Świątek była murowaną faworytką wieczornego półfinału. Z meczu na mecz się rozkręcała, łapała rytm, przyzwyczajała się do nowej nawierzchni na kortach Legii, do atmosfery wytwarzanej przez polskiej kibiców i stresu z tym związanego. W dwóch pierwszych rundach pokonała przeciwniczki nierozstawione - Uzbeczkę Naginę Abduraimową, Amerykankę Claire Liu. Dziś wczesnym popołudniem wygrała z wschodzącą gwiazdą czeskiego tenisa Lindą Noskovą. Ostatnią rywalką przed finałem była doświadczona Yanina Wickmayer. Belgijka najlepsze lata ma za sobą. W 2009 roku grała w półfinale US Open, wygrała pięć turniejów WTA, ostatni w 2016 roku. Awans do półfinału w Warszawie to jej największy sukces od wielu lat. To nie znaczyło, że na tym chce poprzestać. Znamy pierwszą finalistkę turnieju w Warszawie. Cud na kortach Legii Zdążyć przed zapadającymi ciemnościami Ten mecz był dla obu zawodniczek wyścigiem z czasem. Czy zdążą dokończyć spotkanie przed zmrokiem. Wyszły na kort o 18.43. Po krótkiej ceremonii powitalnej i krótkiej rozgrzewce rozpoczęły spotkanie o 18.50. Ryzyko przerwania pojedynku było wielkie. Polka grała szybko, ale nie tak jakby myślała o tym, że spotkanie może być przerwane. Narzuciła swój styl od pierwszych piłek. Była bardzo agresywna, wkładała w uderzenia wiele energii. Ale Belgijka odpowiadała podobnym stylem gry. Były ostre wymiany, dużo zagrań tuż nad siatką, w linię. Dobrze się taki mecz oglądało. Świątek objęła prowadzenie 2:0. W kolejnym gemie - przy serwisie raszynianki - było 40:0. Nieoczekiwanie Polka nie zdołała "zamknąć" tego gema. Wickmayer przełamała utytułowaną rywalkę. Pokazała, że nie zamierza darmo oddawać tego meczu. Potem jednak liderka WTA przejęła inicjatywę. Pilnowała wyniku. Nie oddała już żadnego gema. Świątek miała trzy piłki meczowe. Z 5:2 zrobiło się 5:5 i mecz przerwany Pierwszy set zakończył się po 37 minutach. Nad kortami Legii było jeszcze jasno, ale już szarzało. Obie zawodniczki wyraziły zgodę na kontynuację gry. Mimo nieco kryzysowej organizacyjnie sytuacji Świątek skorzystała nawet z "przerwy toaletowej". Drugą część meczu Wickmayer zaczęła dużo lepiej niż poprzednią. Do połowy seta nie traciła dystansu do Świątek. Wytrzymywała to spotkanie kondycyjnie i udowodniła nieraz, że tenisa nie sposób się oduczyć. Dała się jednak przełamać i to dosyć łatwo w piątym gemie. Coraz częściej widać było, że nie jest w stanie nadążyć za dynamicznie grającą Polką. Przegrała też kolejny gem serwisowy. Była godzina 20.05, ósmy gem i serwis Polki. Zwycięstwo i finał wydawał się na wyciągnięcie ręki. Świątek dała się zaskakująco przełamać. Mecz trwał. Przy wyniku 5:3 Polka miała przewagę, ale świetne zagrania (doskonały passing shot na 40:15) mieszała z błędami. Była już też zmęczona. Przegrała tego gema, nie wykorzystała w nim meczboli. Przegrała też następnego. Było 5:5. Co złego stało się z grą Polki. W tym momencie nastąpiła przerwa. Świątek zaczęła rozmawiać z sędziną. Czy to ona poprosiła o przerwanie spotkania? Możliwe. Nie szło jej, warunki były trudne. Ale to arbiter i supervisor zdecydowali po chwili, że mecz zostanie dokończony w niedzielę. Olgierd Kwiatkowski Półfinał turnieju singla WTA 250 BNP Paribas Warsaw Open Iga Świątek (Polska, 1) - Yanina Wickmayer (Belgia) 6:1, 5:5 mecz przerwany