Czy można wyobrazić sobie lepsze zakończenie sezonu niż to, które w Cancun zaprezentowała Iga Świątek? Chyba niespecjalnie, bo komplet pięciu wygranych meczów, 10:0 w setach i przegranie zaledwie 20 gemów w całym turnieju wystawia najlepszą laurkę 22-latce z Raszyna. Iga grała fenomenalnie, a finałowy mecz z Pegulą, która również pokazywała w Meksyku kapitalny tenis, był jej niewiarygodnym popisem. Wynik 6:1 i 6:0 mówi zresztą sam za siebie. Nic więc dziwnego, że po spotkaniu zadowolony był też trener Polki Tomasz Wiktorowski, który znów kapitalnie przygotował podopieczną do decydujących momentów w sezonie. Sam zresztą powiedział, że zapamięta to do końca życia, choć wcześniej świętował już podobny triumf z Agnieszką Radwańską. A przecież Polka zmagała się w Cancun nie tylko z rywalkami, ale - podobnie jak i one - także z fatalną pogodą. Może nie w finale, bo wtedy była już niemal idealna, ale we wcześniejszych dniach. - Iga nie miała wyjścia, ale łatwo nie było. I podkreślał, że Iga dostosowała swój tenis do tego, jak w tygodniu prezentowała się Amerykanka, która przecież w drodze do finału też nie przegrała seta. Trener miał pomysł na mecz z Pegulą. Pytanie brzmiało, jak Iga przełoży to na "życie kortowe" Polka od początku meczu starała się odpowiadać mocnymi uderzeniami na podobne Peguli - nie dawała rywalce możliwości do przejęcia inicjatywy. Wiktorowski podzielił się nawet informacjami, które mogą oddać skalę zwycięstwa Świątek. - U Peguli prędkość winnerów jest zwykle na poziomie 125-130 km/h, u Sabalenki to około 135-137 km/h. U Igi czasem nawet wyżej, ale te średnie Jessiki długimi okresami są wyższe niż Białorusinki. Mieliśmy więc wrażenie, że będzie bardziej wymagającą rywalką dla Igi, bo ten kort mógł jej sprzyjać. Jest szybszy niż nasze treningowe - analizował szkoleniowiec. A przecież Pegula dwukrotnie w tym roku ograła już Igę - najpierw w United Cup w styczniu, co raczej było trochę efektem niedyspozycji Polki, ale później w sierpniu, w półfinale w Montrealu. - Oglądaliśmy to spotkanie nawet tutaj, w Cancun, po starciu Igi z Vondrousovą. I mieliśmy pomysł na dzisiaj, nie obawiałem się tego, czy będzie dobry. Bardziej zaś, czy Iga przełoży go na życie kortowe - mówił szkoleniowiec. - Ten turniej był inny, ale cieszę się z tego, jak Iga potrafiła wybrnąć z trudnych sytuacji, które napotkaliśmy. Nie zagłębialiśmy się za bardzo we wszelkie problemy, staraliśmy się robić swoje, nie mogliśmy tu już nic zmienić. Musieliśmy tylko pracować, ale przy okazji powinniśmy wyrażać swoje opinie. Co dalej? Nie wiadomo. "Sytuacja polityczna na świecie jest tak dynamiczna" Tomasz Wiktorowski nie ukrywał, że nie tak powinien wyglądać finał sezonu dla najlepszych tenisistek świata. Popełniono za wiele pomyłek, organizując tę imprezę w Meksyku. - Trzeba spojrzeć na to jako swego rodzaju doświadczenie, wyciągnąć wnioski i już nigdy nie popełnić takiego błędu - ocenił. Sam też nie wie, czy kolejny finał odbędzie w Rijadzie, bo takie są podobno plany. - Słyszeliśmy plotki, ale sytuacja polityczna na świecie jest tak dynamiczna, że nie zastanawiamy się nad tym, czy pojedziemy na Bliski Wschód - dodał. A na końcu Bartosz Ignacik z Canal+ zasugerował Wiktorowskiemu, że wreszcie mogą się... ogolić. - Ja już się w trakcie ogoliłem, bo zarosłem jak małpiszon - odparł ze śmiechem szkoleniowiec najlepszej tenisistki świata.