Iga Świątek i Markéta Vondroušová po raz ostatni mierzyły się ze sobą blisko trzy lata temu - w jesiennym, pandemicznym French Open. Wtedy to Czeszka była rozstawiona w drabince, w poprzednim roku zagrała w finale Rolanda Garrosa. Polka startowała z pozycji "underdoga", zaskoczyła wszystkich. Zaczęła od pokonania w pierwszej rundzie Vondroušovej, oddała jej ledwie trzy gemy. A później sięgnęła po swój pierwszy tytuł w Wielkim Szlemie i powoli ruszyła po pozycję liderki rankingu. Nie udało się na Wimbledonie, udało się w Ohio. Vondroušová znów stanęła w szranki ze Świątek Do rewanżu miało dojść nieco ponad miesiąc temu, w półfinale Wimbledonu. Wtedy nie powiodło się Świątek, przegrała w ćwierćfinale z Eliną Switoliną i to Ukrainka stanęła później do boju z Czeszką. Vondroušová pokonała Switolinę, później jeszcze Ons Jabeur i została królową londyńskich kortów. Dzięki temu znalazła się w ścisłej czołówce rankingu, awans do ćwierćfinału w Cincinnati zapewnił jej już awans na dziewiątą pozycję, najwyższą w karierze. Mistrzyni Wimbledonu uwielbia tatuaże. Jeden z nich mówi o niej bardzo dużo Dziś w Ohio obie walczyły o półfinał turnieju WTA 1000, dającego kolejnych 160 punktów do rankingu. Polka na tym etapie jest niezwykle skuteczna - przegrała tylko raz, zresztą w tym roku. I wcale nie dlatego, że byłą słabsza w Rzymie od Jeleny Rybakiny, ale dlatego, że musiała zrezygnować z gry w trzecim secie z powodu kontuzji. Dziś dość szybko okazało się, że ta świetna statystyka - osiem zwycięstw i jedna porażka w ćwierćfinałach WTA 1000 - może zostać zepsuta. Kapitalna gra tenisistki z Czech, serwowała po seta. I wtedy obudziły się jej demony Świątek zaczęła dynamicznie, starała się dyktować warunki, atakowała. Wygrała pierwszego gema, ale Czeszka też od razu pokazała, że ciężko będzie ją przełamać. Wyrównała, nie pozwoliła wtedy Polce ani razu przebić piłkę na drugą stronę siatki. Zmieniała rytm swoich akcji, utrudniała Idze atakowanie. Polka miała już problemy w swoim drugim gemie serwisowym, broniła break pointa, w kolejnym zaś - aż trzech. I tego trzeciego nie dała rady, minimalnie wyrzuciła piłkę poza kort. Przegrywała więc 2:3, Vondroušová miała już dużo łatwiejsze zadanie, musiała tylko "pilnować" swojego serwisu. Robiła to znakomicie - w pierwszych czterech gemach pozwoliła liderce rankingu WTA na wygranie ledwie trzech piłek. I gdy Vondroušová serwowała po seta, całkowicie się pogubiła. Dwa błędy serwisowe, kolejne dwa punkty wygrane przez Polkę i zrobiło się 5:5. Iga Świątek weszła na poziom, do którego niewiele rywalek może się zbliżyć Końcówka seta byłą zresztą szalona - Świątek prowadziła 30:0 i świetnie serwowała, by popełnić podwójny błąd i przegrać trzy kolejne akcje. Znów musiała przełamać Czeszkę, by doprowadzić do tie-breaka - po fenomenalnych zagraniach doprowadziła do tego. W decydującej rozgrywce Polka była niezwykle konsekwentna, choć rywalka ani przez chwilę nie odpuściła. Tyle że Świątek grała już na najwyższym światowym poziomie, do którego dostęp ma ledwie kilka jej rywalek. Wygrała 7:3 i była znacznie bliżej półfinału. Polka mogła odetchnąć, Czeszka zaś miała o czym myśleć. Była tak blisko wygrania seta, a jednak go straciła. Drugi zaczęła od podwójnego błędu, za chwilę raszynianka minęła ją zagraniem w linię. Iga napędzała się, wpadła w trans, grała znakomicie taktycznie, a zadowolony trener Tomasz Wiktorowski tylko z uznaniem kiwał głową. Świątek od razu przełamała Vondroušovą, za chwilę, mimo początkowych trudności, podwyższyła na 2:0. Z rywalki powoli uchodziła nadzieja, że jeszcze może coś tu zmienić. Koniec marzeń o tytule byłej partnerki deblowej Igi Świątek. Rosjanka była zdecydowanie lepsza Iga Świątek doszła do zwycięskiego końca. Teraz zagra z rywalką, z którą jeszcze... nie przegrała Tyle że 24-letnia zawodniczka z Pragi niczego nie oddała za darmo, walczyła do samego końca. Na Igę nie było jednak dzisiaj mocnych, zdecydowanie zdominowała grę, atakowała mądrze, niekoniecznie bardzo ryzykownie. Po raz drugi przełamała Vondroušovą na 4:1, teraz już była o krok od półfinału. I awansowała do niego, drugiego seta wygrała 6:1. W sobotę powalczy o finał, tak jak tydzień temu w Montrealu. Tym razem nie z Jessicą Pegulą, ale z jej przyjaciółką i deblową partnerką Coco Gauff lub też włoską sensacją w tym turnieju - Jasmine Paolini. Ich pojedynek rozpocznie się najwcześniej po godz. 21 polskiego czasu. I w sumie nie ma to chyba większego znaczenia, bo z Amerykanką Iga Świątek wygrała wszystkie siedem spotkań w karierze, na dodatek bez straty seta, a z Paolini mierzyła się dwa razy i w obu tych starciach Włoszka była w stanie wygrać łącznie po trzy gemy.