Na pierwszy rzut oka można się zastanawiać, co Iga Świątek i Katerina Siniakova mają ze sobą wspólnego? Na przykład to, że obie triumfowały podczas tegorocznego Roland Garros. Polka okazała się najlepsza w singlowych zmaganiach, a Czeszka wygrała w deblu razem z Coco Gauff. W Rijadzie reprezentantka naszych południowych sąsiadów wystąpiła jednak wspólnie z Taylor Townsend, z którą zdobyła w lipcu tytuł na Wimbledonie. Nasza zawodniczka odpadła wczoraj z WTA Finals, ale Siniakova wciąż zachowywała szanse na końcowy triumf. Razem z Amerykanką były do tej pory niepokonane w Rijadzie, chociaż w pierwszym spotkaniu znalazły się o krok od porażki. Gdyby nie kosztowna pomyłka Ludmyły Kiczenok, w kolejnych meczach fazy grupowej walczyłyby po pozostanie w grze. Wszystko potoczyło się jednak inaczej i z kompletem zwycięstw zameldowały się w półfinale. Tam czekał na nie duet, który był o piłkę od odpadnięcia z turnieju. W decydującym starciu o drugie miejsce w swojej grupie Hao-Ching Chan i Weronika Kudiermietowa obroniły dwie piłki meczowe w drugim secie i ostatecznie pokonały parę Sara Errani/Jasmine Paolini 3:6, 7:6(3), 11-9. Katerina Siniakova i Taylor Townsend zagrają w deblowym finale WTA Finals 2024 Chan i Kudiermietowa rozpoczęły półfinałowe spotkanie od wygranej akcji, ale to było tak naprawdę jedyne pozytywne zdarzenie z perspektywy tego duetu w pierwszym secie. Później problemy tylko i wyłącznie rosły. Obserwowaliśmy zdumiewającą jak na ten etap zmagań różnicę między tenisistkami. Najlepszym dowodem są statystyki. W premierowej odsłonie Siniakova i Townsend wygrały 24 punktów, a ich rywalki - zaledwie 11. To przerodziło się w rezultat 6:0 po 25 minutach gry. W ostatniej chwilo Hao-Ching i Weronika mogły uniknąć tzw. bajgla, ale przegrały decydującą piłkę przy setbolu przeciwniczek. Wiele wskazywało na to, że Katerina i Taylor zaczną solidnie punktować rywalki także na początku drugiej partii. Miały aż trzy break pointy na 2:0, ale ostatecznie Tajwanka i Rosjanka wyszły z opresji i zdobyły swoje premierowe "oczko" w całym spotkaniu. Kilka minut później pojawiła się kolejna szansa, ale i tym razem do przełamania nie doszło. Dopiero w szóstym gemie Siniakova i Townsend doczekały się powiększenia swojej przewagi w drugiej odsłonie, zrobiło się 4:2. Wydawało się, że Czeszka i Amerykanka mają już wszystko pod kontrolą, prowadziły 30-0 przy własnym podaniu. Niespodziewanie przegrały jednak cztery kolejne akcje i wpuściły przeciwniczki do gry. To był pierwszy moment zawahania mistrzyń tegorocznego Wimbledonu. Spowodował on jednak ogromne emocje w końcówce drugiej partii. Chan i Kudiermietowa wyrównały stan rywalizacji, ale miały chrapkę na coś więcej. Poszły za ciosem i zdobyły kolejnego breaka. Przy stanie 5:4 serwowały po super tie-breaka. Tajwanka i Rosjanka nie wykorzystały swojej znakomitej okazji. Dały się przełamać, a Katerina i Taylor wróciły do gry. Czeszko-amerykański duet mógł zamknąć spotkanie jeszcze przed tie-breakiem. Mistrzynie Wimbledonu 2024 miały trzy meczbole w dwunastym gemie, ale rywalki zdołały przedłużyć rywalizację. Nie na długo - ostatecznie mecz zakończył się rezultatem 6:0, 7:6(5) na korzyść Siniakovej i Townsend. Nie obyło się jednak bez dodatkowych emocji - potrzebne były kolejne cztery meczbole na domknięcie rywalizacji. W jutrzejszym finale, który rozpocznie się o godz. 14:00 czasu polskiego, Czeszka i Amerykanka zagrają przeciwko parze Gabriela Dabrowski/Erin Routliife.