Emocje zostały rozciągnięte na... ponad dobę. Dzień wcześniej udało się rozegrać niespełna cztery gemy. Dalszą rywalizację storpedował padający deszcz i porywisty wiatr. Iga Świątek i Aryna Sabelenka wróciły na kort po blisko 24 godzinach. Lepiej w kontynuację spotkania weszła Polka. Szybko przełamała rywalkę i nie wypuściła szansy z rąk, wygrywając pierwszego seta 6:3. W drugiej partii determinacja, niezłomność i precyzja uderzeń również były po stronie raszynianki. Efekt? Wygrana 6:2 i awans do poniedziałkowego finału WTA Finals. Tam czeka już Amerykanka Jessica Pegula (początek meczu nie przed 22:30 czasu polskiego). Mistrzowska klasa Świątek, bezradność Sabalenki. Polka krok od powrotu na szczyt rankingu WTA Sabalenka nie wytrzymała presji. Iga też dała upust potężnym emocjom Sabalenka nie radziła sobie z presją. W trakcie drugiego seta w przypływie frustracji zniszczyła rakietę. Momentalnie otrzymała za to ostrzeżenie. Po ostatniej piłce "wybuchła" z kolei Iga, ale była to eksplozja wyłącznie pozytywnych emocji. Niedawna liderka rankingu WTA czuje, że w Meksyku żadne jej zwycięstwo nie jest dziełem przypadku. Gra momentami znakomity tenis. Właśnie takiej dyspozycji życzyła sobie na koniec wyczerpującego sezonu. Iga dała prawdziwy koncert. I te słowa: "Takich rzeczy się nie robi" Jeśli w poniedziałek Świątek pokona w ostatniej konfrontacji Pegulę, powtórzy wyczyn Agnieszki Radwańskiej z 2015 roku i odzyska miano pierwszej rakiety świata.