Polska Agencja Prasowa: Kiedy zaczęły się negocjacje z firmą Octagon, która jest właścicielem licencji? Marcin Matkowski: Na przełomie listopada i grudnia. Rozmowy były intensywne i miały różne fazy - raz wydawało się, że wszystko pójdzie po naszej myśli, a kiedy indziej nie byliśmy już tego tacy pewni. Dla Octagonu liczyło się to, że ten turniej ma szansę zaistnieć na dłużej w naszym kraju oraz to, jaką mamy wizję na niego. Nasz plan bardzo im się spodobał. Myślę, że wiarygodność osób zaangażowanych w niego też zaprocentowała - będzie nam pomagał m.in. Tomek Wiktorowski. Nie zdecydowaliby się przyznać tej imprezy komuś, co do kogo nie mieliby zaufania, że dobrze ją zorganizuje. PAP: Do którego turnieju należała wcześniej ta licencja? I czy wiadomo panu, co zdecydowało o tym, że szukano nowej lokalizacji? M.M.: Należała do imprezy w Waszyngtonie. O powody trzeba pytać przedstawicieli Octagonu. Mieliśmy konkurencję w postaci dużego podmiotu z Europy, więc tym bardziej się cieszę, że nasz pomysł zwyciężył. Chcieliśmy pokazać podczas rozmów z Octagonem i WTA, że jesteśmy dobrą alternatywą. Przedstawiliśmy plan rozwoju turnieju na kilka lat. Myślę, że lokalizacja kortów przy samym morzu również zadziałała na naszą korzyść. WTA zwraca zawsze uwagę, aby miejsce, w którym odbywa się ich impreza, było atrakcyjne zarówno dla zawodniczek, jak i dla kibiców. W Gdyni i na kortach Arki mamy cały pakiet, który możemy zaproponować wszystkim, którzy odwiedzą nasz turniej. PAP: Dotychczas pracował pan nad tym, by zorganizować imprezę w Warszawie... M.M.: Plany fundacji JW Tennis na organizację turnieju WTA 125K w stolicy są aktualne. Pierwsza edycja, która miała się odbyć w poprzednim sezonie, została przełożona z powodu pandemii COVID-19 na 2022 roku. PAP: Czy brane były pod uwagę inne miasta niż Gdynia? M.M.: Dla nas przy staraniach o licencję ważny był przede wszystkim termin. Ten, który dostaliśmy, jest bardzo dobry. Nie chcieliśmy robić turnieju w hali. Z doświadczenia wiem, że atmosfera i otoczka imprezy organizowanej na zewnątrz jest duża fajniejsza. Tym bardziej, że w Polsce są hale, gdzie da się zorganizować mecze Pucharu Davisa czy Fed Cupu, do których potrzebny jest jeden kort, ale bardzo ciężko jest zrobić pod dachem cały turniej. Jeśli zaś chodzi o otwarte obiekty, to w grę wchodziła tylko nawierzchnia ziemna. Mieliśmy więc do wyboru albo maj, kiedy pogoda nie jest jeszcze zbyt pewna, albo lato, które jest idealne też z tego względu, że wakacje bardzo dobrze się kojarzą nad morzem. Bardzo dużo osób tam wtedy przyjeżdża. Gdy spojrzeć historycznie, to też o tej porze roku zawsze mieliśmy turnieje nad morzem. Gdynia wydawała nam się pod tym względem najbardziej racjonalną opcją i mającą największe szanse powodzenia. Chcielibyśmy bowiem nie tylko zorganizować ten turniej, ale też, aby przebił się on do świadomości kibiców i stał się jedną z najważniejszych imprez sportowych w kraju. PAP: W tym roku jednak termin nie jest przyjazny, jeśli brać pod uwagę plany Igi Świątek. Chyba że zakładają państwo, że igrzyska w Tokio zostaną odwołane... M.M.: Trudno komukolwiek teraz przewidzieć, czy się odbędą. Mam nadzieję, że tak. Z tego, co rozmawiałem z Tomkiem Świątkiem, to Iga bardzo cieszy się na myśl, że będzie miała okazję wreszcie zaprezentować się w naszym kraju na żywo, bo jak na razie oglądamy jej występy głównie w telewizji. Wiem, że będzie brała pod uwagę nasz turniej przy planowaniu swoich startów. Wiadomo, że tego lata najważniejszy jest dla niej udział w igrzyskach i wywalczenie pierwszego medalu olimpijskiego dla Polski w tenisie. Wierzę jednak, że nasza impreza będzie dla niej ważna. PAP: Jej organizatorem jest spółka Tennis Consulting, której prezesem jest ojciec tej tenisistki. Jak doszło do nawiązania współpracy między panami? M.M.: Z Tomkiem Świątkiem spotkaliśmy się w listopadzie. Jak Iga wygrała French Open, to optyka tenisa w Polsce całkowicie zmieniła się. Stwierdziliśmy, że to idealny moment, by starać się o organizację turnieju w kraju. Zaangażowani byli w to również menedżerka Igi Paulina Wójtowicz oraz Tomek Wiktorowski. Założyliśmy spółkę z myślą o organizacji tej imprezy. PAP: Jej ranga pozwala dołączyć do obsady którąś z zawodniczek ze światowej czołówki, a te przeważnie planują swoje występy z dużym wyprzedzeniem. Rozpoczęli już państwo rozmowy z nimi? M.M.: W tym momencie jeszcze ich nie prowadzimy. Dopiero tydzień temu WTA oficjalnie zaakceptowało naszą kandydaturę i wpisało nas do kalendarza. Nie chcieliśmy wcześniej nieoficjalnie prowadzić takich rozmów. Wiadomo, że je odbędziemy, ale nie ma jeszcze nawet oficjalnego kalendarza na drugą połowę roku. Tenisistki czekają na jego potwierdzenie i wtedy będą planować swoje starty. Będziemy rozmawiali z tymi zajmującymi wysokie miejsca w rankingu, ale dla mnie ważne przy staraniach o tę imprezę było też to, by dała ona szansę pokazania się Polkom, które na co dzień nie mają okazji wystąpić w tak dużym turnieju. Wiem, że w kraju jest dużo zawodniczek, które stać na dobre wyniki w światowym tenisie, muszą tylko mieć możliwość skoku w rankingu. Z doświadczenia wiem, że jak masz taką szansę i ją wykorzystasz, to może to odmienić twoją karierę. PAP: Przykładem na to był m.in. pan i pański wieloletni partner deblowy Mariusz Fyrstenberg, który jest obecnie dyrektorem rozgrywanego od 2018 roku challengera ATP w Sopocie. Radził się pan go w związku ze staraniami o organizację imprezy w Gdyni? M.M.: Nie rozmawiałem z nim o tym wcześniej. Mało osób wiedziało o naszych działaniach. Nie chcieliśmy zapeszyć. PAP: Sponsorzy chętnie się zgłaszają? M.M.: Mogę powiedzieć, że mamy duże zainteresowanie potencjalnych partnerów - krajowych i zagranicznych. Sukces Igi w Paryżu był impulsem do organizacji takiej imprezy. Z kilkoma podmiotami już prowadzimy rozmowy. Czekamy na podpisanie umów, co potrwa pewnie jeszcze kilka tygodni.