Muchova dała się Polce dużo bardziej we znaki niż w 2020 roku Amerykanka Sofia Kenin, którą pokonała 6:4, 6:1, czy inna zawodniczka z USA Coco Gauff (6:1, 6:3). Świątek bez słowa przesady coraz bardziej zasługuje na tytuł królowej Paryża, tak jak królem Paryża jest 14-ktrotny triumfator turnieju mężczyzn i wielki idol raszynianki Rafael Nadal. Pierwszy set - Świątek niezagrożona Świątek w pierwszym secie dzieliła i rządziła. Nie przeżywała większych problemów, choć trzeba oddać Muchovej, że momentami grała pięknie i była w stanie zaskoczyć liderkę rankingu niekonwencjonalnymi zagraniami - skrótami, lobami, wolejami. Polka z kolei demonstrowała niesamowita pewność siebie, swobodę uderzeń, brak momentów rozluźnienia. Zaczęła mecz maksymalnie skoncentrowana. Praktycznie nie popełniała błędów. Prowadziła 3:0. Być może Czeszka, dla której był to pierwszy występ w finale Wielkiego Szlema, przestraszyła się, pełną widownią, rangą wydarzenia. Potem jakby na chwilę ochłonęła. Pokazała swoje niebanalne umiejętności. Wygrała w końcu gema. W kolejnym - trwającym blisko 10 minut - miała okazję przełamać serwis polskiej tenisistki. Ale znów u Świątek zadziałał tryb koncentracji, perfekcjonizmu, ale też ostrożności. Wybrnęła z kłopotów i wygrywała 4:1. Muchova trzymała się dzielnie, ale tylko przez chwilę. Zmniejszyła stratę. To wszystko na co było ją już stać w tym gemie. Od stanu 4:2 Świątek przegrała tylko dwa punkty, w tym - w kończącym set gemie przy serwisie zawodniczki z Ołomuńca - żadnego. Ta partia trwała 48 minut. Muchova jak z Sabalenką. Wychodzi z beznadziejnej sytuacji Polka nie zamierzała stosować taryfy ulgowej. To Wielki Szlem. Finał. Tu wszystko może się zdarzyć. Muchova pokazała mecz wcześniej, że jest w stanie wyjść z beznadziejnej sytuacji. W półfinale z Aryną Sabalenką wyszła ze stanu 2:5. Obroniła piłkę meczową. Świątek zaczęła drugi set tak jak pierwszy - od szybkiego (w 11 minut) 3:0. Znów była w tym co robi nienaganna, precyzyjna, konsekwentna. Tyle, że po drugiej stronie siatki cały czas była Muchova, tenisistka nie tylko walcząca do końca, ale i myśląca. Czeszka zdołała wyjść ze stanu tenisowej śmierci klinicznej. W wielkim stylu odrobiła stratę trzech gemów. Wyrównała. Dostała za to zasłużone brawa od obiektywnej i chyba lekko sprzyjającej jej publiczności na Philippe Chatrier. Grała w tym momencie ryzykownie, kombinacyjnie, bardzo dobrze. Polka zareagowała spokojnie. Wygrała swój gem, ale potem zaczęły się kłopoty. Przy 4:4 i 0:15 zaczęła coś nerwowo krzyczeć w stronę swojego sztabu. Takie sytuacje będą się powtarzać. Widoczny był kryzys tenisowy, ale i mentalny liderki rankingu. Potwierdziły to kolejne gemy. Polka straciła najpierw swoje podanie (ostatni punkt straciła po podwójnym błędzie), potem je odzyskała, by znowu je stracić. Było 5:6 i serwowała Muchova. Czeszka była w stanie popełnić podwójny błąd serwisowy i mieć asa. Czuć było napięcie, ale wykorzystała w tym gemie trzeciego setbola. Ten dramatyczny set trwał 1 godzinę i 11 minut. W trzecim secie obie tenisistki nie zwolniały tempa Czeszka nie przestała zaskakiwać. Od razu wygrała dwa pierwsze gemy trzeciego seta. Nie było widać żadnej różnicy między zawodniczkami, z których jedna jest najlepsza na świecie, a druga zajmuje 43. miejsce, z których jedna gra czwarty finał Wielkiego Szlema, a druga trzeci, ale w WTA. Zrobiło się bardzo wyrównane spotkanie. Świątek na chwilę znalazła sposób na rozpędzoną rywalkę. Wstrzymała jej impet i to dosyć łatwo. Wszystko wróciło do normy. Było 2:2. Na trybunach częściej było słychać doping dla Polki. Raszynianka nie potrafiła odzyskać przewagi z pierwszego seta. Każdy punkt trzeba było wywalczyć, Muchova dużo rzadziej popełniała błędy. Co więcej tenisistka z Ołomuńca przełamała serwis obrończyni tytułu. Podawała przy 4:3. Ależ to był zacięty moment spotkania - pojawiły się trzy break pointy dla Polki. W trzecim Muchova zagrała nieudany skrót. Mecz wrócił do punktu wyjścia - był remis 4:4. Świątek wygrała swój gem serwisowy. Potem postawiła kropkę nad i. Ostatni punkt zdobyła dzięki pomocy Muchovej, która popełniła podwójny błąd serwisowy. Polka wygrała ten finał z głębokim oddechem ulgi. I ze łzami w oczach po ostatniej piłce. Olgierd KwiatkowskiFinał turnieju kobiet Roland Garros Iga Świątek (Polska, 1) - Karolina Muchova (Czechy) 6:2, 5:7, 6:4