Narzekania na organizację WTA Finals w Cancun zaczęły się jeszcze przed turniejem, kiedy trwał wyścig z czasem, by w ogóle przygotować kort dla tenisistek. Niby się udało, ale problemy zaczęły się piętrzyć, aż doszło do organizacyjnego skandalu, bo tak należy nazwać to, co działo się podczas meczu Aryny Sabalenki z Jeleną Rybakiną, ostatecznie przerwanego. Obrazki, w których wiejący wiatr był tak silny, że porywał parasole trzymane nad zawodniczkami czy zwiewał piłkę, praktycznie uniemożliwiając serwis, powtarzały się praktycznie przez cały turniej. Powodowało to zabawne, ale czasem fatalne obrazki. Przekonała się o tym zresztą Coco Gauff, która popełniła cztery podwójne błędy serwisowe z rzędu! Rywalka Świątek potwierdza. Chce już wyjechać, ma dość Niepokój przed meczem Igi Świątek. Są prognozy na finał To wszystko składa się na fatalny obraz całej imprezy, która zresztą zapisze się w historii jako jedna z najgorszych. I być może przeleje czarę goryczy, przyczyniając się do zwolnienia szefa WTA Steve'a Simona. Tego zresztą, jak się wydaje, chciałyby zawodniczki, mające już dość tego, jak się je traktuje. Nie tylko w Cancun, ale przez cały sezon. Zanim jednak do jakichkolwiek roszad dojdzie, czeka nas finał pomiędzy Igą Świątek a Jessicą Pegulą. Dla Polki stawka jest wysoka, bowiem gra idzie nie tylko o triumf w WTA Finals, ale także o ewentualne objęcie fotela liderki w rankingu WTA. Niepokój budzi jednak nie forma Polki, ale warunki, w jakich przyjdzie zawodniczkom rozegrać ten mecz. Prognozy jednak są dobre. W Cancun ma być ciepło, około 28 stopni, a także w miarę bezwietrznie. Synoptycy przewidują wiatr w porywach do 20 km/h, co przy niemal huraganowych podmuchach z wcześniejszych spotkań jest tylko lekką bryzą. Harmonogram turnieju i tak został storpedowany przez pogodę, ale wygląda na to, że dzień później niż planowano uda się dokończyć turniej i rozegrać finał w warunkach, które nie urągają zawodom tej rangi. Zepsute święto tenisa Turniej WTA Finals w Cancun miał być świętem tenisa i ukoronowaniem całego sezonu, ale to, co dzieje się w Meksyku od pierwszego dnia imprezy, można byłoby nazwać nieśmiesznym żartem z zawodniczek, gdyby nie to, że im absolutnie nie było i nie jest do śmiechu. Chyba najlepiej wyraziła to Marketa Vondrousova, debiutująca w finałach. Czeszka wprost stwierdziła, że już nie może doczekać się końca zmagań i powrotu do domu. Do błędów organizacyjnych doszła fatalna pogoda, co razem złożyło się na zepsute święto tenisa. Rzecz jasna nie wszystko władze WTA mogły przewidzieć, ale jak mawiał francuski filozof Michel de Montaigne "Żaden wiatr nie sprzyja temu, kto nie ma wyznaczonego portu". A czy Steve Simon i jego świta jakiś port obrali? Można mieć spore wątpliwości. Tak Świątek odpowiedziała na pytanie. "Jedyne życie, jakie znam"