Olgierd Kwiatkowski: Prowadził pan reprezentację dziewcząt w kategoriach młodzieżowych w czasach kiedy grała w niej Iga Świątek. Jak zapamiętał pan obecną liderkę rankingu? Paweł Motylewski (trener kadry Polski do lat 14 i 16 w latach 2015- 2016, obecnie szkoleniowiec w klubie ECT w Mysiadle): Iga pokazywała w wieku 14 lat, że ma coś więcej niż przeciętna zawodniczka z czołówki europejskiej. Posiadała przede wszystkim umiejętność mocnego grania, ale jednocześnie uderzała finezyjnie. Z drugiej strony, przy swoim wysokim wzroście i masie większej niż większość zawodniczek, była zwinna, szybka. Poruszała się jak kot. Już wtedy odnosiła bardzo duże sukcesy i wiedziałem, że jest szansa na pierwszą setkę WTA, ale to czego dokonuje teraz przerasta wszelkie wyobrażenia. Kto był największą rywalką Igi Świątek w tamtych czasach? - Iga mocno rywalizowała z Anastasiją Potapową. Rosjanka w tamtym okresie była typowana jako wielka gwiazda i przyszły numer 1. Rzeczywistość pokazała co innego. Iga grała też z Amandą Anisimovą, Emmą Raducanu, Olgą Danilović. Z tą ostatnią pamiętam dramatyczny trzysetowy mecz w mistrzostwach Europy. Iga wygrała. To ciekawa generacja zawodniczek. Ale jak się okazało Iga okazała się najlepsza w dorosłym tenisie. Czy Iga była zdyscyplinowana? Nie trzeba było jej pilnować, namawiać do treningów? - Ona była taka sama jak jest teraz. Potrafiła pracować, ale potrafiła też poświęcić część treningu na zabawę, na żarty. Nie trzeba było jej prosić o zrobienie rozgrzewki, rozciągania. Była już wtedy profesjonalistką. Pamiętała o odżywkach, o tapingach, kremach do opalania. Była poukładaną, uporządkowaną, bardzo dojrzałą dbającą o siebie zawodniczką. Jej tata nie musiał do mnie dzwonić i pytać jak się zachowuje, czy nie sprawia problemów i czy wszystko ma czego potrzebuje. Iga potrafiła w tym wieku sama o to zadbać. Nigdy nie sprawiała problemów. Czy to zaskakujące, że w takim wieku okazywała tak profesjonalne zachowanie? - W drużynie była też Maja Chwalińska. Ona zachowywała się podobnie, może była bardziej poważna. Najważniejsze, że to były dziewczyny świetnie wyszkolone, o doskonałej technice, miały szczęście do dobrych trenerów i zależało im na tym, żeby nie marnować wyjazdów i optymalnie przygotować się do startów. Wtedy one dopiero odkrywały swój potencjał, swój sportowy poziom. Ich wygrane były dla niej fantastycznym przeżyciem. To były ich pierwsze znaczące zwycięstwa. I przez turnieje Les Petits As (nieoficjalne drużynowe mistrzostwa świata 12-latek - przyp. ok), turnieje drużynowe jak mistrzostwa Europy i Junior Fed Cup zmierzały w kierunku juniorskich Wielkich Szlemów. Oswajały się z coraz bardziej liczną publicznością na trybunach, z coraz większymi kortami. To było takie płynne, spokojne wchodzenie w światowy tenis. One wykorzystały ten czas znakomicie. Czy Iga miała problemy mentalne, które często pojawiają się w młodzieżowych kategoriach? - Była emocjonalnie charyzmatyczna, ale potrafiła na jakiś czas stracić kontrolę nad emocjami. Zdecydowanie częściej niż teraz. Zdarzało się to wtedy, kiedy panowały trudne warunki - był upał, trudny trzysetowy mecz. Było to też dla niej utrudnieniem, bo wytrzymałościowo nie była tak doskonale przygotowana do startów jak teraz. W tegorocznym US Open Iga nie gra tak dobrze jak chociażby w czasie Roland Garros, gdy wygrywała turniej, ale jest w finale. O czym to świadczy? - Tenis jest dyscypliną, w której ciężko jest zaprezentować wysoką formę we wszystkich spotkaniach, szczególnie w turniejach wielkoszlemowych. Trzeba przeżyć pojedynki trudniejsze, wygrać też te teoretycznie łatwiejsze. Iga pokazuje wysoki poziom przez długi czas. Podobna jest w tym do Agnieszki Radwańskiej. To nie jest zawodniczka, która może zagrać jeden dzień świetnie, a drugi beznadziejnie. Raczej nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Przetrwała trudne spotkania w US Open. Wspaniale świadczy to o jej przygotowaniu mentalnym i panowaniu nad emocjami. Fizycznie, szczególnie w półfinale pokazała świetne przygotowanie. W drugim secie zdominowała rywalkę. W trzecim wyszła z trudnej sytuacji. Jakie ma pan prognozy przed finałem z Ons Jabeur? - Jestem dobrej myśli. Myślę, że na hardzie z Tunezyjką wygra. Trudniejszą sytuację miałaby na trawie na Wimbledonie. Jabeur jest zawodniczką niekonwencjonalną, przerywającą standardowe wymiany skrótami, slajsami, szybkimi uderzeniami. Skoro jednak Iga przetrwała w tym turnieju trudne momenty i wróciła do formy w półfinale, czyli w decydującej fazie turnieju, to powinna sobie poradzić. Ma jeden dzień na regenerację. To ważne, bo Jabeur wygrała gładko półfinał, a Iga musiała walczyć znacznie dłużej. Wspomniał pan o tym, że Tunezyjka bardzo dobrze gra skróty. Czy one są rzeczywiście tak groźne? - Są groźne. Wiadomo że pięć skrótów nie sprawi wielkiej różnicy, ale 20-30 sprintów po dłuższych wymianach zostaje w nogach, w kościach., Pytanie, ile tych skrótów uda się Tunezyjce zagrać, jeśli znajdzie się pod ostrzałem Igi? Iga jest świadoma, ze Jabeur będzie wykorzystywała ten swój atut, ale jak na początku nie zdobędzie w ten sposób paru punktów, to nie będzie z nich korzystała. Pamiętajmy też o tym, że skróty na hardzie nie są tak skuteczne. Piłka po takim zagraniu odbija się wyżej i łatwiej ją odegrać. Widzi pan jakieś słabe strony w grze Igi? - Nie ma co o tym teraz mówić. Ma bardzo mało słabych stron i dlatego jest numerem 1 i gra po raz trzeci w finale Wielkiego Szlema. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski