Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl: Jak pan ocenia pierwszy mecz Igi Świątek na Wimbledonie, w którym pokonała Chorwatkę Janę Fett 6:0, 6:3? Maciej Synówka, trener tenisa, w przeszłości szkoleniowiec zawodniczek WTA, obecnie ekspert w tv: - Od samego początku Iga próbowała dostosowywać swoją grę do nawierzchni trawiastej. Częściej używała slajsa - przy serwisie, z głębi kortu z backhandu. Nie miała zbyt wielu okazji, żeby pójść do siatki. Iga ma swoje zwycięskie schematy gry. Próbowała do tych schematów coś dodać od siebie. Kiedy jej to nie wychodziło, znów wracała do swoich silnych schematów. W tym meczu, poza początkiem drugiego seta, nie była pod silną presją. Ale jeżeli mówimy, że wynik 1:3 sprawia kłopoty to znaczy, że Iga miała bardzo dużą przewagę na korcie. Czy w drugiej rundzie z podobnej klasy przeciwniczką można się spodziewać podobnego wyniku, podobnej gry? - Dla Igi każdy mecz, ze względu na to, że jej gra nie jest dostosowana do nawierzchni trawiastej, będzie wyzwaniem. Otwarcie o tym mówi. Chce być z każdym meczem coraz lepsza, poznać trawę, przyzwyczaić się do niej i budować swoją grę. To jest świetne nastawienie. Jeśli w każdym ze swoim meczów Iga będzie dzięki temu coraz lepsza i będzie wygrywać, to w ćwierćfinale, w półfinale, a miejmy nadzieje w finale, będzie pełniejszą zawodniczką. Czy jest sens analizować teraz drabinkę turniejową? Doszło do paru niespodzianek. Odpadły Anett Kontaveit, Belinda Bencić, bardzo dobra na trawie Beatriz Haddad Maia. - Popatrzmy na to, co Iga robi w tym sezonie - jest "jedynką", wygrała sześć turniejów WTA, w tym jednego Wielkiego Szlema i 36. meczów z rzędu. Taka sytuacja zmieniła jej podejście. Myśli zupełnie innymi kategoriami. To nie Iga musi sprawdzać drabinkę i drżeć na myśl na kogo trafi, kto gra dalej, kto odpadł, ale to inne zawodniczki muszą patrzeć, gdzie jest Iga. Widzi pan godną przeciwniczkę dla Igi? - Ze względu na losowanie i obecność w przeciwnej części drabinki taką zawodniczką z pewnością jest Ons Jabeur. Tunezyjka szybko podniosła się po porażce w Paryżu, gdzie była faworytką do występu w finale. W pierwszej rundzie Wimbledonu długi mecz rozegrała Cori Gauff. To zawodniczka tez może dojść do finału. Twierdzę jednak, że świat sportu nie cierpi pustki. Z grupy pościgowej wyłonią się w końcu zawodniczki, które będą mocnymi rywalkami Igi. To jest sprawdzian charakteru dla tych tenisistek. Popatrzmy na Igę, kończyła poprzedni sezon na dziewiątym , najlepszym w karierze miejscu, ale czuła niedosyt, chciała poprawić tę pozycję. W tej chwili na pewno są takie zawodniczki, które czują podobny głód wewnętrzny. W wywiadzie dla polsatsport.pl trener Igi Tomasz Wiktorowski powiedział, że jadą na Wimbledon po to, żeby wygrać. Czy to nie za odważna deklaracja skoro do tej pory w zawodowym cyklu Iga miała kłopoty na trawie? - Myślę, że podejście w teamie jest nieco inne. Jest trochę inaczej niż przed tegorocznym Roland Garrosem. Wtedy Iga grała po raz pierwszy w karierze jako "jedynka" i faworytka. Pojawiła się presja. Sztab szkoleniowy miał za zadanie obniżyć tę presję. W tej chwili Iga gra w Wimbledonie z nastawieniem, że musi się jeszcze