Niebywały pech Igi Świątek w Rijadzie. To przydarzyło się dopiero czwarty raz
Iga Świątek z pewnością nie tak wyobrażała sobie powrót na korty tenisowe po dwumiesięcznej przerwie. Raszynianka wybrała się do Rijadu, by bronić tytułu WTA Finals wywalczonego przed rokiem w Meksyku. Chociaż Polka wygrała dwa grupowe mecze, szybko pożegnała się z prestiżowym turniejem. Chociaż 23-latka z pewnością potrzebuje czasu, by wrócić do optymalnej dyspozycji, miała też sporo pecha. Jej przypadek jest dopiero czwartym tego typu od ponad dwóch dekad.
Iga Świątek podczas WTA Finals w Rijadzie nie wyszła nawet z grupy. Nie oznacza to jednak, że raszynianka zaprezentowała się fatalnie; historia pokazuje raczej, jak rzadki scenariusz napisała tegoroczna edycja turnieju.
Iga Świątek szybko pożegnała się z WTA Finals
Dla Igi Świątek tegoroczna edycja WTA Finals była wyjątkowa z kilku względów. Po pierwsze, raszynianka przed turniejem przechodziła przez pewne perturbacje. Wycofała się z trzech ważnych imprez z cyklu azjatyckiego, a w dodatku przeprowadziła kluczową zmianę w swoim sztabie szkoleniowym. Tomasza Wiktorowskiego zastąpił Wim Fissette. Belg miał w nowej roli zadebiutować właśnie w Rijadzie, gdzie Polka broniła tytułu zdobytego przed rokiem w Cancun. Pewne było jednak, że o zwycięstwo nie będzie łatwo. Ostatecznie Świątek przez dwa miesiące nie rozegrała ani jednego oficjalnego spotkania, z kolei jej wielka przeciwniczka - Aryna Sabalenka - błyszczała formą, a do tego zdołała odebrać jej tytuł numeru jeden w rankingu WTA.
Przewidywania względem dyspozycji Świątek okazały się prawdziwe. W pierwszym meczu heroicznie obroniła się przed Barborą Krejcikovą i ostatecznie wygrała 2:1 (4:6, 7:2, 6:2), ale w starciu z Coco Gauff nie miała już większych szans. Amerykanka wygrała w dwóch setach i sytuacja Polki się skomplikowała. Okazało się bowiem, że nawet jeśli pokona rezerwową Darję Kasatkinę, może nie wyjść z grupy. Swoje zadanie 23-latka ukończyła wzorowo, pokonując Rosjankę w niespełna godzinę. Niestety, jednocześnie Gauff przegrała z Krejcikovą (5:7, 4:6), co oznaczało dla obrończyni tytułu odpadnięcie z turnieju.
Jednym z niewielu pozytywów dla Polki jest fakt, iż Sabalenka również nie zgarnęła pełnej punktowej puli za triumf, bo w półfinale nie dała rady Gauff. To oznacza, że raszynianka może mieć szansę na odzyskanie miana najlepszej rakiety świata już podczas Australian Open.
To niezwykle rzadki scenariusz. Iga Świątek w gronie pechowców
Przegrać dwa z trzech meczów i odpaść - to musiało boleć. I nie sposób się temu dziwić, bo jest to scenariusz niezwykle rzadko spotykany.
Jak wyliczył portal Tennis Infinity, przypadek Igi jest dokładnie czwartym tego typu od 2003 roku. W 2021 roku Karolina Pliskova pokonała Krejcikovą oraz Gabrine Muguruzę, ale przegrała z Anett Kontaveit. Krejcikova przegrała wszystkie trzy swoje spotkania, a obok niej odpadła właśnie jej rodaczka. Podobny los spotkał Anę Ivanović w 2014 roku. Pomimo zwycięstw nad Simoną Halep i Eugene Bouchard doznała bolesnej klęski z Sereną Williams, która wykluczyła ją z dalszego udziału w turnieju.
Ból odpadnięcia mimo dwóch triumfów poznała także Lindsay Davenport. Amerykanka w 2004 roku wygrała ze wspomnianą już Sereną Williams, a także Jeleną Diemientjewą, ale nie awansowała dalej z powodu porażki przeciwko Anastasiji Myskinie.