Rywalizacja w WTA Finals wkroczy dzisiaj w decydującą fazę - wyłoniono już wszystkie półfinalistki w turnieju singlowym i... trzy z czterech najlepszych duetów w deblu. Jessice Peguli i Coco Gauff nie udało się bowiem dokończyć spotkania z Laurą Siegemund i Wierą Zwonariową - Amerykanki prowadzą 6:3, 1:1 (30:40) - jeśli drugiego seta też wygrają, awansują do najlepszej czwórki. Wtedy w sobotę wieczorem czeka je jeszcze... bezpośredni mecz o finał WTA Finals w singlu, a później jeszcze kolejne starcie w deblu. Takich problemów nie ma zaś Iga Świątek - Polka zmierzy się z Aryną Sabalenką, a stawką będzie przedłużenie marzeń naszej tenisistki o powrocie na pozycję liderki światowego rankingu. Aby tak się stało, 22-latka musi najpierw ograć Białorusinkę, a później jeszcze wygrać finał z Gauff lub Pegulą. W tle tych zmagań będzie się zaś toczyła rywalizacja o miano najlepiej zarabiającej tenisistki w 2023 roku. Iga Świątek mogła być tą najlepszą, bez podziału na płeć. Do gry wkroczył gigant z Serbii W poprzednim sezonie Iga Świątek była w tym rankingu bezapelacyjnie najlepsza - zarobiła blisko 9,9 miliona dolarów, mogła być pierwszą kobietą od 19 lat, która zarobiłaby w jednym roku na korcie więcej od najlepszego mężczyzny. Tej sztuki po raz ostatni dokonała w 2003 roku Kim Clijsters, "pokonała" wtedy Rogera Federera. Rzutem na taśmę Polkę wyprzedził jednak o 58 tys. dolarów Novak Djoković, triumfując w ATP Finals, turnieju mającym znacznie większą pulę nagród. I choć tamten sezon był dla Polki genialny, zdeklasowała we wszelkich rankingach rywalki, do tego wygrała aż dwa turnieje Wielkiego Szlema, to ten wcale nie musi być o wiele gorszy. Jeśli triumfuje w Cancunie, zarobi niemal tyle samo co w zeszłym roku (ponad 9,8 miliona dolarów) i też skończy rok na pierwszej pozycji. Tyle że jeśli sobota czy niedziela nie potoczy się po myśli raszynianki, w obu rankingach może triumfować ktoś inny. Iga Świątek w drodze po finansowy rekord. Swojej pozycji broni... Aryna Sabalenka Iga Świątek zarobiła już w Meksyku co najmniej 846 tys. dolarów - po 198 tys. za każde zwycięstwo w fazie grupowej, kolejne 198 tys. dostała za sam udział w zawodach, jest jeszcze premia w wysokości 54 tys. za grę w półfinału. To już daje Polce łącznie aż 7,625 miliona dolarów w całym 2023 roku. Ewentualne pokonanie Sabalenki zapewni jej kolejne 702 tys., a triumf w finale - aż 1,476 mln dolarów. Łącznie Polka może więc zarobić w meksykańskim kurorcie 3,024 miliona dolarów - w żadnym turnieju w karierze takiej kwoty jeszcze nie wywalczyła. Nawet wówczas, gdy czterokrotnie wygrywała turnieje Wielkiego Szlema. Wówczas skończy sezon z zarobkami w wysokości 9,804 mln dolarów. To oczywiście zapewniłoby Polce pierwsze miejsce na liście płac, ale podobne ambicje mają też i jej rywalki. Do startu WTA Finals liście płac przewodziła Sabalenka, zarobiła 7,554 mln dolarów. Gdyby udało jej się wygrać dwa ostatnie spotkania, w Meksyku dodałaby 2,826 mln dolarów - łącznie przekroczyłaby więc barierę 10 milionów, co Świątek jeszcze się nie udało. Ostatnią tenisistką z ośmiocyfrowym przychodem była w 2019 roku Ashleigh Barty, wcześniej ta sztuka udała się tylko Serenie Williams (dwukrotnie) i Angelique Kerber. Gdzie dwie się biją, tam... Coco Gauff skorzysta? Trudne zadanie młodej Amerykanki Nie tylko jednak Polka i Białorusinka walczą o laur w rankingu płac. Realne szanse ma jeszcze... Coco Gauff, czyli triumfatorka ostatniego US Open. 19-letnia Amerykanka zarobiła dotąd 5,976 mln dolarów, ale wygrywając rywalizację w singlu, też jest w stanie ugrać łącznie 2,826 mln dolarów - tak jak Sabalenka. Mniej od Świątek, bo Polka wygrała wszystkie mecze w fazie grupowej. Gauff dodała już do tego 45 tys. dolarów za rywalizację w deblu, ale gdyby triumfowala - wraz z Pegulą - w ostatnim meczu grupowym, a później w półfinale i finale, podzielą się łącznie kwotą 574 tys. dolarów. Takich szans nie ma zaś Pegula, nie wyprzedzi już na pewno na liście płac Sabalenki. Ale na razie w Cancunie zarobiła najwięcej ze wszystkich - właśnie dzięki połączeniu singla z deblem.