezygnacji z kontynuowania kariery przez Ashleigh Barty.

Iga Świątek odrobiła 200 punktów do Aryny Sabalenki w Rijadzie. Te, które Białorusinka zyskała w sobotę

W Rijadzie Polka stanęła jednak przed znacznie trudniejszym zadanie, bo w efekcie kar od WTA za brak rozegrania sześciu turniejów rangi WTA 500 jest strata do Sabalenki urosła do 1046 punktów. W sobotę wieczorem było to już nawet 1246 punktów - Sabalenka dołożyła 200 za pokonanie Qinwen Zheng. Dziś zaś Polka stanęła przed swoją okazję na pierwszą zdobycz - w meczu z Barborą Krejcikovą. I gdy było już 4:6 i 0:3, z dwoma przełamaniami, ciężko tu było wierzyć w jakiś cudowny zwrot. 

Iga wielokrotnie jednak pokazywała, że potrafi odwracać takie mecze. Tak też zrobiła w niedzielę, pokonała Czeszkę w drugim secie 7:5, w trzecim już łatwiej 6:2. I zapisała pierwsze zwycięstwo, przedłużając swoje szanse na skuteczną pogoń za 26-latką z Mińska.

Iga Świątek w Rijadzie/EPA/Stringer/PAP/EPA

W teorii można więc powiedzieć, że zachowane zostało status quo. Tak jednak nie jest, Sabalenka przybliżyła się bowiem do obrony swojego miejsca w rankingu. Wystarczy jej do tego pokonanie w poniedziałek Jasmine Paolini, a później w środę - Jeleny Rybakiny. Jeśli wygra z Włoszką, a we wtorek Iga poległaby w starciu z Coco Gauff, wszystko też już będzie jasne. Iga będzie mogła wtedy zdobyć maksymalnie 1100 punktów, a różnica wzrośnie przecież do 1246 punktów.

Polscy kibice i tak nie powinni jednak narzekać, bo gdyby obowiązywała punktacja z zeszłego roku, Sabalenka... już by się cieszyła. Wtedy za wygraną w fazie grupowej było po 250 punktów, ale 125 punktów dostawały także zawodniczki pokonane. Wystarczy więc porachować: Białorusinka miałaby 250 punktów za ogranie Zheng i zagwarantowane 250 za samo wyjście do dwóch kolejnych spotkań. 

I nawet gdyby niepokonana Iga wygrała całe WTA Finals, zostałaby jej niewielka zaliczka.

Dawid Olejniczak: Współpraca Igi Świątek z nowym trenerem wcale nie musi trwać zbyt długo/Polsat Sport/Polsat Sport
Iga Świątek/AFP
Aryna Sabalenka/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem