Polka ostatni mecz rozegrała na początku września, kiedy odpadła w ćwierćfinale wielkoszlemowego US Open z Amerykanką Jessicą Pegulą. Następnie wycofała się z turniejów w Azji, w tym z Pekinu, gdzie miała bronić tytułu. W międzyczasie poinformowała o rozstaniu się ze swoim szkoleniowcem Tomaszem Wiktorowskim, z którym pracowała blisko trzy lata. Jej nowym trenerem został Wim Fissette. Belg prowadził takie tenisistki jak: Kim Clijsters, Wiktoria Azarenka, Simona Halep czy Naomi Osaka. "Bardzo się cieszę na ten nowy rozdział w mojej karierze. Miło mi ogłosić, że do mojego zespołu dołącza Wim Fissette. Jak wiecie teraz przygotowuję się do WTA Finals, ale moja perspektywa na karierę jest zawsze długoterminowa, nigdy krótkowzroczna... Wiele razy już wspominałam, że moja kariera to dla mnie maraton, nie sprint i działam, pracuję i podejmuję decyzje właśnie z tym podejściem" - napisała 23-letnia raszynianka w mediach społecznościowych. Tenis. Igę Świątek czekają finały WTA "Chcę dodać, że cieszę się na współpracę z Wimem. Widzę u niego bardzo dobre podejście, wizję, a dodatkowym atutem jest jego ogromne doświadczenie na najwyższym poziomie w tenisie. Wiadomo, że to zawsze ważne, żeby poznać się lepiej, ale za nami bardzo dobry start relacji, a ja nie mogę się doczekać powrotu do rywalizacji" - dodała. Finały WTA odbędą się w dniach 2-9 listopada. Świątek będzie tam nie tylko bronić tytułu wywalczonego przed rokiem w Cancun, ale także wrócić na pierwsze miejsce w rankingu WTA, które straciła w poniedziałek 21 października. Nowym numerem jeden została Aryna Sabalenka. Białorusinka już przed rokiem na moment, a dokładnie osiem tygodni, zluzowała Polkę na tej pozycji. 23-letnia raszynianka może na nią wrócić po turnieju w Rijadzie, ale musiałby on zakończyć się bardzo źle dla zawodniczki z Mińska, która nie może wyjść z grupy, odnosząc jedno, maksymalnie dwa zwycięstwa. Następnie Świątek albo zakończy sezon albo wystąpi jeszcze w finałach Pucharu Billie Jean King, które odbędą się w Maladze. Na razie nie ma jej w składzie, a Polki w pierwszej rundzie zagrają z Hiszpanią 13 listopada. Na zwycięzcę w ćwierćfinale czekają Czeszki. Tymczasem wiadomo już, że 23-letnia raszynianka nowy sezon rozpocznie od udziału w United Cup, gdzie pula nagród wynosi 10 milionów dolarów. Zarówno ona, jak i najwyżej notowany polski gracz Hubert Hurkacz znaleźli się na liście zawodników zgłoszonych do drużynowego turnieju, który na przełomie roku odbędzie się w Perth i Sydney. Oprócz nich w rozstawionej z numerem dwa ekipie "Biało-Czerwonych" są także: Kamil Majchrzak, Maja Chwalińska, Jan Zieliński i Alicja Rosolska. Ta impreza rozpocznie się 27 grudnia. Biorąc pod uwagę napięty kalendarz tenisistów, pojawiły się wątpliwości odnośnie takiego terminu. Tenis. Polacy znają już rywali w United Cup "Sądzę, że wszyscy się zgadzamy, że dłuższa przerwa między sezonami jest dobra dla profesjonalnych sportowców. Zawodnicy bardzo chcą jednak przyjechać tutaj i jak najszybciej zacząć sezon. Z tyłu głowy pomyślałem, że data 27 grudnia może będzie dla nas wyzwaniem, ale to się nie sprawdziło" - powiedział Stephen Farrow, dyrektor turnieju, cytowany przez agencję Reutera. "Tenisiści chcą znaleźć się tutaj, aby odpowiednio sią zaklimatyzować i rozegrać ważne mecze jeszcze przed startem Australian Open" - dodał. Polacy poznali już rywali w United Cup. W grupie B zagramy z Czechami i Norwegią. Losowanie odbyło się w poniedziałek w Sydney. Zespoły podzielone będą na sześć grup po trzy zespoły. Grupy A, C i E rywalizować będą w Perth, pozostałe, w tym grupa B z Polską - w Sydney. To oznacza, że "Biało-Czerwoni" w przypadku awansu do fazy finałowej, która również zostanie rozegrana w Sydney, nie będą musieli się przemieszczać. Zwycięzcy grup awansują do ćwierćfinałów, podobnie jak po jednej najlepszej drużynie z drugich miejsc w obu miastach. Każdy mecz będzie składał się z jednego pojedynku singlistów, jednego - singlistek oraz z rywalizacji par mieszanych. Przed rokiem Polacy dotarli do finału, w którym przegrali z Niemcami. Przed dwoma laty polski zespół odpadł w półfinale.