Iga Świątek była w gronie faworytek Australian Open, choć nie był to do tej pory jej "ulubiony" turniej. W rywalizacji juniorskiej, wspólnie z Mają Chwalińską, grały nawet w Melbourne o tytuł w deblu, ale to dawne czasy. Osiem lat temu obie Polki miały po 15 lat, Iga dopiero zaczynała swoje starty w zawodach ITF, czyli poziom niżej niż cykl WTA. Teraz jest wielką gwiazdą, w czwartek zagra o swój pierwszy zawodowy finał w Melbourne. I nie ma co ukrywać, w starciu z Madison Keys będzie faworytką. Choć z pewnością potężnie uderzającej Amerykanki zlekceważyć nie może. W ćwierćfinale w Auckland niespełna 30-letnia zawodniczka przegrała co prawda z Clarą Tauson, ale później triumfowała w WTA 500 w Adelajdzie, a swoją piękną serię kontynuuje w Melbourne. Jakby chciała zaprzeczyć, że granie pełnego turnieju tuż przed Wielkim Szlemem jest błędem i odbija się na dyspozycji fizycznej w drugim tygodniu zmagań. Tyle że żadna rywalka nie prezentowała dotąd klasy Igi Świątek. Świątek - Keys i Sabalenka - Badosa w półfinałach Australian Open. Rywalka Polki wygrała już 10 spotkań z rzędu Oba kobiece półfinały odbędą się w wieczornej sesji w Melbourne. Gdy Aryna Sabalenka i Paula Badosa wyjdą na kort, w Polsce będzie tuż po godz. 9. I dopiero później na Rod Laver Arena pojawią się Świątek i Keys. Bilans bezpośrednich spotkań jest korzystny dla Polki, wygrała cztery z pięciu ich potyczek. Z drugiej jednak strony, to właśnie Keys ma drugą, po Sabalence, najdłuższą trwającą serię zwycięstw w tym sezonie, a to czymś to świadczy. Pokonała w tym czasie trzy zawodniczki z najlepszej dziesiątki rankingu: Darię Kasatkinę i Jessicę Pegulę w Adelajdzie oraz już w Melbourne - Jelenę Rybakinę. Tyle że teraz przyjdzie jej zagrać dzień po dniu i pytanie, czy jednak tydzień spędzony na poprzednim turnieju w czwartek się nie odezwie. A już w Australian Open Keys spędziła na kortach blisko dziewięć godzin, podczas gdy Iga - tylko sześć. To również może mieć znaczenie. Za Polką przemawia już wspomniany bilans bezpośrednich potyczek, a jedna z nich była szczególna. 2 maja zeszłego roku obie zmierzyły się w półfinale Mutua Madrid Open - turnieju na mączce, którego Iga nigdy wcześniej nie wygrała. A który bardzo chciała wygrać, bo z tych na cegle, najistotniejszych, jedynie tego brakowało jej w kolekcji. Awansowała do finału, z Keys spędziły na korcie 76 minut. Mutua Madrid Open 2024. Iga Świątek wyraźnie lepsza od Madison Keys. A później wywalczyła tytuł po historycznym starciu z Sabalenką Wtedy Iga wyszła na kort przed Sabalenką, była faworytką. Amerykanka miała już w nogach dwa bardzo długie spotkania: najpierw z Coco Gauff, później z Ons Jabeur. W starciu z Tunezyjką przegrała nawet pierwszego seta 0:6, w drugim miała już 0:2, ale odwróciła losy. Tak już z nią jest: gdy trafia, a jest jedną z najmocniej uderzających zawodniczek w tourze, potrafi ograć każdą rywalkę. Gorzej, gdy nie idzie. Iga Świątek przestrzega: "Może się coś stać". Takie słowa tuż po wywalczeniu awansu Iga wygrała tamto spotkanie 6:1, 6:3. Już sam wynik może wskazywać, że nie było ono jakieś szczególnie trudne dla Polki. To połowa prawdy. Byłoby trudniejsze, gdyby raszynianka nie wygrywała tych najważniejszych punktów, zwanych "pod presją". Jak przy stanie 3:1 w pierwszym secie, gdy Madison miała dwa break pointy, które pozwoliłyby jej odrpbić stratę przełamania. Albo w drugim secie: gdy tym razem jedną szansę Amerykanka uzyskała przy wyniku 1:2. A Iga, to jej ogromny atut, z kamienną twarzą szła po swoje. I zameldowała się w finale. Co było później - wszyscy kibice tenisa w Polsce już pewnie pamiętają. Cudowny, momentami galaktyczny bój w finale z Aryną Sabalenką, w którym Polka broniła już piłek meczowych, by ostatecznie wygrać 9-7 tie-breaka w trzecim secie, zarazem i tytuł. Po raz pierwszy w karierze, a ten finał został uznany meczem roku wg WTA. Oby podobnie było teraz w Melbourne. Jakieś ostrzeżenie? Może to, że na kortach twardych grały dotąd tylko dwukrotnie i tu bilans jest 1:1. Wiosną 2022 roku raszynianka zdemolowała Keys w Indian Wells, w 56 minut rozbiła ją 6:1, 6:0. A później... zdobyła tytuł. Amerykanka "odwdzięczyła się" się Polce pięć miesięcy później w Cincinnati - wygrała 6:3, 6:4. Polka złapała po tamtym spotkaniu oddech, potrenowała w Nowym Jorku i za chwilę... wygrała US Open. Bo dokładnie tak to wygląda - jeśli Iga Świątek wygrywała z Madison Keys, zawsze później zdobywała tytuł. Początek czwartkowego półfinału między Polką i Amerykanką: zapewne po godz. 11. Tekstowa relacja "na żywo" - w Interii Sport.