dużo nauczyć. To jest przede wszystkim nastawienie na rozwój, opanowanie sztuki gry na trawie. Pięć Polek awansowało do drugiej rundy Wimbledonu. W środę odpadły: Maja Chwalińska, Katarzyna Kawa, Magda Linette. W czwartek grają Iga Świątek i Magda Fręch. O czym świadczy obecność pięciu polskich zawodniczek w drugiej rundzie? - Nigdy nie patrzę na tenis w kategoriach kraju i co się w tych krajach dzieje. To pięć różnych życiowych historii, odmiennych sportowych scenariuszy. Każda w inny sposób doszła do tej pozycji, trenując 15-20 lat. Ten turniej potwierdza, że w Polsce zawodnicy potrafią grać w tenisa, a ich trenerzy potrafią szkolić. Przyjęło się mówić, że "w Polsce czegoś brakuje i nie można osiągnąć sukcesu." Ja uważam, że w Polsce niczego nam nie brakuje. To zły sposób myślenia, nie mający wiele wspólnego z rzeczywistością. A najlepszym potwierdzeniem tego, że niczego nam nie brakuje jest pozycja liderki rankingu WTA Igi Świątek. Pan zamierza ponownie pracować z zawodniczkami w cyklu WTA? - Kilka lat temu skończyłem pracę w tourze. Nie podobała mi się kultura panująca w WTA. Zawodniczki zwalniają trenerów po kilku miesiącach pracy. Ja sam przez jeden sezon prowadziłem trzy tenisistki. Częstą praktyką ze strony zawodniczek było nawiązanie współpracy na okres próbny jeden, dwa miesiące, w tym czasie poza efektem "wow" ciężko jest coś u zawodnika zmienić . To kultura "fast food", "fast fashion", ogólnie wszystko fast, czyli "fast coaching". Jeżeli tobie się nie podoba, jeżeli twoje wymagania treningowe są zbyt wysokie, zmienię cię. Ciężko w takich warunkach pracować. A tak wygląda cały tour. Poza teamem Igi. Iga potwierdza, że cierpliwie budowany sztab szkoleniowy potrafi wznieść zawodnika na wyższy poziom. Ona zadbała o długotrwały rozwój, a nie wynik tu i teraz. Myślę o podobnym wyzwaniu. Chcę wrócić do pracy z młodą, pracowitą, utalentowaną zawodniczką. Prowadziłem już pewne rozmowy. Jakie zawodniczki pan prowadził w czasie swojej pracy szkoleniowca? - Pierwszą szansę dostałem od Urszuli Radwańskiej. Kiedy Agnieszkę Radwańską zaczął trenować Tomasz Wiktorowski okazało się, że ranking obu sióstr jest zbyt rozbieżny. Tomek potrzebował drugiego szkoleniowca. Z Ulą pracowałem przez blisko dwa lata. Z 90. miejsca awansowała na 29. To trzeci najlepszy wynik w historii polskiego tenisa. Potem przejąłem Coco Vandeweghe, niedawną rywalkę Mai Chwalińskiej z kwalifikacji Wimbledonu. Amerykanka w tamtym czasie skoczyła z poziomu 130. pozycji do top 40. Potem były Mirjana Lucić-Baroni, Belinda Bencić, Cristina McHale, Barbora Krejicikova, Fanny Stollar. Podczas Wimbledonu na antenach Polsatu Sport dokonuje pan analiz meczowych. W jasny sposób pokazuje pan skomplikowane niuanse meczów i taktyki. Widać, że to dla pana ekscytujące wyzwanie. - To moje naturalne środowisko. Tak właśnie komunikuję się z zawodniczkami. Bardzo chciałem pokazać w jaki sposób trener przekazuje wiedzę zawodniczkom i wyjaśnić przy tym widzom niektóre zagadnienia taktyczne . Tenis potrafi być bardzo schematyczną grą, ale zawsze jest powód dla którego zawodnik gra piłkę w dane strefy kortu . Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski