Przez trzy rundy obie przeszły jak burza - nie oddały rywalkom ani jednego seta, Kostiuk straciła 15 gemów, Świątek - jednego mniej, Ukrainka spędziła na korcie cztery godziny i 10 minut, a Polka 20 minut mniej. Do "licznika" broniącej tytułu zawodniczki trenera Piotra Sierzputowskiego trzeba doliczyć trzy występy w deblu, w której to konkurencji jej najbliższa przeciwniczka odpadła w pierwszej rundzie. Teoretycznie bardziej wymagające rywalki miała Kostiuk. W 1. rundzie nie pozostawiła złudzeń rozstawionej z "12" utytułowanej Hiszpance Garbine Muguruzie, która przed rozpoczęciem turnieju uchodziła za jedną z głównych faworytek. Później wygrała z 52. w świecie Chinką Saisai Zheng i rozbiła Rosjankę Warwarę Graczewą. Polka zaczęła od wyeliminowania najbliższej w tourze przyjaciółki Słowenki Kai Juvan, nie dała szans Szwedce Rebecee Peterson oraz po wyrównanym pierwszym secie, rozstrzygniętym w tie-breaku, "do zera" ograła w drugim rozstawioną z numerem 30. Estonkę Anett Kontaveit. O Świątek tenisowy świat usłyszał na dobre trzy lata temu, gdy wygrała juniorski Wimbledon. Rok młodsza Ukrainka półtora roku wcześniej - mając niespełna 15 lat - triumfowała w tej kategorii w wielkoszlemowym Australian Open, gdy tenisistka z Raszyna odpadła w pierwszej rundzie. Na początku 2018 roku Kostiuk, której mama Talina Bejko bez większych sukcesów uprawiała tenis zawodowo, a teraz jest jej trenerką, dzięki tzw. dzikiej karcie wystąpiła w kwalifikacjach "dorosłego" Australian Open i jako pierwsza w historii zawodniczka urodzona w 2002 roku znalazła się w głównej drabince. W niej pokonała dwie rywalki i zatrzymała się dopiero na należącej do czołówki swojej rodaczce Jelinie Switolinie. Ukrainka, która plasowała się wówczas w szóstej setce rankingu WTA, poprawiła przy okazji kilka innych historycznych osiągnięć. Później grała głównie w turniejach niższej rangi (ITF), a zderzenie z imprezami WTA było raczej nieudane. "Nakładałam na siebie zbyt dużą presję. Nie rozumiałam, że wszystko jeszcze przede mną, że muszę być cierpliwa. Chciałam wszystko, w dodatku tu i teraz. To się nie mogło udać" - cytował Kostiuk portal tennis.com. Z racji wielu nieobecnych z powodu pandemii dostała się przed rokiem do zasadniczej części zmagań w US Open i szansę wykorzystała, osiągając trzecią rundę, w której wysoko zawiesiła poprzeczkę i urwała seta późniejszej triumfatorce Japonce Naomi Osace. W tym sezonie Kostiuk dotarła do półfinału turnieju w Abu Zabi, była w półfinale w Stambule. Na przeszkodzie w osiągnięciu jeszcze lepszych wyników stanął koronawirus. Po przybyciu do Melbourne na Australian Open okazało się, że jedyną zakażoną tenisistką jest Hiszpanka Paula Badosa, z którą umówiła się na wspólne treningi. Obie trafiły na długą kwarantannę i przez kilkanaście dni nie mogły opuszczać hotelowego pokoju. Ukrainka zdążyła jeszcze zagrać w jednym turnieju przygotowawczym, ale w Wielkim Szlemie odpadła w 1.rundzie. Po nieudanym występie wróciła na Ukrainę, gdzie koronawirus dopadł i ją, a przebieg choroby - jak sama przyznała - był trudniejszy niż mogła się spodziewać. "Zawsze czułam się silna trenując, a wtedy myślałam, że serce mi wyskoczy. Uzyskałam pozytywny wynik testu, miałam wysoką gorączkę, dreszcze. Po kilku dniach pojawiły się kłopoty z płucami, zdiagnozowano u mnie infekcję bakteryjną i musiałam brać antybiotyki. Miałam poważne kłopoty z oddychaniem" - wspominała. W ostatniej chwili zdążyła na turniej w Miami, ale osłabiona odpadła także już po pierwszym meczu. Później powoli budowała formę, by w Paryżu wreszcie grać na miarę oczekiwań i możliwości. "Jestem bardzo zadowolona z tego, jak tutaj się prezentuję. Moja agresywna gra się sprawdza i daje efekty. Chciałabym to kontynuować, ale wiem, że z każdym meczem stopień trudności będzie rósł. Cieszę się z tego, co już osiągnęłam, ale teraz skupiam się już na pracy i przygotowaniach do kolejnego spotkania. Patrzę do przodu z optymizmem" - przyznała Kostiuk tuż po zakończeniu meczu z Graczewą w trzeciej rundzie. Z większym dystansem pochodzi jednak do presji, którą głównie narzuca sobie sama. "Po wygranej z Muguruzą czułam, jak ciśnienie rośnie. Poprosiłam mamę, by coś z tym zrobiła. Ona powiedziała, że jak przegram w drugiej rundzie, to za rok będę miała do obrony mniej punktów, więc to w sumie korzystne dla mnie rozwiązanie. Pośmiałyśmy się i jakoś poszło" - powiedziała Ukrainka. Informacje z jej występu w stolicy Francji pojawiły się w weekend w serwisach informacyjnych ukraińskich mediów. "Marta Kostiuk w 1/8 finału French Open. Poprawiła już swój własny rekord w Wielkim Szlemie" - napisał portal sport.ua, który podkreślił, że z turniejem pożegnała się za to już Switolina, czyli ta, z którą Ukraińcy wiązali większe nadzieje. Zajmująca dotychczas 81. pozycję w klasyfikacji tenisistek Kostiuk już może być pewna awansu na najwyższą w karierze 65. lokatę. Mecz 4. rundy zmagań na kortach im. Rolanda Garrosa między Świątek a Kostiuk odbędzie się w poniedziałek o godz. 21. Organizatorzy wyznaczyli go na koniec dziennej sesji na korcie Philippe'a Chatrier, największej arenie kompleksu im. Rolanda Garrosa. Jego trybuny mogą pomieścić 15 tys. kibiców, ale podczas meczu Polki z Ukrainką będą puste, ponieważ z powodu pandemicznych restrykcji w stolicy Francji między godz. 21 a 6 rano obowiązuje godzina policyjna. W półfinale lepszą z tej pary czeka pojedynek z ubiegłoroczną finalistką Amerykanką Sofią Kenin (nr 4) bądź Greczynką Marią Sakkari (17).