Iga Świątek wygrała w Nowym Jorku swój trzeci turniej Wielkiego Szlema, ale pierwszy poza Paryżem. W finale pokonała Tunezyjkę Ons Jabeur 6-2, 7-6, a rywalka od połowy drugiego seta prezentowała się bardzo dobrze. Po spotkaniu Świątek dziękowała swojemu teamowi, w tym głównemu trenerowi Tomaszowi Wiktorowskiemu. Tomasz Wiktorowski tańczył? "Próbowałem się ruszać w rytm muzyki" Kamery pokazywały go dość często, Wiktorowski zawsze jakby był zamyślony, rzadko okazywał jakiekolwiek emocje. Dopiero w tie-breaku widać było bardziej żywiołowe reakcje. A po meczu na korcie nawet... tańczył. - To niemożliwe, ja nie umiem tańczyć - mówił. - Chyba próbowałem ruszać się w rytm muzyki - żartował i komentował swoje zachowanie: - Tenis to ciężka praca i bez powodu się za często na korcie nie uśmiecham. Dostaję później mnóstwo takich wiadomości, natomiast jestem skoncentrowany na tym, co robię. Staram się spełnić oczekiwania mojej zawodniczki, a ona by chyba nie chciała, abym chodził po korcie z wyszczerzonymi zębami. Raczej oczekuje, byśmy profesjonalnie spełniali swoje obowiązki. Jest czas na pracę, czas by być poważnym, czas na żarty i czas na szczęście - mówił Wiktorowski, który podkreślał, że rozpiera go duma. Tomasz Wiktorowski: Często odcinamy się od mediów Trener Igi Świątek mówił także, w jaki sposób zespół liderki światowego rankingu reagował na pojawiające się głosy, że spisuje się ona znacznie słabiej niż wiosną, a jednocześnie rosnącą presję związaną z wynikami. - Bardzo często odcinamy się od mediów, nie czytamy tego i nie przeglądamy. Ewentualnie jedna osoba z teamu jest wyznaczona do zajrzenia, by wiedzieć, co się dzieje. Problemy, które stawia przed nami tenisowe życia, czy w ogóle życie, raczej staramy się rozwiązywać we własnym gronie - mówił w Eurosporcie Wiktorowski. Jak się okazuje, najtrudniejszy czas dla polskiego zespołu w Nowym Jorku, to ten zaraz po przyjeździe. - W pierwszym tygodniu musieliśmy wykonać dużo pracy, dużo więcej, niż zakładaliśmy przed przylotem na US Open Series. Tak się jednak potoczyły te pierwsze tygodnie, że trzeba było sporo zrobić. To był ciężki czas. Później przyszło wyhamowanie, wejście w turniej, pierwsze trudne mecze, bo doszły: aklimatyzacja, przyzwyczajenie się, dostrojenie i dostosowanie, co jest kluczem. Następnie już od ćwierćfinału było lepiej i dlatego dziś jesteśmy szczęśliwi i dumni - dodał. "W tenisie trzeba wygrać ostatnią piłkę" Polska liderka rankingu WTA miała w drodze po tytuł w Nowym Jorku drobne problemy w starciach z Julie Niemeier czy później z Aryną Sabalenką, ale wyszła z nich obronną ręką. Podobnie jak z faktu, że w drugim secie meczu z Jabeur rywalka ze stanu 0-3 doprowadziła do remisu, a przy 4-4 miał aż trzy break pointy na przełamanie Świątek. - Mecz tenisowy jest na tyle długi, że rzadko zdarza się, by kłopoty się nie pojawiły. - Tenis jest tak skonstruowany, że trzeba w nim wygrać ostatnią piłkę. To, co się dzieje w trackie meczu, jest bez znaczenia, liczy się domknięcie całego spotkania - mówił Tomasz Wiktorowski, który - mimo wszystko - sam się wzruszył po meczu. - Jeśli w takiej chwili miałbym się nie wzruszyć, to trzeba być bez emocji lub bez serca. A te emocje były ogromne i za chwilę będziemy się cieszyć i świętować - zapewnił. A świętowanie ma być w pewnym sensie... improwizowane.