Suma, którą podniosła z kortu w Paryżu Iga Świątek działa na wyobraźnię. W wielu wypadkach to wizja zarobków sprawi, że wielu rodziców w chwili Igomanii przyprowadzi swoje dzieci na korty. Ale uwaga. Dojść do czołówki, nawet w Polsce, nie wspominając o świecie, nie jest proste i kosztuje krocie. Próbują miliony, udaje się nielicznym. 300 tys. zł na sezon młodego zawodnika Kiedy w Polsce cieszyliśmy się z sukcesów Agnieszki Radwańskiej jej ojciec Piotr wspominał, że gdy przekonał się o talencie córek (wysoki poziom w kategoriach młodzieżowych osiągnęła także Urszula) trzeba było w pewnym momencie zastanowić się, skąd wziąć pieniądze na dalszy rozwój. Pomógł dziadek sióstr Radwańskich. Sprzedał rodzinne obrazy. Mama Jerzego Janowicza po pierwszym wielkim sukcesie syna, awansie do finału turnieju w paryskiej Bercy, w wywiadzie dla Polskiego Radia powiedziała wtedy, że "czuła się jakby wygrała w Totolotka". Znalazły się pieniądze. Jej syn mógł kontynuować karierę na wysokim poziomie. Mimo sukcesów Radwańskiej i Janowicza nic się nie zmieniło. Trzeba mieć pieniądze, dużo pieniędzy, by młodzi zawodnicy mogli zacząć poważną karierę. Rodzic nr 1, wielokrotnej medalistki Polski w kategoriach młodzieżowych. "Mam 50 zł w portfelu. Wszystkie pieniądze dałem córce, by pojechała na turniej. Sama, bez trenera. Niech próbuje, może się uda". Rodzic nr 2, jednego z najlepszych obecnie młodych zawodników. "Ile potrzebujemy na teraz pieniędzy? 300 tys. złotych, żeby wyglądało to w miarę profesjonalnie. To są środki na to, żeby opłacić dobrego trenera, wyjazdy, fachowca od przygotowania fizycznego, psychologa. Chodzi też o to, żeby trener nie tłukł w tym czasie godzin na korcie z amatorami, ale był z synem podczas turnieju". Wyszkolenie juniora w Polsce? Nawet milion złotych Kiedy Andy Murray wygrał w 2012 roku swój pierwszy turniej Wielkiego Szlema (US Open) angielska federacja tenisowa podała, ile potrzeba wydać na to, by dochować się takiego mistrza - przeciętnie to około milion funtów. Czy to możliwe? Tak. Tenis wszędzie na świecie, nie tylko w Polsce, jest drogim sportem. Policzmy, jak to wygląda w kraju mistrzyni Roland Garrosa. Zazwyczaj tenisista zaczyna przygodę z tym sportem od minitenisa, zabawowej formy zapoznania się z dyscypliną. Miesięcznie to wydatek w wysokości 300-400 zł. Ze sprzętem i dojazdami to będzie 5 tysięcy złotych. Powiedzmy, że takie szkolenie trwa dwa lata. Kolejny etap to wejście na kort. Trenuje się w grupach, ale często już indywidualnie. Treningi w grupach dają wydatek kilkaset złotych miesięcznie; indywidualne powodują, że wydatki wystrzeliwują w sufit. Trzeba płacić za wynajęcie kortu, trenera od tenisa i przygotowania fizycznego, sprzęt. W jednym z warszawskim klubów rodzice jednego z 11-latków płacą 5 tys. miesięcznie za indywidualne treningi. Chłopiec trenuje codziennie po dwie godziny. Tak czy inaczej do 12. roku życia co roku trzeba już wydać kilkanaście albo - najczęściej - kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie. Wymagania wzrastają, wydatki również. Od 14. do 18. roku życia profesjonalnie prowadzony tenisista potrzebuje około 150 tys. zł na rok. To nie jest fanaberia. Takie są realia. Treningi są znacznie bardziej intensywne i dłuższe - nawet 25 godzin tygodniowo. Koszt przekracza często 10 tys. zł miesięcznie. Od 13-14. roku życia (u chłopców może być trochę później) dochodzi rywalizacja za granicą. Na razie jeździ się po Europie, ale zaraz trzeba jechać w świat. Jeśli nie dostaje się pomocy ze związku, to płaci się za to z własnej kieszeni. Najlepiej byłoby wyjechać z trenerem. Płaci się mu za każdy dzień pobytu itp.