Zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić, że gdy wielkoszlemowy turniej wkracza w fazę drugiego tygodnia, w singlowej rozgrywce oczy wszystkich polskich fanów mogą koncentrować się wyłącznie na zmaganiach Igi Świątek. 23-letnia gwiazda kobiecego tenisa dźwiga na swoich barkach olbrzymią presję, bo choć nigdy nikomu z zewnątrz nie składała żadnej obietnicy, tak już się dzieje, że fani zaczynają rozliczać sportowca z osiąganych wyników. A w sytuacji, gdy zawodnik dochodzi do spektakularnych wyników i zaczyna dominować na świecie, każde wahnięcie jest szeroko komentowane. "Iga była pogubiona mentalnie, wyglądała na przestraszoną i bardziej nerwową" Wiedzieliśmy, że Iga Świątek wciąż nie jest ekspertką od gry na trawie, ale optymizm wzrósł wraz z pierwszym meczem z Sofią Kenin. A później drugie spotkanie, z Petrą Martić, potwierdziło, że progres jest widoczny gołym okiem. Krok w przód okazał się jednak niewystarczający w konfrontacji z Julią Putincewą, która do tej pory otrzymywała same lekcje tenisa od najlepszej zawodniczki świata. Tym razem, na korcie numer 1, to reprezentantka Kazachstanu od drugiego seta zaczęła grać tak, jakby dyplomowana nauczycielka zabrała na kurs szybkiej nauki zdolną uczennicą. Drugi, najważniejszy obiekt w kompleksie wimbledońskiego miasteczka, naturalnie wypełnił się wieloma polskimi kibicami, którzy jednak - po trzysetowym meczu - zaskakująco niepostrzeżenie się rozpierzchli. Zazwyczaj bywa gwarno od języka polskiego w okolicach kortu, a tym razem trudno było w tłumie wypatrzeć rodaków. Jednym z fanów, który od około dekady regularnie stawia się na terenie All England Lawn Tennis and Croquet Club, był 44-letni Krystian. Pochodzi z Warszawy, ale od kilkunastu lat mieszka w Wielkiej Brytanii. - Cała Polska kibicowała Idze, ale niestety jesteśmy zawiedzeni jej odpadnięciem. Byłem nastawiony bardzo optymistycznie, ale po meczu widzę, że jeśli ktoś miał obawy przed starciem z Putincewą, to były one słuszne - zareagował mój rozmówca. Od razu stwierdził, że brak meczów na trawie przed tym turniejem, mógł obrócić się przeciwko naszej gwieździe. - A przeciwniczka postawiła na start w Birmingham, gdzie zagrała pięć zwycięskich meczów i wygrała cały turniej. Widać było, że w tym roku leży jej trawa. Może wcześniej nie grała tak dobrze, ale teraz widać, że współpraca z nowym trenerem przynosi skutek. Stała się mocna, gdziekolwiek by nie grała, w tym roku będzie miała wyniki - uważa Krystian. Pochodzący z Warszawy mężczyzna ma problem, by zająć zdecydowane stanowisko w wywołanym przez siebie wątku, a mianowicie perspektywie na ewentualne sukcesy Igi Świątek w Londynie. - Owszem, wygrywała juniorski Wimbledon, więc są podstawy do optymizmu, ale jednak seniorskie granie mocno się różni. I niestety może się okazać, że nigdy na tej trawie nie będzie większych sukcesów, choć widząc, jak się rozwija, nie byłbym kategorycznym pesymistą. Na razie jest specjalistką od kortów ceglanych, tu nie czuje się komfortowo - ocenia Krystian. Autograf życia. "Nie wiem, czy zdobędę coś cenniejszego" Fan z Londynu zapytany, co najbardziej rzucało mu się w oczy w pojedynku Igi z Putincewą, wyraźnie wskazuje na rzadko widoczną u Polki słabość. - Ważne, że Iga jest numerem 1, wygrywa i to nie jest tak, że nagle zaliczy spadek w rankingu. To nauczka na przyszłość, że jeśli chce kiedyś tutaj wygrać, powinna jak najlepiej przygotować się do tych turniejów. Niemniej uważam, że za rok jeszcze nie zdoła tu wygrać - dodał Krystian. O tym, że warto pojawić się przy Church Road, wszem i wobec może mówić Arek z okolic Manchesteru, z pochodzenia olsztynianin, który otrzymał "autograf życia". - Udało mi się dostać podpis od Carlosa Alcaraza, złożył mi go na rakiecie. Dla mnie to największa sprawa, nie wiem czy w mojej kibicowskiej karierze uda się zdobyć coś