To sformułowanie - właśnie "wielka trójka" - na dobre powstało rok temu, gdy tenisistka z Kazachstanu dotarła do finału Australian Open. Już wcześniej było wiadomo, że ma ogromny potencjał, nikt przypadkowy nie triumfuje przecież w Wimbledonie. Gdy seryjnie zaczęła ogrywać Igę Świątek, a do tego piąć się w rankingu, stała się zagrożeniem dla Polki oraz Aryny Sabalenki. Wtedy, w styczniu 2023 roku, w finale w Melbourne, nie sprostała jeszcze Sabalence, ale w drodze do tego spotkania po raz kolejny ograła Świątek. Wskoczyła do TOP 10, pierwszy raz w karierze, a po French Open była już tylko za plecami Polki i Białorusinki. Z realnymi perspektywami, by im w końcu zagrozić. Świątek napisała tylko słowo po wygranej z Collins. Potem aż skryła twarz Kiepska druga połowa 2023 roku w wykonaniu Rybakiny, skarżyła się na kontuzje. Styczeń zaczęła wyśmienicie Tak się jednak nie stało, mało tego - Kazaszka nie była już w stanie odnieść jakiegoś przekonującego sukcesu, ani razu w drugiej połowie roku nie doszła do finału. A to sensacyjnie z kimś przegrywała, a to rezygnowała z gry z powodu kontuzji. - Te moje wszystkie urazy są skutkiem tego, że zostałam zawodową tenisistką na stosunkowo późnym etapie kariery. Niewiele osób wie, że zaczęłam zawodowo trenować jako 17-latka, wcześniej ćwiczyłam tylko w grupach - mówiła podczas US Open. A za jej plecami czaiły się już Jessica Pegula i Coco Gauff, zwłaszcza ta druga miała apetyt, by znaleźć się w najlepszej trójce światowej listy. I swego w końcu dopięła, triumfując w Wielkim Szlemie w Nowym Jorku. Sukces w Brisbane, gdy Rybakina pokonała w finale Sabalenkę 6:0, 6:3 sprawił jednak, że na trzecią pozycję wróciła Kazaszka. I prezentowała się znów tak, jakby chciała postawić się Świątek. Dziś wiadomo, że przez dłuższy czas będzie to nieaktualne. Wyrównany najdłuższy tie-break w historii kobiecego tenisa. Tego "dokonały" Rybakina i Blinkowa Rybakina bowiem znów "faluje" - po świetnych występach w pierwszym turnieju sezonu, w drugim niemal oddała bez walki mecz z Jekateriną Aleksandrową. W Melbourne też było kiepsko, bo w starciu z Karoliną Pliskovą, tak daleką od dawnej świetnej formy, broniła aż trzech piłek setowych, by jednak wygrać 7:6 (6), 6:4. Dziś jednak szczęście już nie dopisało. Spotkanie z Anną Blinkową, Rosjanką, która nigdy nie była wśród najlepszych 30 zawodniczek świata, przejdzie do historii. Choćby za sprawą trzeciego seta i jego końcówki, bo wygrany przez Blinkową tie-break 22:20 był najdłuższym w historii WTA, pod względem ilości punktów. 42 zdobyły też w 2017 roku Akgul Amanmuradowa z Uzbekistanu i Niemka Anna Zaja w Moskwie, ale był to turniej ITF. Co ciekawe, w stolicy Rosji urodziły się właśnie Rybakina i Blinkowa. Zmiana na podium rankingu WTA już jest pewna. Pytanie brzmi, jak wielką przewagę Coco Gauff będzie miała nad rywalkami? Ta porażka będzie miała dla Kazaszki ogromne konsekwencje - w rankingu po Australian Open będzie już na piątym miejscu, z niewielką stratą do Peguli, ale już całkiem sporą, a w razie sukcesu wręcz wielką, do Coco Gauff. To powoduje, że określenie "wielka trójka" w najbliższym czasie będzie kierowane raczej do tercetu: Świątek, Sabalenka, Gauff. Mało tego, dzisiejsza porażka Peguli też ma wielkie znaczenie - Amerykanka straci aż 360 punktów, jej strata do młodszej rodaczki za chwilę może sięgnąć tysiąca oczek. Co tu zresztą dużo mówić - 19-letnia Gauff może nawet znaleźć się tylko za plecami Polki, wszystko zależy od tego jednego turnieju. Rybakina zaś musi uważać, by przed sezonem na kortach ziemnych w ogóle nie wypaść ze ścisłej czołówki, bo to mogłoby jej później utrudnić życie w następnych wielkich turniejach. W marcu w Indian Wells będzie bronić tysiąca punktów za zeszłoroczne zwycięstwo, a zaraz po tym w Miami - aż 650 za finał. Jak z tego wybrnie?