Iga Świątek po raz ostatni na korcie pojawiła się 5 września, kiedy to przegrała ćwierćfinałowy mecz US Open z Jessiką Pegulą. Polka miała pojawić się następnie w Azji, ale najpierw zrezygnowała z turnieju w Seulu, później w Pekinie. Początkowo swoją absencję tłumaczyła przemęczeniem, później pojawiła się już wzmianka o "sprawach osobistych". Pod dużym znakiem zapytania stał występ liderki światowego rankingu w Wuhan, gdzie rozegrany zostanie ostatni turniej rangi 1000 przed kończącym sezon WTA Finals. W piątkowe przedpołudnie okazało się, że zawodniczki z Raszyna zabraknie w gronie zawodniczek walczących o trofeum. Dwie godziny wcześniej z kolei Świątek poinformowała, że zakończyła współpracę z trenerem Tomaszem Wiktorowskm. "Po 3 latach osiągania największych sukcesów w mojej karierze, zdecydowaliśmy z trenerem Tomaszem Wiktorowskim o zakończeniu naszej współpracy. Chcę zacząć od podziękowań, bo to one są dziś dla mnie najważniejsze" - napisała w mediach społecznościowych. I dodała: Fibak ostro o sensacyjnej decyzji Świątek. "Martwi mnie to" Iga Świątek już nie trenuje z Wiktorowskim. To nie zaskoczenie? Komunikat Świątek był dużym zaskoczeniem, ponieważ pojawił się w czasie, gdy wielu kibiców zastanawiało się, kiedy Polka w końcu wróci na kort. Nie brakuje jednak głosów, że taka decyzja była do przewidzenia. Takiego zdania jest komentatorka Eurosportu Justyna Kostyra, która w rozmowie z WP SportoweFakty zauważyła, że już od igrzysk w Paryżu "mówiło się o tym, że coś jest na rzeczy". "O tym, że Iga nie gra na takim poziomie, jak wcześniej, nie radzi sobie z presją. Było dużo sygnałów, ale też wyniki nie były tak dobre, jak do Rolanda Garrosa, który wygrała" - stwierdziła. "Widać było na US Open, że coś nie gra" - dodała. Kostyra zauważyła, że w ćwierćfinale wielkoszlemowego turnieju, gdy Świątek grała z Pegulą, Wiktorowski przekazywał swoje uwagi Polce, co zresztą było słychać na wizji. "Zwróciliśmy na to uwagę z Lechem Sidorem, że tenisistka dostała wskazówki od trenera, ale ich nie wdrożyła. Było to zderzenie z tym, co się działo po drugiej stronie siatki. Kiedy szkoleniowiec przekazywał coś Peguli, ona od razu robiła to, co jej sugerował" - dodała. Ekspertka zastrzegła przy tym, że często to same zawodniczki czują, jakie rozwiązania najlepiej wprowadzać i ich pomysły są lepsze niż te, które sugeruje szkoleniowiec. Mimo to w przypadku wspomnianego ćwierćfinału US Open "uderzające było to, że Iga w ogóle nie wdrażała tego, co mówił jej Wiktorowski". Padają podejrzenia na Darię Abramowicz. To ona? Nawet Tomaszewski potwierdza