Iga Świątek przystępowała do rywalizacji z Coco Gauff podbudowana świetną końcówką spotkania z Marketą Vondrousovą. Polska tenisistka potrafiła odwrócić losy pierwszego seta pojedynku z tegoroczną mistrzynią Wimbledonu i wygrała spotkanie w dwóch partiach. Inauguracja w wykonaniu Amerykanki okazała się jeszcze bardziej spektakularna, bowiem w meczu z Ons Jabeur straciła zaledwie jednego gema. Wiedzieliśmy już zatem, że czeka nas pasjonujące widowisko, a ta, która wygra to spotkanie, będzie już niemal pewna gry w półfinale. W naszych głowach mieliśmy jeden idealny scenariusz, jaki mógł dzisiaj zaistnieć dla Polki - jeśli Iga Świątek i Marketa Vondrousova wygrałyby swoje spotkania, wówczas nasza zawodniczka miałaby nie tylko zagwarantowany awans do półfinału imprezy, ale także pierwsze miejsce w grupie. Wiedzieliśmy też już, że gdyby tak się stało, to w półfinale na raszyniankę czekałaby Aryna Sabalenka lub Jelena Rybakina. Pamiętaliśmy także o znakomitym bilansie 22-latki, jaki miała dotychczas w starciach z Coco Gauff, ale jednocześnie mieliśmy świadomość, że nie będzie to łatwe spotkanie ze względu na progres rywalki w ostatnich miesiącach i warunki panujące w Cancun. W pierwszym secie Gauff nie istniała, ale w drugiej partii Świątek dała jej dojść do głosu Pierwszy set okazał się jednak zupełnym przeciwieństwem tego, na co się zapowiadało przed rozpoczęciem meczu. Mimo kilku wyrównanych gemów, mieliśmy pełną dominację Polki na korcie. Gauff wyglądała na zupełnie nieobecną, popełniała mnóstwo niewymuszonych błędów. W konsekwencji inauguracyjna partia zakończyła się demolką ze strony Świątek i wynikiem 6:0. Sfrustrowana Amerykanka po jednej z wymian rzuciła nawet rakietą o kort. Zastanawialiśmy się czy mistrzyni US Open będzie w stanie zareagować na wydarzenia pierwszego seta. Po wygranym gemie serwisowym przez Polkę na otwarcie drugiej partii, Amerykance wreszcie udało się otworzyć wynik w tym spotkaniu. Na naszą niekorzyść - kolejny gem zupełnie nie ułożył się raszyniance i tym samym Świątek wpuściła do gry Coco Gauff. Idze zupełnie nie wyszły dwie akcje przy siatce i w konsekwencji dała się przełamać. Amerykanka poszła za ciosem i wyszła na 3:1. Widać było, że była nasza zawodniczka za wszelką cenę chciała wrócić do gry. Nie udało się tego zrobić w długim gemie przy stanie 3:2, ale przy następnym gemie serwisowym Amerykanka nie wyratowała się już z trudnej sytuacji i mieliśmy 4:4. Kiedy wydawało się, że Polka przejmuje kontrolę, prowadziła 30-0 w swoim gemie serwisowym, nagle przegrała 4 punkty z rzędu i po chwili Gauff serwowała po zwycięstwo w secie. Zaczęła od prowadzenia 15-0, a potem... popełniła cztery podwójne błędy z rzędu. Na tym poziomie takie rzeczy zdarzają się niezwykle rzadko. Nie pomagał też wiatr, który uaktywnił się w drugiej partii. Amerykanka wyglądała na kogoś, kto jest totalnie przytłoczony całą sytuacją i ma dość, złamała nawet rakietę. Świątek nie zwracała uwagi na różne przeciwności losu i wykorzystała moment słabości Gauff. Po chwili wygrała podanie, a potem zakończyła mecz w gemie serwisowym Coco i wygrała drugiego seta 7:5. Tym samym po raz dziewiąty pokonała tegoroczną mistrzynię US Open w bezpośrednich pojedynkach.