Artur Gac, Interia: Właściwie brakuje słów, ta powtarzalność sukcesu jest niesamowita. Doszliśmy do tak dziwnej sytuacji, że niektórzy kibice nawet niespecjalnie przeżywają emocje, a przynajmniej nie drżą o wynik, tak bardzo przyzwyczajają się do zwycięstw Igi. Jak przygotować zawodniczkę, by w meczu finałowym nadal grała na tej samej intensywności, wznosząc się na nieosiągalny dla najgroźniejszej rywalki poziom? Maciej Ryszczuk: - Tutaj ważne jest dojście do takich wniosków, że w tenisie bardzo ciężko jest się przygotować na ten jeden turniej. Jeśli będzie takie założenie, to zawodnicy będą mieli bardzo duże zmęczenie po poprzednich turniejach i tak dalej. A wiadomo, że tu czasami dyspozycja dnia ma znaczenie, bo gdybyśmy chcemy "pikować" z zawodnikiem na dany turniej, a on z jakiegoś powodu, czasem choćby hałasu czy dnia konia przeciwniczki, nie wygra i wynik pójdzie w drogę stronę. Dlatego staram się, abyśmy nie budowali szczytu formy na dany turniej, tylko utrzymywali optimum na poziomie 80-90 procent zdolności motorycznych i fizyczności Igi na cały sezon. W związku z tym każdy turniej jest przez nas traktowany w podobny sposób. A co w sytuacji, gdy zdarza się taki mecz, jak w drugiej rundzie z Naomi Osaką, który wykracza poza wyobrażenie tego, z jaką utratą energii powinno się toczyć spotkanie w tej fazie turnieju? Jak po czymś takim reagujecie? Bo rozumiem, że to w jakiś sposób zakłóca perspektywę podnoszenia poprzeczki w każdym kolejnym meczu. - Jasne, dlatego tak naprawdę codziennie, od wielu lat, wykonujemy te same pomiary i testy, które nam mówią, na ile Iga się zregenerowała. Poza tym od samej zawodniczki otrzymujemy jej odczucia, co także jest dla nas cenną informacją, bo wiemy, na ile sama czuje się zregenerowana. Na tej podstawie podejmujemy decyzje. Jeśli przychodzi taki mecz, jak ten z Osaką, wówczas możemy sobie pozwolić przy tak długim rozłożeniu turniejów i grze na mączce na to, aby dać jej dzień wolny. "Nie robisz nic, idź zrób sobie swoje rzeczy, które lubisz, czyli regeneruj się, pospaceruj w parku, książka, filmy. Cokolwiek chcesz". - I takie coś pomaga Idze się zregenerować. A mamy, jak już wspomniałem, twardy odczyt z danych, zaś kolejnego dnia dokonujemy nowych pomiarów i od razu wiemy, czy to był strzał w dziesiątkę i Iga - w cudzysłowie - wraca nam do żywych. Wówczas na nowo możemy sobie docisnąć i wrócić do rutyn, które robiliśmy do tej pory. Czyli chcę powiedzieć, że reagujemy dość elastycznie, bo wszystko jest tak płynne, że co dzień warto wszystko sprawdzać i kontrolować. I rzeczywiście, dzień po meczu z Osaką był taką dobą, gdy skorzystaliśmy z tego rozwiązania. Nie dość, że mecz trwał do późna, to doszły wywiady i duże emocje, które towarzyszyły temu pojedynkowi. Plus jeszcze regeneracja i działania już na stole rehabilitacyjnym, przez co sen jest zaburzony, to znaczy zawodnik zasypia dużo później. Dlatego zafundowany jej dzień wolny okazał się być bardzo cenny. Co jest najwspanialszego w Idze Świątek z twojego punktu widzenia, jako trenera, ale i w szerszym ujęciu? - Zadałeś bardzo ciężkie pytanie... Myślę, że po prostu jej podejście bardzo często profesjonalne do aspektów sportowych i do rutyn. Czyli jeśli coś robimy, to się poświęcamy. Ona wie, na czym ma się skupić i co ma to przynieść. Bardzo mocno nad tym się skupia, a przede wszystkim jest w stanie zaufać swojemu sztabowi. To znaczy nie ogląda się dookoła, tylko to, co jej zaproponujemy, zazwyczaj robi. Pokrewnie wskazałbym na jej dociekliwość, a także zaufanie. To jest najwspanialsze. Jesteś trenerem Igi, ale od niedawna także Tomasza Berkiety. Za wami kilka wspólnych jednostek treningowych, a Tomek wyznał mi tutaj w Paryżu, jak po jednej z nich, rywalizując z pierwszą tenisistką świata, skończył "nad koszem", czyli przekroczył granice swoich możliwości. To też pokazuje, do jakiego poziomu ten zdolny 17-latek równa i co go napędza. - Tak jest, to na pewno. Pytałem Igi i ona sama była bardzo otwarta na tego typu treningi, ponieważ jeden motywuje drugiego. Tomek jest młodym i silnym zawodnikiem, który teraz będzie "pikował" swoją fizycznością, co też daje motor napędowy Idze plus papierek lakmusowy jak to się ma do innych. Z kolei dla Tomka nastąpiło zderzenie ze ścianą, jak to faktycznie wygląda na najwyższym poziomie nawet u kobiet. Więc jedno i drugie się napędzało, dzięki czemu wyniki były naprawdę bardzo dobre podczas tego testu. Tomek faktycznie chyba nie do końca docenił, jak wymagający to będzie test i w efekcie bardzo, bardzo go to zmęczyło. Aczkolwiek muszę powiedzieć, że dwa miesiące temu, po ponowieniu tego testu, wyniki zrobił dużo, dużo lepsze. To jest płaszczyzna, w której ma ogromne rezerwy. Rozmawiał Artur Gac, Paryż