Jeśli ktoś płaci setki euro za bilet na decydującego mecze turnieju wielkoszlemowego, to chce spektakli. Prawdziwych widowisk z udziałem największych gwiazd na świecie. Szczęśliwi więc ci, którzy kupili wejściówki na niedzielną sesję dzienną na Philippe-Chatrier, która miała wyłonić ćwierćfinalistki Rolanda Garrosa. Bo wcale nie było pewności, że mecze Jasmine Paolini z Eliną Switoliną i Igi Świątek z Jeleną Rybakiną nie będą tylko przystawkami do kończącego sesję starcia Carlosa Alcaraza z Benem Sheltonem. Fani tenisa zobaczyli dwa maksymalnie atrakcyjne widowiska, pełne zwrotów akcji. I pełne dramaturgii. Jakże szczęśliwe dla fanów Ukrainki oraz Polki. Iga Świątek znów oszukała przeznaczenie. 1:6, 0:2, Rybakina była bezbłędna. Jeden kluczowy gem Iga Świątek w Paryżu wygrała, w tym wielkoszlemowym turnieju, 24 mecze z rzędu: trzy kolejne tytuły i trzy spotkania w obecnej edycji. A jednak nie dało się powiedzieć, że jest faworytką w starciu z Jeleną Rybakiną, która do Paryża przyjechała po wygraniu turnieju w Strasburgu, a w stolicy Francji prezentowała się znakomicie. Jelenę Ostapenko w piątek "zdmuchnęła" z kortu, była na dobrej drodze, by to samo zrobić z Polką. No bo jak inaczej nazwać sytuację, w której Iga w dwóch kolejnych akcjach broni się przed przegraniem pierwszego seta 0:6? Raz to już tutaj przeżyła, ale miała wówczas 18 lat, zajmowała miejsca w drugiej setce światowego rankingu, a po drugiej stronie siatki znajdowała się trzecia wówczas rakieta WTA Simona Halep. I też stawką był ćwierćfinał. Polka tego honorowego gema wygrała, ale w drugim secie i tak było już 0:2, z przełamaniem na korzyść Rybakiny. A wcześniej Polka nie była w stanie się nawet dobrać do serwisu rywalki, skuteczność pierwszego podania Kazaszki sięgała 90 procent. W tym kluczowym momencie Iga zdołała szybko odbić breaka, wygrała kluczowego piątego gema, mimo trzech okazji na przełamanie dla rywalki. I ruszyła po swoje. Tenisowi kibice doskonale pewnie pamiętają, że w arcytrudnej sytuacji 24-letnia Polka była już rok temu, w meczu z Naomi Osaką. Wtedy była o punkt od pożegnania się z zawodami już na etapie drugiej rundy. A później sięgnęła po tytuł. Ten rok jest dla Igi bardzo trudy w sferze mentalnej, przegrała już dziewięć spotkań, czyli tyle samo ile w całym poprzednim sezonie. Nie wygrała tytułu, były bolesne wpadki w starciach z Alexandrą Ealą, Mirrą Andriejewą, Coco Gauff czy Danielle Collins. I zanosiło się na kolejną. Słowa przypisywane Napoleonowi. Postawa Igi Świątek doskonale je oddaje Iga jednak na to nie pozwoliła, drugiego seta wygrała 6:3, trzeciego 7:5, jak z Osaką 367 dni temu. Może bez aż tak wielkiej dramaturgii, Rybakina nie miała piłki meczowej, choć w decydującej partii prowadziła 5:4. Inna jest jednak pozycja Igi teraz, inna była rok temu. Wtedy była światową jedynką, gdyby dziś przegrała, za tydzień w rankingu byłaby maksymalnie ósmą rakietą świata. A może dziewiątą czy dziesiątą. Nie będzie starcia Świątek z Paolini. Włoszka za burtą, nie wykorzystała trzech meczboli Nie dziwi więc radość, jaką Polka pokazała tuż po tym ostatnim punkcie. I po chwili, gdy wróciła na kort po podaniu ręki Rybakinie i zaczęła skakać z radości. Wtedy kamera pokazała Igę, z zaciśniętą pięścią. A zaraz nastąpiło cięcie i kolejny kadr pokazał już jedną z trybun na Philippe-Chatrier. A dokładniej - w centralnym miejscu znalazł się napis, w języku angielskim: "Victory belongs to the most tenacious". Czyli: Cytat przypisywany Napoleonowi, a który pilot Roland Garros miał śmigłach swojego samolotu ponad 100 lat temu. I cytat ten doskonale oddaję postawę Igi Świątek. Nawet w tym trudnym dla niej sezonie.