Od czego powinien rozpocząć się każdy, poprawnie poprowadzony trening? Oczywiście od rozgrzewki. A jaką formę dla rozruszania ciała wybrać, gdy miejscem zajęć jest kompleks treningowy, sąsiadujący ze stadionem zdobywców pucharu Ligi Mistrzów, piłkarzy Paris Saint-Germain? Odpowiedź jest oczywista. Świątek pokazała piłkarskie umiejętności, MVP "meczu" Ryszczuk To właśnie od rozegrania meczu w mini-futbol, na połówce kortu, ruszyły poniedziałkowe zajęcia ćwierćfinalistki tegorocznego turnieju Rolanda Garrosa. Główny trener Polki Wim Fissette utworzył "drużynę" z Maciejem Ryszczukiem, specem od przygotowania fizycznego, a drugą "pakę" reprezentowali Iga Świątek, psycholog Daria Abramowicz i sparingpartner Tomasz Moczek. "Hola, ale nie gramy nierównymi składami" - ktoś mógłby powiedzieć, lecz liczba nie zawsze przekłada się na jakość, czego tutaj mieliśmy koronny dowód. Ryszczuk i Fissette nie dali szans liczniejszej ekipie, dowodzonej przez obrończynię tytułu w Paryżu, zwyciężając 5:2. Dziennikarze przyglądający się temu meczykowi zgodnie orzekli, że tytuł MVP należał się Ryszczukowi, który już dzień wcześniej został cichym (choć w gruncie rzeczy głośnym, bo przydał się jego donośny głos) bohaterem meczu z Rybakiną, przekazując Idze kluczową podpowiedz ze sztabu. To był game-changer, który zmienił oblicze koszmarnie rozpoczętego meczu. Iga Świątek nadała wiadomość prosto z Paryża. Tak zagłosowała w wyborach Później przyszła kolei już na właściwą, tenisową część treningu, w którym Polka dość gruntownie przerobiła wiele uderzeń i sytuacji na korcie. A to grała na stronie bekhendowej, a to skupiała się na odbiorze zagrywki, by następnie samej posyłać podania z pola serwisowego. Mocne, zróżnicowane, raz zagrywane do zewnętrznej, a innym razem do środkowej linii. Z dynamiką, dobrze rotowane. Gdy returnował Tomasz Moczek, Iga reagowała jeszcze jednym odbiciem, szukając optymalnego uderzenia. W innym fragmencie zajęć także solidniej przećwiczyła forhend. Momentami powiewał chłodniejszy wiatr, nieprzyjemny dla rozgrzanego ciała, ale gdy wyszło słońce, powietrze w jednej chwili robiło się o wiele przyjemniejsze. Wiele z tego, co sam widziałem, niestety nie jestem w stanie państwu zaprezentować, bo reguły są nieubłagane. Obowiązują dwie zasady: żadnego nagrywania filmików i robienia zdjęć. Gdy wyjąłem telefon, by pewne obserwacje utrwalić na dyktafonie, jedna z osób bacznie mi się przyglądała, czy nie złamię regulaminu. Oczywiście wyjątkiem jest wola organizatorów, o czym mogliśmy się przekonać w kwestii rzeczonej, futbolowej rozgrzewki. Krótkie nagranie z tego fragmentu zajęć trafiło na media społecznościowe oficjalnego konta Rolanda Garrosa. Niezadowolenie na końcu zajęć. Iga Świątek chciała więcej, ale godzina wybiła W ostatnich kilkunastu minutach zajęć trener Fissette udał się raz do jednego, raz do drugiego narożnika kortu, skąd posyłał na stronę Świątek zróżnicowane zagrania, zmuszając swoją podopieczną do całej palety uderzeń. Kilka piłek zagrał lobem, przy których Polka szukała uderzeń kątowych, a następnie sama poprosiła o kilka wyższych zagrań. Trener się zastosował, choć w pewnym momencie usłyszał od Igi: "jak ja mam to zagrać?". Wtedy od razu zareagowała Daria Abramowicz, rozładowując moment lekkiego napięcia. Po ostatniej piłce Fissette pochwalił swoją podopieczną, mówiąc "bardzo dobrze", co Iga skwitowała stwierdzeniem: "sama nie wiem". Czterokrotna triumfatorka Rolanda Garrosa jeszcze wtedy nie przewidziała, że jej życzenie sprzed kilku minut zapoczątkowało ciąg zdarzeń, co niedługo później wyraźnie są zirytowało. Gdy Fissette ze sztabem zamykali zajęcia, nie było to w smak naszej tenisistce. Niezadowolona odparła, że przecież chciała wykonać jeszcze jedno ćwiczenie, a konkretnie kilka zagrań slice'em, lecz ekipa była nieugięta. I w gruncie rzeczy nie miała wyjścia, bo wybijała godzina 14, a w blokach startowych, by wejść na ten sam kort, już czekał Amerykanin Frances Tiafoe, także ćwierćfinalista turnieju. Wtedy do akcji wkroczył Ryszczuk, który grzecznie, ale w zdecydowanym tonie oznajmił Idze, że po tym, jak zażyczyła sobie więcej piłek we wcześniejszej sekwencji, ich czas dobiegł końca. I tego, co chciałaby jeszcze wykonać, już nie są w stanie zrobić. Wówczas Iga już nie oponowała, dostosowała się do warunków, spakowała rakiety do torby, po czym padła komenda "idziemy". Artur Gac, Paryż