Iga, jak z twojej perspektywy wyglądał ten mecz? Panowały naprawdę wymagające warunki atmosferyczne, w dodatku sama nawierzchnia na korcie Suzanne Lenglen jest inna. Iga Świątek: - Tak, to prawda. Zazwyczaj jest trochę szybsza, ale nie czułam wielkiej różnicy jak w zeszłym roku między kortami. Ale już do tego, że temperatura była wyższa o 10 stopni, trzeba było się dostosować. W pewnym sensie byłam na to gotowa, ale mecz zrobił się wymagający w drugim secie. Wydaje mi się, że przeciwniczka wrzuciła kolejny bieg, zaczęła trochę bardziej ryzykować i rzuciła wszystko, żeby być aktywną i agresywną. Cieszę się, że udało mi się ją przełamać pod koniec seta. Do meczu zaraz wrócimy, ale w niedzielę jest bardzo ważne wydarzenie dla Polaków, czyli druga tura wyborów prezydenckich. Czy ty będziesz tutaj w Paryżu głosować i jak to połączysz z dniem meczowym, wszak w niedzielę czeka cię mecz w 4. rundzie? - Będę głosowała. Raczej nie przed meczem, bo wolałabym być skoncentrowana najpierw na meczu. Mam nadzieję, że zagram na tyle wcześnie, iż będę mogła zagłosować po spotkaniu. Niemniej głosowanie jest dla mnie bardzo ważne, wszystkich zachęcam do tego, bo to nasz przywilej i obowiązek obywatelski. Warto wykorzystać to, że żyjemy w demokratycznym kraju. Mam nadzieję, że jak najwięcej osób pójdzie zagłosować. Jak widzieliście na moim koncie w mediach społecznościowych, już zagłosowałam podczas pierwszej tury. I ponownie mam w planach głosowanie. To już twój siódmy rok z występami w Paryżu. Wiadomo, że doświadczenie jest super cenną sprawą, ale czy z upływającym czasem widzisz jakieś negatywy? Coś może przychodzi ci teraz trudniej niż na początku? Może coś sprawia ci mniejszą radość? - Na pewno czuję różnice, ale właściwie dopiero w tym sezonie. Jak przyjeżdżam do różnych miejsc, to te wcześniejsze lata trochę mi się zacierają i nie do końca pamiętam, co wydarzyło się w którym roku. Jest to trochę dziwne, bo jestem młoda, więc raczej powinnam to wszystko pamiętać. W sumie jednak wracamy ciągle do tych samych miejsc, więc trochę się miesza. Na pewno wymagające jest to, że dotąd w pierwszej części sezonu wszędzie, gdzie byłam, jakiś turniej wygrałam, tak że ciężko wraca się w takie miejsca z czystą kartą, by nie mieć od siebie oczekiwań. Nawet jak wygrałam tutaj w 2022 roku, towarzyszyła temu inna historia. Jednak wciąż pamiętam, że mogę to robić, czyli wygrywać. Jednocześnie staram się odwoływać do doświadczenia. Twoją kolejną rywalką będzie Elena Rybakina lub Jelena Ostapenko (mecz jeszcze trwał, gdy toczyliśmy rozmowę). Grałaś z nimi wielokrotnie. Jakie są twoje wnioski, o których możesz powiedzieć? - Z Jeleną Ostapenko zagrałyśmy fajny mecz w Stuttgarcie. Mógł się on właściwie potoczyć w obie strony. Z tego, co pamiętam, popełniłam dwa błędy z forhendu w trzecim secie. Niemniej mecz był na wyrównanym poziomie i byłam zadowolona z tego, jak grałam. Pomimo tego, że Łotyszka nigdy nie grała przewidywalnego tenisa, to czułam, że mam kontrolę nad tym, co się dzieje. Z kolei z Eleną Rybakiną znamy się od dawna, zagrałyśmy już tak wiele meczów, że aż trudno opowiadać tę całą historię. Wiem, że gdy skupię się na sobie i swojej intensywności oraz dam z siebie wszystko, to oczywiście nadal będą to wymagające mecze, ale będę walczyć i mam nadzieję, że to wystarczy. Masz jakieś preferencje? - Nie (uśmiech). Czy jestem dobrą kłamczuchą? Powiedzmy, że to nie ma znaczenia. O mój Boże. Nie potrafiłabym grać w pokera (długi śmiech). Kilku zawodników mówiło w tym tygodniu o wypaleniu. Ty mówiłaś o tym w przeszłości. Co sprawiasz, by tenis cię bawił? - Cóż, to nie jest łatwe. Myślę, że gdybyśmy mieli mniej turniejów, byłoby to dla nas o wiele bardziej "zabawne". Ale tenis jest dość wyczerpującym sportem z powodu naszego harmonogramu. Więc niełatwo jest zachować takie poczucie. Ja na przykład kocham pracować, kocham trenować, to zawsze sprawia mi przyjemność. Oczywiście mniej zabawy jest wtedy, gdy czujemy presję i oczekiwania na korcie. Myślę, że Carlos Alcaraz jest świetnym przykładem tego, jak sprawić, by było fajnie w meczu, czasami wręcz trochę to wymusić. Jakiś czas temu twój trener Wim Fissette obiecał, że przeczyta książkę "Open" Andre Agassiego. Wszystko padło w autoryzowanym wywiadzie. - Ale że znowu z tenisa? On powinien przeczytać jakąś fikcję, żeby dokształcić się z popkultury (śmiech). A nie książkę tenisową. Chciałbym, abyś go w ogóle zapytała, czy czytał tę książkę, bo zobowiązał się już pół roku temu. - Nawet nie wiedziałam, że takie oświadczenie w ogóle padło. Na pewno sprawdzę, bez dwóch zdań, skoro obiecał. Ale szczerze mówiąc nie zdziwiłoby mnie, jakby ją przeczytał. Bardziej by mnie zdziwiło, gdyby sięgnął po jakąkolwiek fikcję. Bo na to czekam (śmiech). W sobotę będziesz obchodziła 24. urodziny. Czy jest jakieś marzenie, które chciałabyś spełnić, ale kariera tenisowa ci na to nie pozwala? Są na przykład sportowcy, którzy chcą wsiąść do bolidu Formuły 1 lub pojeździć na nartach, ale nie mogą. Masz coś takiego? - (dłuższa chwila). Właściwie nie, bo podoba mi się to życie w cyklu tenisowym. Powiedziałabym, że gdybym miała teraz czas do dyspozycji, to na pewno nie wybrałabym bolidu Formuły 1. Na pewno chciałabym pojechać w różne, ciekawe miejsca na świecie, do których tenisowy tour nas nie zaprowadza. Chciałabym też przez kilka miesięcy po prostu pomieszkać w Warszawie. I zobaczyć, jak mi się żyje w takim normalnym rytmie tygodnia, od poniedziałku do niedzieli. Bo teraz naprawdę nawet nie pamiętam, kiedy po raz ostatni miałam klasyczny weekend. Zazwyczaj mam wolne w środku tygodnia, a chciałabym poczuć taki fajny rytm, jaki miało się kiedyś. Teraz nie do końca tak jest. Jednak to nie jest rzecz z poziomu marzeń, tylko przez chwilę chciałabym znów to poczuć. Natomiast, gdy idzie o szalone marzenie, to takiego nie mam. Artur Gac, Paryż