Artur Gac, Interia: Maciej, niesamowita przemiana dokonywała się u Igi w meczu z Rybakiną. Po tym, co widzieliśmy w pierwszym secie, gdy ton wydarzeniom na korcie nadawała Elena Rybakina, w grze Igi nastąpiła istna rewolucja. Czym była spowodowana jej gra w pierwszym secie i co, z twojego punktu widzenia, było fundamentalną zmianą? Maciej Ryszczuk: - Elena, jak zawsze, bardzo mocno weszła w mecz z Igą. Posyłane przez nią piłki były "głębokie", bardzo szybko posuwane, nawet z dosyć niskim kozłem jak na mączkę. Do tego doszedł olbrzymi serwis, więc Iga była nieustannie w niedoczasie. To, o co ją poprosiliśmy, to aby się cofnęła, czyli dała sobie więcej przestrzeni i czasu na wejście na piłkę, na zrobienie rotacji i uderzenie ze swoim spinem, co później fantastycznie wykonała. Za to dla niej chapeau bas. A z czego brało się to, co widzieliśmy w pierwszym secie, gdy wielokrotnie nie dochodziła do piłek? Wydawało się, że są absolutnie w jej zasięgu, przy normalnej grze Igi bez problemu do odbioru i mocnego odpowiedzenia przeciwniczce, a tego tak wyraźnie brakowało? - Wydaje mi się, że to jest kwestia też percepcji. Gdy człowiek jest cały czas pod presją i stres jest trochę większy, to wydaje mu się, że nie nadąża do piłek, a tak naprawdę problem bierze się z tego, że nie daje sobie do tego przestrzeni. I wówczas odnosi mylne wrażenie, że cokolwiek by nie zrobił, to i tak nie zdąży do piłki. Dlatego odpuszcza, po prostu tak działa nasze ciało w takiej spirali zdarzeń. Twój coaching przed drugim setem i twoje podpowiedzi, co pokazały wydarzenia na korcie, okazały się być kluczowe. Co konkretnie przekazałeś Idze? - Rozmawialiśmy z trenerem Wimem, który też powtarzał, by Iga się cofnęła. Mówiliśmy to do niej podczas meczu, Wim także to powtarzał Idze, natomiast ja widziałem, że Iga tego do końca nie słyszy, bo na stadionie był bardzo duży zgiełk. Dodatkowo nie wyłapywała tego też dlatego, że była trochę w nerwach, więc w pewnym momencie wstałem i zacząłem do niej krzyczeć, żeby tego posłuchała. Powiedziałem bardzo donośnym głosem, że musi się wycofać na serwisie. Wówczas odwróciła się do nas i pokazała, że okay, czyli przyjęła do wiadomości. Uważam, że ta zmiana w dużej mierze dała jej po prostu dużo przestrzeni na returnie, a przez to zbudowała też swoją pewność gry. Ostatnia akcja Świątek na Philippe-Chatrier. Szał Polki, kamera w akcji. Ten kadr Czy ten mecz przez to, jak przebiegał, jego zwroty akcji i fakt, jak Iga się w nim budowała i kapitalnie wróciła gry, może być najważniejszą wygraną wielu ostatnich miesięcy? - Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Na pewno musimy mieć się na baczności i nie możemy wpadać w euforię, bo zaraz mamy kolejny mecz. A bardzo często po takim euforycznym pojedynku jest spadek, dlatego staramy się stąpać twardo po ziemi. Cieszymy się, już porozmawialiśmy z Igą po meczu i jedziemy dalej. Mam nadzieję, że ten mecz wpłynie na nią mega, mega pozytywnie. Bo na nas na pewno tak. Jak to możliwe, że taki fachowiec jak ty, który też trochę zna się na odżywianiu, funduje sobie taki obraz dnia, iż w momencie rozmowy mamy godzinę 17:20, a ty jesteś o kawie i croissancie? - (uśmiech) Historia zaczyna się od tego, że kibice świętowali zwycięstwo PSG do rana i pod naszym hotelem było bardzo, bardzo głośno. W rezultacie zasnąłem dopiero około godziny 4-5 nad ranem, przez co już nie wstawałem na śniadanie. Chciałem sobie przedłużyć sen jak najdłużej, żeby być w miarę świeży na rozgrzewkę z Igą oraz odpowiednio pomóc jej w ćwiczeniach. A później tak się to wszystko potoczyło, że ciężko było wycyrklować, kiedy można coś zjeść. Paolini niby już kończyła mecz, niby nie, więc na szybko nie chciałem się objadać. Tak że wleciał proteinowy shake, kawa oraz croissant. Rozmawiał Artur Gac, Paryż