Porażka Świątek zakończyła występ biało-czerwonych w seniorskiej rywalizacji w tegorocznym US Open. Nikt z pozostałej trójki singlistów oraz zawodników startujących w deblu i mikście nie był w stanie przejść drugiej rundy. "Pierwsza podstawowa i fajna rzecz jest taka, że polskich zawodników w obsadzie było dużo. Mam tu na myśli zarówno eliminacje, singla, debla i miksta. Nie wiem, czy był turniej wielkoszlemowy z większą ich liczbą. To, że nie osiągnęli teraz w Nowym Jorku jakichś spektakularnych sukcesów... 1/8 finału to nie to samo co wygranie imprezy czy dotarcie do finału bądź półfinału, ale to świetny wynik. Oczywiście, są mecze, w których się nie gra dobrze, które są pewnym rozczarowaniem - dla samego zawodnika lub kibiców. Ale US Open, tak jak każda inna impreza wielkoszlemowa, jest tylko pojedynczym turniejem i w nim różne rzeczy się muszą złożyć na to, żeby zagrać dobrze. Podstawą do tego, by w ogóle złożyło się coś tak fajnie jak np. dwa lata temu u Igi we French Open jest to, by w ogóle byli zawodnicy i kwalifikowali się do takiej imprezy. Więc to fantastycznie, że spora grupa polskich tenisistów się dostała do tego turnieju. Myślę, że można na to zawsze spojrzeć z punktu widzenia szklanki do połowy pustej lub do połowy pełnej" - podkreślił Iwański. Kibice największe nadzieje wiązali z rozstawioną z numerem siódmym Świątek oraz występującym z "10" Hurkaczem. Zawodniczka z Raszyna w trakcie turnieju miała lepsze i gorsze momenty i niekiedy górę brały u niej emocje. Trener główny PZT poproszony o podsumowanie jej występu zastrzegł, że nie jest od tego, aby oceniać kogoś, nie mając wszystkich danych i nie uczestnicząc w codziennym procesie treningowym tej osoby. "Mogę tylko oceniać okiem kibica to, co dzieje się na korcie. Przyczyn tego jednak nie znam, a one mogą być bardzo różne i może być ich bardzo dużo. Nie mogę powiedzieć, bym był zachwycony postawą Igi, ale nie mogę również powiedzieć, że nie poradziła sobie z bardzo wieloma niesprzyjającymi okolicznościami podczas meczu. To, że związane są z tym różnego rodzaju emocje czy sposoby zachowania, które mogą się podobać mniej lub bardziej, to tak już jest. U każdego zawodnika zawsze można się do czegoś przyczepić. Rolą ludzi związanych z Igą jest analiza tego, dlaczego pewne rzeczy funkcjonują, a inne nie. Mam nadzieję, że tak właśnie robią" - zaznaczył. Mistrzyni ubiegłorocznego French Open nie sprostała rozstawionej z "11" Belindzie Bencic. Wiele emocji wywołał pierwszy, trwający prawie półtorej godziny set, który zakończył się zwycięstwem Szwajcarki 7:6 (14-12). "Na pewno był on kluczowym momentem. Zwłaszcza tie-break, kiedy obie zawodniczki miały swoje szanse. Teraz można dywagować w rodzaju +gdyby w tym momencie Iga zagrała w prawo, a nie w lewo, to by wygrała seta+. To są rzeczy, które zostają w pamięci kibiców. Stało się jak się stało. Jedna zawodniczka miała więcej szczęścia. To nie jest absolutnie żadna krytyka, ale obie były bardzo mocno rozemocjonowane. Ten set był fantastyczny dla kibiców do oglądania. Było dużo zwrotów akcji, dużo wykorzystanych i niewykorzystanych okazji, wiele dobrych zagrań. Był naprawdę ciekawy" - przyznał były szkoleniowiec Rosjanki Nadieżdy Pietrowej. Jak dodał, wielu komentatorów przepowiadało, że zawodniczka, która wygra tego zaciętego pierwszego seta, zwycięży też w kolejnym. "W kobiecym tenisie trudno wiele rzeczy przewidzieć, ale generalnie w takiej sytuacji ze względu na olbrzymi ładunek emocjonalny z pierwszej partii, z jakim zmierzyły się obie zawodniczki, jej zwyciężczyni jest potem w znacznie lepszej sytuacji pod względem psychologicznym. Bencic to już bardzo doświadczona tenisistka, dodatkowo podbudowana swoim