Gdy w pierwszym spotkaniu w Meksyku Aryna Sabalenka rozbiła Marię Sakkari 6:0, 6:1, wydawało się, że nikt i nic powstrzyma jej w osiągnięciu głównego celu. A tym było, co powtarzała po US Open, zakończenie roku na pierwszej pozycji. Owszem, Greczynka nie jest w optymalnej formie, do turnieju dostała się tylko dzięki wycofaniu Karolíny Muchovej, ale jednak w starciu z 25-latką z Mińska nie miała nic do powiedzenia. Ba, broniła nawet trzech piłek meczowych przy stanie 0:6, 0:5 - mogła przegrać "rowerem"! Sabalenka, tak się wydawało, miała pójść za ciosem. Wygrana z Jessicą Pegulą, którą bez straty seta ograła w czterech wcześniejszych konfrontacjach, dawała jej już praktycznie awans do półfinału. I spory komfort w grze o pozycję "jedynki" na światowej liście. Stało się inaczej, Pegula triumfowała 6:4, 6:3 - to ona zapewniła sobie pierwsze miejsce w grupie. Jelena Rybakina mogła zatrzymać Arynę Sabalenkę. Białorusinka się uratowała, ale to... może nie wystarczyć Białorusince została walka o drugą lokatę z Jeleną Rybakiną. Kazaszka też nie prezentuje się jakoś rewelacyjnie, ale ona akurat doskonale wie, jak smakuje pokonanie Sabalenki. Wygrała z nią w tym roku dwukrotnie, w tym niedawno w Pekinie. Ich mecz odbywał się w kuriozalnych warunkach: przy potwornym wietrze, na dodatek kilka razy przerywała go ulewa. Ostatecznie w czwartek został przerwany przy stanie 6:2 i 3:5 dla Sabalenki. W piątek go dokończono. I choć Kazaszka ostatecznie zapisała na swoim koncie drugą partię (6:3), to trzecią 6:3 wygrała Sabalenka. I to ona zagra w półfinale. To zwycięstwo sprawiło, że Białorusinka ma po fazie grupowej 9050 punktów. To nie jest jeszcze dorobek wystarczający, by świętować zachowanie pierwszego miejsca. Plany może jej bowiem pokrzyżować Iga Świątek. Trudne zadanie Igi Świątek. Sam awans do finału nie wystarczy, musi być "coś" więcej Polka rozegrała dziś w nocy swój trzeci pojedynek w fazie grupowej - z Ons Jabeur. Gdy go zaczynała, była już pewna awansu do półfinału, ale kwestią zasadniczą było to, czy wygra grupę. Udało się, pokonała Tunezyjkę 6:1, 6:2 i zdobyła kolejne 250 punktów. Dziś ma więc 8545 punktów - o 505 mniej od Sabalenki. I tu pojawia się najważniejsza informacja: Polce nie wystarczy wygranie samego półfinału z Białorusinką, aby ją wyprzedzić w rankingu. Za awans do niedzielnego finału jest bowiem dodatkowe 330 punktów - Polka może mieć więc ich wówczas 8875. Iga Świątek nie będzie miała więc wyjścia - aby zdetronizować 25-latkę z Mińska, musi także wygrać finał w Cancunie. Za to jest aż 420 dodatkowych punktów, Polka mogłaby więc dobić do liczby 9295. I coś, co po US Open wydawało się nierealne, stałoby się faktem. Jest też pesymistyczna wersja dla polskich kibiców: to Sabalenka wygrywa półfinał ze Świątek, a później i całe WTA Finals. Polka będzie miała wówczas 1255 punktów straty - to już bardzo dużo. A pamiętajmy, że w styczniu to Sabalenka znajdzie się pod większą presją. W tym roku wygrała tam bowiem Australian Open (2000 punktów), triumfowała też w turnieju WTA 500 w Adelajdzie (470 punktów). Polce "odejdzie" tylko 125 punktów za United Cup i 240 za czwartą rundę Australian Open.