Na podopieczną Tomasza Wiktorowskiego w ostatnim czasie nie ma po prostu mocnych. Iga Świątek wygrywa mecz za meczem i jej seria zdaje się nie mieć końca. Polacy odetchnęli z ulgą zwłaszcza na początku maja, gdy wreszcie "odczarowała" turniej w Madrycie, pokonując w wielkim finale Arynę Sabalenkę. Białorusinka za wszelką cenę chciała obronić trofeum. Wiceliderka rankingu miała nawet piłki meczowe, jednak w najważniejszym momencie raszynianka znalazła odpowiedź na każdą z nich. Po trzygodzinnej rywalizacji to nasza zawodniczka upadła na kort ze szczęścia, wreszcie dopisując kolejną wygraną imprezę do kolekcji. "Dziękuję za to, że oglądaliście ten finał do końca i za wspaniałą atmosferę. To przyjemność znów być w Madrycie. Już nie mogę doczekać się kolejnego sezonu" - powiedziała Iga Świątek po ostatnim zdobytym punkcie do kibiców i natychmiastowo wyruszyła w kolejną podróż. Tym razem do stolicy Włoch, gdzie również miała coś do udowodnienia, po zeszłorocznym wycofaniu się w trakcie ćwierćfinału z Jeleną Rybakiną. W Rzymie też nie było mocnych na Igę Świątek Kazaszka w Rzymie nie zagrała z powodu choroby. "Niestety nie czułam się na tyle dobrze, żeby móc wystartować. Mam wspaniałe wspomnienia z triumfu sprzed roku i bardzo zależało mi na obronie tytułu" - oświadczyła. Polka brak niewygodnej rywalki wykorzystała w najlepszy możliwy sposób. W drodze do finału nie przegrała ani jednego seta. W nim jednak znów czekała podwójnie zmotywowana Aryna Sabalenka. Białorusinka 18 maja zupełnie nie przypominała już tenisistki z decydującego starcia w Rzymie. Polka momentami robiła, co chciała. Sfrustrowana przeciwniczka w pierwszym secie złamała rakietę. Ten incydent jeszcze tylko chyba pogorszył sprawę, bo dodał raszyniance pewności siebie. Zaledwie kilkadziesiąt minut później wyluzowana Iga Świątek cieszyła się z kolejnego trofeum. "Mam nadzieję, że jeśli następnym razem wygram, będzie tu tiramisu... bez presji, dzisiaj wieczorem zjem pod dostatkiem" - mówiła podczas dekoracji. O tym wyczynie Igi Świątek jeszcze długo będzie głośno Dziennikarze szybko zaczęli natomiast poszukiwania, jakie kolejne rekordy pobiła dzięki temu nasza tenisistka. Trudno zliczyć je na palcach jednej ręki. Polka najbardziej cieszyć może się chyba z obecności w elitarnym gronie zwycięzców turniejów w Madrycie oraz Rzymie w jednym sezonie. Pomimo, że obie imprezy rozgrywane są na mączce, zdobycie "Dirtball Double" nie jest wcale łatwe. Specyficznie gra się zwłaszcza w stolicy Hiszpanii, położonej ponad 600 metrów nad poziomem morza. W całej historii cyklu WTA oba te turnieje na przestrzeni kilku tygodni wygrały Dinara Safina oraz Serena Williams. Jeżeli chodzi o panów, mowa o Rafaelu Nadalu i Novaku Djokoviciu. To ścisła światowa czołówka, legendy tej dyscypliny sportu. Nic więc dziwnego, że raszyniankę do dziś komplementują dziennikarze z różnych zakątków globu. Do grona wciąż zachwyconych formą Polki należą Hiszpanie. "Iga Świątek wznosi tenis na wyższy poziom. W każdym ważnym turnieju pokazuje swoją wyższość. Już sama liczba "1" widoczna przy jej nazwisku pokazuje różnicę między nią, a resztą stawki" - napisano na puntodebreak.com. Polka za chwilę może dorzucić kolejne powody do tego, by rozpływał się nad nią cały świat. Niebawem startuje Roland Garros. Podopieczna Tomasza Wiktorowskiego broni tytułu i postara się o czwarty puchar ze stolicy Francji do kolekcji.