cenniejszego - uśmiechnął się nasz rodak. Na Wyspach Brytyjskich mieszka od 2005 roku. - Już za długo - roześmiał się. - Jest plan wrócić za pięć lat, dlatego chcę maksymalnie wykorzystać wszystkie turnieje, które są wokół mnie, bo później z Polski będzie trudniej na nie latać. A tu wsiadam w samochód i w 3-4 godziny jestem na miejscu - zaznacza. W tenisie zadurzył się przed rokiem, poprzedni Wimbledon był jego drugim turniejem. - Złapałem takiego bakcyla, że od tego momentu jeżdżę w różne miejsca. Byłem w Sevilli, Birmingham, Nottingham, Rzymie, Szwajcarii. Staram się, mając wolny weekend, przynajmniej na jeden dzień gdzieś pojechać, by poczuć to wszystko. Tenis na żywo to coś wspaniałego! - rekomenduje wszystkim nieprzekonanym. Nic więc dziwnego, że 49-latka nie mogło zabraknąć na Wimbledonie. I twierdzi, że wcale nie uległ magii meczu pierwszej rundy w wykonaniu Igi Świątek. - Jej na trawie wciąż za bardzo nie idzie. W sezonie trawiastym w ogóle bardzo mało gra na tej nawierzchni. Oczywiście zrobiła postęp, przez ostatni rok jej serwis, prędkości i wszystko poszło sto procent w górę, czyli jest dużo lepiej, ale nadal za mało. Oglądając mecz z Putincewą do końca nie wiedziałem, co się stało - mówił kibic. Przez chwilę zaczął się zastanawiać co bardziej wpłynęło na Polkę. To, że jego zdaniem sama pozbawiła się szans, czy dyspozycja Putincewej. Ocenialiśmy, że postawa ciała Igi Świątek na pierwszej konferencji wskazuje, że nie czuje tutaj takich oczekiwań jak w Paryżu, co mogło być dobrym prognostykiem. Lecz Arek wcale nie podziela tego poglądu, mając porównanie z tym, w jakim wydaniu już wcześniej widział numer jeden kobiecego tenisa. - Byłem na jej meczu w Rzymie, wtedy była naprawdę uśmiechnięta. Pierwszy raz widziałem, że po zakończonym meczu wszystkim rozdawała autografy. Każdemu jednemu, kto chciał, składała podpis, gdy normalnie rozdaje ich powiedzmy paręnaście. W Szwajcarii też była wyluzowana, a tutaj? - zamyślił się. Sympatyk tenisa ma swoje przemyślenia, co mogło wybić z rytmu podopieczną trenera Tomasza Wiktorowskiego po pierwszym secie. "Iga musi mieć sto procent koncentracji, całkowicie się wyłączyć" - Przez moment była straszna burza, w dach niemiłosiernie waliło. A zauważyłem, że Iga musi mieć sto procent koncentracji. To nie jest taki typ zawodnika, który będzie wchodził w kontakt z publicznością, uśmiechał się. Ona musi mieć pełny "focus", całkowicie się wyłączyć. To też mogło w jakiś sposób wpłynąć, że ją totalnie wybiło i wszystko się posypało. A jak się posypie, wtedy już ciężko się pozbierać, zwłaszcza gdy przeciwnikowi wchodzi wszystko i sam buduje się mentalnie. Przecież Putincewa w drugim secie secie popełniła zaledwie jeden błąd, czyli właściwie nic - z uznaniem podkreślił mój rozmówca. Rodak z okolic Manchesteru zszedł także na temat repertuaru zagrań Polki i ubolewa, że nasza zawodniczka nie gra skrótów na trawie. Z kolei dużo mniejszą przewagę, niż na mączce, dają jej firmowe zagrania do końcowej linii. Odpowiednią perspektywę Arek zdobył też tydzień wcześniej w Birmingham, gdzie miał okazję popatrzeć, jak rozkręca się Putincewa. - Wówczas grała treningowo z Leylah Fernandez i było widać, że jakiś "power" w niej jest, ale nigdy bym nie powiedział, że wygra ten turniej. A ona wygrała pięć meczów z rzędu, tutaj kolejne dwa przed starciem z Igą i była na wyraźnej fali. Rozkręciła się, poczuła trawę i poszła za ciosem - ocenił, dodając że najbardziej uderzający był zanik tego, co najczęściej jest największą bronią w repertuarze numeru 1 na świecie. - Putincewa wzniosła się na wyżyny swoich możliwości, a Iga zagrała swój najgorszy od dawna mecz. Było widać, że mentalnie straciła wiarę, iż w ogóle jest w stanie w tym spotkaniu odwrócić jego bieg. Jakby ktoś odłączył jej wtyczkę - nie mógł nadziwić się Arek. Artur Gac, Wimbledon