"Ta nagroda jest wyrazem uznania za sukcesy na korcie, ale także za pełnienie funkcji ambasadora sportu i wprowadzenia coachingu na pierwszy plan" - napisała w uzasadnieniu WTA. Sierzputowski jest trzecim szkoleniowcem, który otrzymał tę nagrodę. Dwa lata temu federacja przyznała ją Saschy Bajinowi, trenerowi Naomi Osaki, a przed rokiem Craigowi Tyzzerowi, szkoleniowcowi Ashleigh Barty. Polak znalazł się więc w doborowym towarzystwie. Trener od 15. roku życia O Idze Świątek, po jej zwycięstwie w Roland Garrosie, wszyscy wszystko wiedzą. O Piotrze Sierzputowskim? Może to, że Iga Świątek podarowała mu motor po zwycięstwie w Paryżu. Albo to, że musiał zrealizować zakład - wydepilować swoje ciało. A jego droga na trenerski szczyt jest równie oszałamiająca co Igi Świątek na tenisowy tron w Paryżu. - Trenerem byłem jak miałem 15 lat. Czasami robiłem to dosłownie po to, żeby kupić batoniki w szkolnym sklepiku. Grałem z siostrą i chcieli trenować ze mną zawodnicy słabsi od niej. Byłem też sparingpartnerem. Ze sparingpartnera stałem się trenerem. W weekendy pracowałem po 16 godzin, ale stale się starałem rozwijać, analizować grę - opowiadał w rozmowie z Interią. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij! Z kariery zawodniczej szybko zrezygnował. Grał w małym klubie Gdyńska Akademia Tenisowa, potem przeniósł się do Arki Gdynia. Odnosił sukcesy w lokalnych turniejach. Był w pierwszej 20-tce najlepszych zawodników w kraju, ale perspektywy znaczącego międzynarodowego sukcesu w męskim tenisie są w Polsce ograniczone. Trzeba mieć wagon pieniędzy i furę szczęścia. Zawód trenera daje większe możliwości. Staże w Stanach Zjednoczonych - Pierwszą pracę dostałem w Gdyni, pracowałem w czasie obozów stacjonarnych dla zawodników, później pracowałem w klubie - wspominał. Tenis w Gdyni mimo świetnych warunków - pięknie położonych kortów na dawnym stadionie Arki - upadł. Piotr Sierzputowski szukał innych możliwości pracy. Wyjechał do USA, gdzie m.in. pracował w Akademii Tenisowej Johana Krieka, dwukrotnego zwycięzcy Australian Open. Szkolił się jako tzw. travel coach, jeżdżąc z zawodnikami na turnieje. Wrócił jednak do Polski. Nie do Gdyni, gdzie tenisa już nie było, ale do Warszawy. Rozpoczął pracę w sekcji tenisowej Legii, z którą wtedy mocno współpracowała agencja sportowa Warsaw Sports Group. Prowadził treningi z siostrą, ale też z czołowymi zawodniczkami i zawodnikami Legii. - Wiele się nauczyłem, przede wszystkim umiejętności miękkich, które potem wykorzystywałem w pracy z Igą - mówił o swojej pracy w warszawskim klubie.