niedawnym olimpijskim sukcesem i potrafiła to przekonwertować na końcowy sukces" - skwitował. Iwański nie ukrywa, że Świątek miała swoje szanse w pojedynku ze złotą medalistką igrzysk w Tokio, które zmarnowała. "Ale jest młoda, wciąż się uczy. Powinna je wykorzystać, ale ona sama sobie z tego doskonale zdaje sprawę. Takie rzeczy się jednak zdarzają. Trzeba wyciągnąć z tego wnioski. Patrząc na grę naszych czołowych zawodników okiem trenera dostrzegam konieczność poprawy pewnych rzeczy. U Igi jest tak samo. Sporo rzeczy robi nie tak jak powinna, ale to dobrze, to jest miejsce na postęp. Regulowane odpowiednim procesem treningowym, przynajmniej z założenia, powinny dać jeszcze wyższy poziom gry niż ma obecnie, a już jest on bardzo wysoki" - podkreślił. Hurkacz wszystkie trzy triumfy w turniejach ATP odniósł właśnie na kortach twardych w USA. Dodatkowo 24-letni wrocławianin w ostatnich tygodniach również spisywał się dobrze w Ameryce Północnej, przez co nieraz wymieniano go w gronie zawodników, który może zajść daleko w rywalizacji na kortach Flushing Meadows. Przegrał jednak w drugiej rundzie z 89. w światowym rankingu Włochem Andreasem Seppim. "Seppi jest bardzo doświadczonym i dobrym zawodnikiem. To trudny rywal - dużo widzi na korcie. Ma 37 lat, ale nie jest jakimś inwalidą tenisowym. Przypomnę, że jest obecnie co najmniej paru zawodników w podobnym wieku, którzy grają naprawdę dobrze. Oczywiście, nie postawiłbym pieniędzy na wygraną Włocha w meczu z Hubertem. Uważałem, że Polak był faworytem. Ale okoliczności na korcie ułożyły się w taki sposób, że Seppi wykorzystał swoje szanse. Hubert był coraz bardziej sfrustrowany i nieco niepewny. Miał swoje okazje na odwrócenie losów meczu w czwartym secie, gdy prowadził 6:5 i 40:0 przy podaniu rywala i nie wykorzystał tego" - analizował były trener Kamila Majchrzaka. Przekonywał, że w wielkoszlemowej rywalizacji każdy wynik jest jednak możliwy. "W tej chwili trochę poza zasięgiem wydaje się być może Novak Djokovic. Taki jest stworzony wokół niego mit. Ale każdy zawodnik jest do ogrania" - ocenił. Hurkacz, mimo sukcesów w imprezach cyklu ATP, nie miał szczęścia w Wielkim Szlemie. Przed dłuższy czas tylko raz udało mu się dotrzeć do trzeciej rundy. Przełom nastąpił podczas tegorocznego Wimbledonu, w którym zatrzymał się dopiero na półfinale. W Nowym Jorku nie udało mu się dotrwać do dalszej części rywalizacji. "Nie ma żadnej tendencji u Huberta dotyczącej Wielkiego Szlema. Dla mnie takie turnieje są dokładnie takie same jak każdy inny. Po prostu nie układa mu się w nich najlepiej, ale za chwilę być może się to zmieni. Życzę każdemu, kto gra w tenisa, by udało mu się raz w życiu dojść do półfinału Wimbledonu. Uważam, że skoro Hubert zrobił to raz, to może to zrobić ponownie. Jest cały czas młodym zawodnikiem, wciąż się rozwija. Przed nim jeszcze przynajmniej 10 lat grania, czyli w teorii 40 wielkoszlemowych turniejów. Nie wiem, jak się będzie rozwijało jego życie sportowe. Oczywiście, że ma szansę, by znów zajść daleko, ale czy ją wykorzysta - tego ani ja, ani nikt inny nie wie" - zaznaczył Iwański. Oczy wielu kibiców tenisa są obecnie zwrócone na Djokovica, którzy ma szansę zostać trzecim zawodnikiem w historii z Kalendarzowym Wielkim Szlemem. Jeśli wygra teraz US Open, to zdobędzie też 21. tytuł wielkoszlemowy i zostanie pod tym względem samodzielnym rekordzistą wszech czasów w męskim singlu. "Serb może wygrać cały turniej, ale i przegrać w następnej rundzie. Nikt mu niczego za darmo nie odda, a wygrać chce każdy z uczestników. Nie oglądałem meczów Novaka w Nowym Jorku, ale na pewno za sprawą licznych zwycięstw w tym sezonie ma nad innymi przewagę psychologiczną" - dodał Iwański.