Przed rozpoczęciem tegorocznej edycji drugiego turnieju rangi Wielkiego Szlema w sezonie, a więc tego na kortach Rolanda Garrosa nastroje w tenisowym świecie były zupełnie odmienne od tych, które panowały przed tą imprezą przez trzy ostatnie lata. To wszystko oczywiście za sprawą gorszej dyspozycji Igi Świątek. Polka nie była już tak chętnie wskazywana na wielką faworytkę do wygrania całego turnieju, przed nią stawiano przede wszystkim Arynę Sabalenkę, a niektórzy wyżej oceniali także szanse Coco Gauff, czy Mirry Andriejewej. Świątek rozbita w Paryżu przez Sabalenkę. Co teraz? To już definitywny koniec Zresztą, nie bądźmy gołosłowni i przypomnijmy, co kilkanaście dni temu dla Interii przekazywał Dawid Olejniczak, a więc jeden z najbardziej cenionych tenisowych ekspertów w naszym kraju. - Trudno w tym momencie wyłonić jedną murowaną faworytkę Roland Garros, tak jak w poprzednich latach była nią Iga. Gdybym miał ja typować, to największe szanse na ostateczny triumf dałbym Sabalence. Ona jest w tym momencie najrówniejsza i najbardziej przewidywalna - powiedział komentator Eurosportu [WIĘCEJ TUTAJ]. Fissette kupił spokój. Świątek udowodniła sobie, że wciąż może być wielka Nie pomylił się, dobra forma budowana przez ostatnie pół roku w przypadku Sabalenki zaprocentowała przynajmniej finałem, bo właśnie się w nim zameldowała po pokonaniu Igi Świątek. Patrząc na suchy wynik i to, co działo się w poprzednich latach na kortach w Paryżu, nasuwa się naturalny wniosek, że odpadnięcie Polki na etapie półfinału jest porażką, w końcu mówimy o absolutnej królowej Paryża, która być może pójdzie jeszcze w ślady Rafaela Nadala. Od pożegnania Hiszpana rozpoczął się ten turniej dla Polki i w tamtym momencie trudno było jednak przewidywać, że zakończy się dopiero na przedostatniej możliwej przeszkodzie. Właśnie z tego powodu krzywdzące jest stwierdzenie, że ten występ raszynianki w Paryżu jest rozczarowujący. Nie jest, wręcz przeciwnie, Świątek prawdopodobnie przerosła oczekiwania i ma za sobą świetny prawie dwutygodniowy występ. Oczywiście mówmy o tenisistce, która zawsze celuje w zwycięstwo, więc u niej na pewno próżno będzie szukać satysfakcji z półfinału. To właśnie dzięki tej ambicji Świątek zaszła na szczyt rankingu WTA, wypracowała serię 37 meczów bez porażki i zapisała w swoim CV wiele innych, niesamowitych rekordów. Przez lata Polka rozbudziła u kibiców niewiarygodne oczekiwania, ale liczenie na to, że ten turniej również zakończy z trofeum, było pewnym rodzajem szaleństwa i wiarą w sportowy cud, szczególnie po rozlosowaniu drabinki, gdzie właściwie w każdej rundzie czaiło się jakieś wyzwanie. Największym było oczywiście starcie z Jeleną Rybakiną w czwartej rundzie, które miało być pierwszym bardzo poważnym testem dla Świątek. Te przewidywania się spełniły, bo nasza gwiazda miała ogromne problemy z pokonaniem Kazaszki. Pierwszego seta przegrała 1:6, a potem pokazała niesamowitą siłę mentalną, wygrywając dwa kolejne, prezentując naprawdę wysoki poziom. To była "paryska Iga", jak to powiedział w studiu Eurosportu Dawid Celt. Nie sposób nie wspomnieć tu także o Wimie Fisseccie. Trener Świątek od początku znajduje się na cenzurowanym, bo nie był w stanie doprowadzić Polki do żadnego finału, ale w Paryżu pomógł, właśnie w spotkaniu z Rybakiną. To Belg przekazał raszyniance kluczową radę, która pozwoliła jej odwrócić losy rywalizacji z byłą mistrzynią Wimbledonu. Fissette zauważył, że Świątek nie ma miejsca na returnie i poprosił podopieczną, aby trochę się cofnęła, co przyniosło doskonały efekt. Takiego momentu potrzebował zarówno Belg, jak i Świątek, bo ich współpraca oceniana jest negatywnie właściwie od początku. Po meczu z Rybakiną przyszło dość komfortowe zwycięstwo z Eliną Switoliną i Świątek zameldowała się w półfinale, który po rozlosowaniu drabinki wydawał się naprawdę odległy. W meczu o finał Polka mierzyła się z liderką rankingu WTA i bezwzględnie najlepszą tenisistką świata od kilku miesięcy i ten egzamin również zdała, może nie na szóstkę, ale na pewno nie sposób stwierdzić, że musiałaby pisać poprawkę. Świątek przegrywała już w pierwszym secie przecież 1:4 ze stratą dwóch przełamań, a mimo tego zdołała odwrócić losy tej partii i tylko sobie znanym sposobem doprowadziła do tie-breaka. To był kolejny popis siły Polki, bo 99% tenisistek przy stanie 1:4 pewnie by się poddało i myślami przeszło do drugiej partii. Fakt, Świątek tie-breaka pierwszego seta przegrała, ale 30 minut wcześniej rozegranie tej tenisowej dogrywki wydawało się w ogóle misją niemożliwą. Świątek ujawnia, co działo się z nią trzy tygodnie temu. Mrocznie po porażce z Sabalenką W drugiego seta weszła zaś jak absolutna mistrzyni. Szybko przełamała rywalkę, doprowadzała do szału Sabalenkę, która nie miała odpowiedzi na topspinowe forehandy czterokrotnej mistrzyni imprezy. Druga partia była kontynuacją tego, co zaczęło się na korcie dziać od stanu 1:4 kilkadziesiąt minut wcześniej. Dzięki tej zmianie Świątek wygrała 6:4 i doprowadziła do decydującego seta. W tym była bezradna. Sabalenka zagrała tenis praktycznie perfekcyjny, co pokazują liczby. Przy ogromnym ryzyku trzeciego seta Białorusinka zakończyła BEZ NIEWYMUSZONEGO BŁĘDU. Majstersztyk. Oczywiście, pewnie pojawią się łzy, ale paradoksalnie, mimo braku zwycięstwa, ten mecz, jak i cały turniej jest bardzo dobrym znakiem na przyszłość, zarówno dla Świątek, jak i jej trenera. Polka pokazała, że wciąż należy do światowej czołówki i nigdy nie można jej skreślać. Fissette dołączył do sztabu Świątek, aby poprawić jej grę na trawie i szybkich twardych kortach. Teraz nastąpi prawdziwy test tego, czy Belg będzie w stanie zmienić tenis Polki na tyle, aby również w Wimbledonie była jedną z kandydatek do tytułu. Fundamenty zostały położone w Paryżu, teraz można budować dalej.