Bardziej zmęczona czy szczęśliwa? Po tak szalonym pojedynku trudno było w pełni rozczytać, jakie emocje w głównej mierze rysują się na twarzy Igi Świątek. Być może coś pośredniego, czyli uczucie ulgi, że w najcięższych momentach znów była w stanie udowodnić, dlaczego jej pozycja liderki rankingu WTA wciąż pozostaje niezagrożona. Zresztą, gdyby nawet w tym spotkaniu nie wróciła z dalekiej podróży, dalsze rozstrzygnięcia na kortach Rolanda Garrosa bez jej obecności niczego by nie zmieniły w kwestii "jedynki". Iga Świątek zafundowała zawał serca nie tylko kibicom. "Sobie także" - Może ani razu nie pomyślałem sobie, że ja to jeszcze wygram - zaczęła Iga Świątek rozmowę z dziennikarzami, choć kolejne wypowiedzi wskazywały, że huśtawka nastrojów była u niej samej także obecna. - Ewentualnie na początku trzeciego seta, przy 0:3 jeszcze myślałam, że można to odwrócić, a później już sądziłam, że będzie ciężko - wskazywała raszynianka newralgiczne momenty trzysetowej batalii z wracającą na bardzo wysoki poziom Osaką. To 0:3 w trzecim secie, na korzyść Japonki, było także momentem, gdy Iga postanowiła zmienić buty. Ale nie dopatrywała się w tym żadnego "zaklęcia". - Po prostu kort jest śliski, więc wzięłam nowsze buty, które są mniej zużyte i lepiej trzymały się nawierzchni. Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego nie tylko zgodziła się z komentarzami niektórych kibiców, że tym tenisowym rollercoasterem niemalże zafundowała im zawał serca. - Sobie także - od razu wtrąciła, a następnie obszernie odniosła się do bardzo zasadnego pytania, które w dodatku najbardziej otworzyło naszą gwiazdę. Mianowicie została zapytana, w jaki sposób pracuje nad tym, aby wyrzucić w trakcie meczu z głowy te wszystkie niewykorzystane szanse, których tak dużo było w starciu z Osaką. Prawdziwym byłoby stwierdzenie, że w zasadzie wszystko układało się po myśli Japonki, dlatego w przypadku porażki mnóstwo zawodników znalazłoby sobie idealne wytłumaczenie. A ty wszystko to wyrzuciłaś z głowy i, mimo problem, zakończyłaś to spotkanie. Jak to robisz? - usłyszała nasza gwiazda. - To zależy. Czasami po prostu wyobrażam sobie, że gram trening, wtedy koncentruję się na poprawie każdego uderzenia i nie myślę o tym, co było przed i co będzie po. Czasami... No, mam różne sposoby, ale nie chcę też zdradzać wszystkiego. Prawda jest taka, że ogólnie całe życie podporządkowuję temu, żeby mieć porządek w głowie, aby różne myśli mi do niej nie wpadały. Bardzo mało korzystam z telefonu, właściwie nie rozmawiam z nikim poza rodziną oraz zespołem. Podczas turniejów jestem w mega reżimie, moja głowa wiele chłonie, dlatego właściwie ograniczam wszystko jeśli chodzi o bodźce i pozwalam sobie ewentualnie tylko na coś więcej, gdy wiem, że mecz mam za dwa dni - tłumaczyła trzykrotna mistrzyni French Open. Iga Świątek ważyła, co zrobić. "Francuska publiczność może na taki apel nie zareagować pozytywnie" Od razu jednak dodała, że pozostawanie w takim reżimie nie jest łatwe, tym bardziej przy tak szczelnie wypełnionym kalendarzu startów. - Muszę to odpowiednio balansować, ale w tym meczu trochę czułam, że może za dużo robiłam rzeczy poza kortem, bo nie miałam takiego porządku w głowie, jaki chciałabym mieć. Dopiero w trzecim secie weszłam na wyższy poziom z koncentracją. To nie jest tak, że ktoś sobie powie "o, teraz się skoncentruję". To jednak jest trudne, więc ogólnie dużo rzeczy robię, ale różne nieraz zadziałają. Czasami skupię się na oddechu, czasem na tym, żeby mieć "szybką rękę". A czasami pośpiewam sobie jakąś piosenkę, po prostu trzeba wybrać odpowiedni sposób. Ogólnie zazwyczaj jest tak, iż jestem na tyle skoncentrowana, że nie doprowadzam do takich momentów, gdy jedna piłka ma znaczenie - wyjaśniła Świątek. Dociekaliśmy też o apel do kibiców po spotkaniu, skierowany z wysokości kortu, aby nie przeszkadzali swoim zachowaniem w trakcie rozgrywania akcji. Interesowało nas, czy na szybko zaczęła ważyć decyzję, na ile jest to dobry moment, aby w ten sposób zwrócić się do rozentuzjazmowanej publiki. Rozmawiał Artur Gac