Polka prowadzi w rankingu WTA od 4 kwietnia zeszłego roku, co już jest fenomenalnym osiągnięciem. Dłużej od niej tę pozycję podczas swojego pierwszego przewodzenia rankingowi zajmowały jedynie Steffi Graf i Martina Hingis. Pierwsze cztery miesiące tego roku nie były dla Igi Świątek jakoś szczególnie złe, wygrała bowiem dwa turnieje WTA 500, ale nie były też tak dobre jak rok temu. Polka zaczęła tracić punkty, m.in. za wygrane w 2022 roku dwie wielkie imprezy na południu Stanów Zjednoczonych, a w ekspresowym tempie zaczęła się do niej zbliżać Aryna Sabalenka. Białorusinka nie raz i nie dwa podkreślała, że jej celem jest właśnie pozycja liderki światowego rankingu. I miała na to coraz większe szanse. Kontratak Sabalenki, różnica zaczęła się zmniejszać. I nagle wielki cios Różnica między Sabalenką a Świątek zaczęła się nagle zmniejszać i coraz więcej wskazywało, że Białorusinka może swój cel osiągnąć jeszcze po serii turniejów na mączce. Odpuściła nawet rywalizację w Charlestonie, by skupić się na tych zawodach, w których mogła zmierzyć się z Polką. Świątek obroniła się w Stuttgarcie, gdzie po raz drugi z rzędu pokonała Sabalenkę w finale, ale ta zrewanżowała się jej w większym turnieju w Madrycie. Różnica w rankingu między nimi stopniała do nieco ponad 1700 punktów. Niby to dużo, ale jednak... mało. Mało, bo maj to dla Igi miesiąc absolutnie kluczowy - broni aż 2900 punktów wywalczonych rok temu po triumfach w Rzymie i Paryżu. Dla porównania - Sabalenka dodała ich wtedy tylko 320. Dlatego można było się zastanawiać, czy Polka zdoła obronić się przed ogromną siłą ambitnej rywalki zza wschodniej granicy. Porażka Białorusinki w Rzymie sporo w tej kwestii zmienia. Kenin zatrzymała Sabalenkę. A od czterech miesięcy nie była w stanie wygrać dwóch kolejnych meczów Przegranej Sabalenki z Sofią Kenin - Amerykanką urodzoną w Moskwie - naprawdę ciężko było się spodziewać. Owszem, Kenin to zawodniczka wciąż młoda, 24-letnia, która ma już w dorobku wielkie sukcesy. Wygrała tuż przed wybuchem pandemii Australian Open - i to nieprzypadkowo. W drodze po ten sukces ograła m.in. Ashleigh Barty, Ons Jabeur, Coco Gauff czy Garbiñe Muguruzę. Jesienią zmierzyła się ze Świątek w finale Rolanda Garrosa, a jeszcze równe dwa lata temu była czwartą rakietą świata. Później zaliczyła jednak spory spadek, miała kilkumiesięczną przerwę, w sierpniu zeszłego roku spadła na 415. miejsce w rankingu WTA. Próbowała nawet sił w turniejach ITF, a od stycznia i występu na Tasmanii, nie była w stanie wygrać dwóch meczów z rzędu. Udało się jej to dopiero w Rzymie - i to w starciu z rywalką z absolutnego topu. French Open - kluczowy bój w wojnie o pierwsze miejsc rankingu WTA Sabalenkę kosztować to może bardzo wiele. Traci bowiem dorobek wywalczony w stolicy Włoch przed rokiem, a wtedy dotarła aż do półfinału, w którym przegrała ze Świątek. To 340 punktów, czyli całkiem sporo, choć pewnie liczyła na więcej - 650 za finał, czy 1000 za wygraną. Iga Świątek rok temu ugrała tu 900 punktów, ale teraz rzymski turniej jest jednym z czterech tzw. Mandatory, więc punktacja dla triumfatorki wynosi równy tysiąc - jak w Indian Wells, Miami czy Madrycie. Jeśli Iga po raz trzeci z rzędu wygra główną nagrodę na Foro Italico, powiększy przewagę nad Sabalenką do 2184 punktów. To w miarę bezpieczny dystans, ale też Sabalenka przypuści zapewne kontratak w Paryżu. Ona w zeszłym roku odpadła w stolicy Francji już w trzeciej rundzie, Polka zaś wygrała całość. Sabalenka broni ledwie 130 punktów, Świątek - dwóch tysięcy. Widać jednak już jasno, że Świątek ma wszystko w swoich rękach. Pozostanie liderką w każdej sytuacji, jeśli tylko znów wygra French Open. Ewentualny sukces w Rzymie pozwoli jej dodatkowo zwiększyć komfort w uciekaniu przed Sabalenką w kolejnych tygodniach. Polka trawę niemal odpuściła. Teraz wróci na nią z wielkimi nadziejami Gdy zaś sezon gry na mączce się zakończy, zawodniczki przeniosą się na półtora miesiąca na trawę. Świątek nie ma tu czego bronić - w 2022 roku zrezygnowała z gry w Berlinie, wystąpiła tylko na kortach Wimbledonu, ale ten Wielki Szlem nie był punktowany z uwagi na to, że organizatorzy nie dopuścili do gry sportowców z Białorusi i Rosji. Sabalenka z kolei w Berlinie przegrała już pierwsze spotkanie, ale wcześniej w holenderskim ’s-Hertogenbosch wystąpiła w finale. To zaś dało jej 180 punktów. Do Wimbledonu w rankingu niewiele się zapewne zmieni - to londyńska trawa będzie kolejnym punktem kulminacyjnym. Świątek i Sabalenka będą tu tylko dodawały punkty, ale ile - tego nie wiemy. Możemy jednak wierzyć, że przewaga wywalczona przez Polkę po mączce wystarczy jej do utrzymania pierwszej pozycji aż do sierpniowych turniejów na kortach twardych poprzedzających US Open. W nich Sabalenka broni 555 punktów, Polka - 210 oraz dodatkowych 60 za turniej w Warszawie na ziemi. Jeśli pod koniec sierpnia w rankingu pozostanie dzisiejsze status quo, Świątek do US Open przystąpi z kolejnym ważnym zadaniem. Tam bowiem też wygrała, zgarnęła dwa tysiące punktów do rankingu, podczas gdy Sabalenka "tylko" 780 za grę w półfinale. Półfinale, który przegrała zresztą z Polką. Tam też mogą decydować się losy bycia "światową jedynką".